Piątek, 9 Maj
Imieniny: Kornela, Lizy, Stanisława -

Reklama


Reklama

NFZ płaci tylko przez rok


Wychodzić z ciężkiej choroby można albo szybko, albo wcale, albo za dużą kasę, prywatną oczywiście. - Na NFZ liczyć nie mogę, ostatnia nadzieja w ludziach dobrej woli i serca – mówi Maria Wiszowata z Julianowa. Opiekuje się 41-letnią córką, która w 2012 roku przeszła ciężki zawał i udar mózgu. - Są oznaki, że poudarowy paraliż się cofa...


  • Data:

Wychodzić z ciężkiej choroby można albo szybko, albo wcale, albo za dużą kasę, prywatną oczywiście. - Na NFZ liczyć nie mogę, ostatnia nadzieja w ludziach dobrej woli i serca – mówi Maria Wiszowata z Julianowa. Opiekuje się 41-letnią córką, która w 2012 roku przeszła ciężki zawał i udar mózgu. - Są oznaki, że poudarowy paraliż się cofa, że jest szansa na choćby częściowe przywrócenie córce samodzielności przy intensywnej rehabilitacji.



Wioletta Ewa Milewska, dziś 41-letnia, sparaliżowana prawostronnie kobieta, nie miała ani łatwego, dorosłego życia, ani dobrego zdrowia. Mieszkała w Olsztynku, pracowała w tamtejszej wytwórni octu i musztardy, wyszła za mąż, urodziła córkę (obecnie 8-letnią), rozwiodła się, zmagała się z różnymi chorobami, aż uderzyły w nią wyjątkowo paskudne: zawał serca i udar mózgu. Od grudnia ubiegłego roku pozostaje pod czułą opieką rodziców w Julianowie. - Dziecko to dziecko, nawet dorosłe, a matka zawsze jest od tego, by się opiekować i pomagać – stwierdza „oczywistą oczywistość” Maria Wiszowata. - Tyle że jesteśmy teraz bezradni, bo gdy terapia zaczęła przynosić efekty, to nie bardzo mamy jak ją kontynuować, a przede wszystkim nie mamy za co. Wydeptałam już chyba wszystkie ścieżki, ale bezskutecznie.

Urzędowy czas zdrowienia minął

Pierwsze dziewięć miesięcy choroby sparaliżowana kobieta spędziła w Zakładzie Opieki Leczniczej w Bartoszycach. - Mówią na to hospicjum i po trosze tak jest, ale córka była tam rehabilitowana i zaczęło jej się poprawiać – opowiada pani Maria. - Ale Narodowy Fundusz Zdrowia  chyba zakłada, że podopieczni takiej placówki maja prawo żyć tylko 9 miesięcy, bo pokrywa koszty pobytu tylko za taki czas.
Państwo Wiszowaci zabrali córkę do domu. Zapewnili „dojeżdżającą” rehabilitację. Też nie było prosto, bo mieszkają za daleko od specjalistycznych zakładów. W ramach usług pokrywanych przez NFZ dojazd do chorego jest wliczany, ale tylko do 10 km, a ze Szczytna do Julianowa jest 25 km. Aktualnie ta odległość i tak nie ma znaczenia, bo Fundusz dba o zdrowie i życie pacjenta z takim schorzeniem tylko przez rok. - Nie miałam o tym pojęcia. Dopiero  lekarz mi uświadomił mówiąc, że on może zlecenie na rehabilitację wystawić, ale to nic nie da, bo moja córka już za długo choruje – mówi zdenerwowana pani Maria. - Pojechałam do Olsztyna, do NFZ, rozmawiałam z kim się dało, „gnębiłam” rzecznika praw pacjentów i nic. Pisałam o zastosowanie wyjątku, uzasadniałam, że córce się poprawia, ale to nikogo nie przekonało. Według ichnich przepisów chorować można rok i korzystać z rehabilitacji. Później się wypada z „koszyka świadczeń”.


Reklama

Reklama



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama