Piątek, 27 Czerwiec
Imieniny: Jana, Pauliny, Rudolfiny -

Reklama


Reklama

Kinga Jackowska. Rekordzistka Polski i światowa nadzieja z Kieźlin


Ma zaledwie 16 lat, pochodzi z Kieźlin pod Olsztynem, a już pcha kulę dalej niż jakakolwiek inna zawodniczka w swojej kategorii wiekowej na świecie. Kinga Jackowska, reprezentantka MKL Jurand Szczytno, ustanowiła rekord Polski U18 i prowadzi światowe rankingi. Jak zaczęła się jej historia? Czy marzy o igrzyskach? I co robi, gdy nie trenuje?


  • Data:

– Na początku chciałam biegać – zaczyna opowieść Kinga Jackowska, dziś czołowa kulomiotka młodego pokolenia. – Trzy lata trenowałam bieganie, wiązałam z tym przyszłość. Ale mój były trener pewnego dnia powiedział, że spróbujemy czegoś innego. Zaproponował pchnięcie kulą. I tak się zaczęło.

 

Zaczęło się mocnym wejściem – 21 maja 2021 roku w Olecku, 10,29 metra. – Bardzo się wtedy cieszyłam, to był mój pierwszy start z kulą – wspomina. Od tamtej pory minęły zaledwie cztery lata, a Kinga zrobiła kolosalny postęp. 31 maja tego roku, podczas mistrzostw LZS, pchnęła kulę (3 kg) na odległość 18,67 metra – ustanawiając rekord Polski U18 i najlepszy wynik na świecie w tej kategorii wiekowej. – Zawsze mam przeczucie przed pchnięciem – mówi. – Jak kula dobrze się ułoży, czuję, że to będzie „to”. Nawet przed eliminacjami mówiłam trenerowi: „coś czuję”. I wyszło.

 

Tak było w Białymstoku, gdzie pokazała, że siła nie tkwi tylko w mięśniach, ale też w głowie, determinacji i przeczuciu. – Też poczułam to pchnięcie jeszcze zanim kula poleciała. I wiedziałam, że to będzie daleko – dodaje.


Reklama

 

Droga do Szczytna

Kinga pochodzi z niewielkich Kieźlin pod Olsztynem. W podstawówce próbowała różnych aktywności – cheerleading, pływanie, lekkoatletyka. Ale dopiero kula stała się jej pasją.

 

– Zaczęłam trenować w poprzednim klubie. To tam „złapałam” podstawy i jeździłam na pierwsze zawody, jednak w pewnym momencie zauważyłam, że fizycznie stoję w miejscu. Na jednych z ogólnopolskich zawodów poznałam Wiktorię Markowską, zawodniczkę ze Szczytna. Złapałyśmy kontakt. To ona mi powiedziała: „Jeśli się nie rozwijasz, spróbuj u nas”.

 

W ósmej klasie Kinga zdecydowała: czas na Szczytno. – Rozmawiałam z mamą, nie miała nic przeciwko. Przez kilka miesięcy dojeżdżałam codziennie do Szczytna, żeby trenować. Ogromna zasługa mojej mamy, że mogłam wtedy kontynuować treningi. We wrześniu dwa lata temu zaczęłam szkołę średnią i przeprowadziłam się już na stałe.

Łączenie sportu z nauką nie jest łatwe, ale Kinga wie, jak ważne jest zaplecze. – Dostaję wsparcie od nauczycieli, ale też sama się staram, by pokazać, że nauka też jest dla mnie ważna. Trzeba mieć coś oprócz sportu – na wypadek kontuzji czy innych nieprzewidzianych rzeczy. Chcę iść na studia. Jeszcze nie wiem dokładnie jakie, ale na pewno będę się dalej rozwijać.

Reklama

 

Nowy trener, nowe możliwości

W Szczytnie trafiła pod skrzydła Macieja Bukowieckiego – trenera i brata Konrada Bukowieckiego. – Super trener. Można pożartować, nie ma stypy – śmieje się Kinga. – Ale co najważniejsze, wspiera nas nie tylko na treningach, ale też poza nimi. Wiem, że mogę mu zaufać. Treningi są intensywne: 5–6 razy w tygodniu, zależnie od startów. – Dochodzą zawody, regeneracja, ale to wszystko się spina, kiedy człowiek wie, po co to robi.

 

Sport wypełnia jej większość życia, ale potrafi znaleźć czas dla siebie i dla przyjaciół. - Lubię akrobatykę, malować, ale tylko, jak mi się bardzo nudzi. Jak każdy sportowiec – marzę o igrzyskach olimpijskich. To jest ten szczyt, który chciałabym kiedyś osiągnąć.

Dominik Deptuła



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama