Sobota, 11 Styczeń
Imieniny: Feliksa, Honoraty, Marty -

Reklama


Reklama

Lepiej nie chorować – felieton Leszka Mierzejewskiego


Lepiej nie chorować niż się leczyć, a jeszcze trafniejszy jest fragment z przysięgi Hipokratesa: „lepiej zapobiegać, niż leczyć”. Ze swej strony dodam, że lepiej być zdrowym i bogatym niż biednym i hospitalizowanym np. w naszym szpitalu, który jest mi szczególnie bliski, jak koszula ciału. Przecież przepracowałem w nim 18 lat (na przełomie lat 80 i 90 XX wieku).



Często słychać kąśliwe wypowiedzi, że na naszym terenie chorych nie leczą lekarze specjaliści, a starają uzdrawiać ich nowoczesne przychodnie, wartościowe inwestycje szpitalne (których wartość w Szczytnie w ostatnich latach sięgnęła wartość blisko 35 mln zł) oraz samorządowcy z naszego miasta i z powiatu:

 

 

Osobiście mniemam, że najtrafniejsze są substytuowane słowa z tekstu piosenki Danuty Rinn: Gdzie ci lekarze, prawdziwi tacy, M, orły, sokoły, herosy! Gdzie te doktory na miarę czasów, Gdzie te medyki, Je”. Bo niepodważalnym faktem jest, że w minionych latach, gdy pracowałem w służbie zdrowia, to rodzimych lekarzy mieliśmy w bród. Wabiliśmy ich do pracy na naszym terenie atrakcyjnością powiatu i własnymi mieszkaniami. Dziś powymierali, powyjeżdżali lub przebywają na zasłużonych emeryturach.

 

Natomiast stan techniczny ówczesnych obiektów, a przede wszystkim szpitala z wyposażeniem był nieporównywalny do obecnego, jak syrenki FSO-105 do najnowocześniejszego modelu Mercedes-Benz klasy A. Obecnym szczycieńskim obiektom służby zdrowia zazdroszczę, bo faktycznie wkroczyły w XXI wiek.

 

Podziwiam lecznictwo zamknięte, bo wg mnie, szczycieński szpital to nowoczesna jednostka zaczynając od infrastruktury, poprzez metody zarządzania, kończąc na wyposażeniu w aparaturę i sprzęt medyczny. Współczesna medycyna opiera się oprócz wiedzy i doświadczenia medyków, również na profesjonalnym wyposażeniu, w skład którego wchodzi sprzęt oraz narzędzia służące do diagnostyki, terapii i pielęgnacji pacjenta.

 

Wówczas proces leczenia ma krótszy czas realizacji, przeprowadzony jest precyzyjnie i w warunkach komfortowych dla obu stron. Występuje ścisłe powiązanie kilku elementów, ale nie oszukujmy się: od czasów Hipokratesa medycyna oparta jest przede wszystkim o liderów jakimi są lekarze. Niewątpliwie wszystko jest okej, jeżeli zatrudniona jest odpowiednia liczba fachowego personelu medycznego i jeżeli sprzęt i wyposażenie jest wykorzystywane na okrągło.

 

Każdy powinien być przekonany, że będzie wyleczony, a nie podtrzymywany na zdrowiu i otrzyma kartę informacyjną bez wypisu zalecającego: w najbliższym czasie zarejestrować się celem dalszego leczenia w poradni kardiologicznej, w poradni chorób płuc, w poradni endokrynologicznej itd. Dlatego też na czasie na czasie jest, gdy ordynator na rannym obchodzie mówi do pacjenta:

 

- Najwyższy czas, że pan do nas trafił! Pacjent: - To ze mną jest aż tak źle? Ordynator: - Nie, prawdopodobnie wyzdrowiałby pan albo i umarł w domu... Pacjent: - O Boże! Ordynator: - Uspokój się pan, nam przede wszystkim chodzi o statystykę, szpital jest zadłużony, a każdy chory, to środki finansowe z NFZ”.

 

Popatrzmy teraz prawdzie w oczy, nasz powiatowy szpital jest nowoczesną i rozwijającą się jednostką, przynoszącą nam mieszkańcom powód do dumy. Ale z drugiej strony, spędza sen z powiek nie tylko dyrekcji, ordynatorom, ale również radnym powiatowym i staroście. Bo szpital jest nowoczesny, doinwestowany, innowacyjny, ale bez dostatecznej liczby specjalistycznej kadry, bez 100% diagnostyki medycznej, więc hospitalizowanie jest niejednokrotnie do d...


Reklama

 

Technika winna ułatwiać pracę zatrudnionym medykom i po drugie, ratować zdrowie chorym, a po trzecie, zarabiać na bieżącą działalność szpitala. Minorowo jest słuchać mieszkańców, gdy psioczą, twierdząc, że w PRL-u było lepiej, że ze szpitala wypisywano wyleczonych. Że dostęp do służby zdrowia był łatwiejszy, że medycyna była za darmo, a o nasze zdrowie już dbano w przychodniach, w gminnych i wiejskich ośrodkach zdrowia.

 

Podobno! Prawda jest też taka, że faktycznie liczba kadry personelu medycznego była na plusie, natomiast obiekty służby zdrowia z czasów PRL-u, to pożal się Boże. Infrastruktura naszego szpitala, to połowa XX wieku, część chorych leżała na korytarzu, tylko szczęśliwcy wegetowali w przepełnionych salach szpitalnych, bez podstawowego zaplecza techniczno - sanitarnego. Wspólne ubikacje i umywalnie dla chorych mieściły się na korytarzu komunikacyjnym. Ale z drugiej strony, to normalka, w całej powiatowej Polsce były takie same warunki, identyczne rozwiązania. Blok operacyjny był niedoinwestowany, z tym, że złote rączki naszych chirurgów działały cuda.

 

 

Pamiętam początek lat 80. XX wieku, to nie mit z tamtej epoki, to prawda, że kolejki do lekarzy były porównywalne do dzisiejszych. Nie działał jeszcze lekarz pierwszego kontaktu, któremu obecnie najwygodniej kierować pacjentów do specjalistów - wiedząc i jednocześnie martwiąc się, że i tak 70% z tego nie skorzysta. Obłęd i paranoja.

 

Przecież obecnie do poradni specjalistycznej kardiologicznej w Szczytnie czeka się od 4 do 6 miesięcy. Identycznie do poradni chorób płuc. W takim powiatowym mieście jakim jest Szczytno nie działa poradnia endokrynologiczna, nawet prywatnie lekarz endokrynolog przyjmuje od wielkiego dzwonu, tzn. przyjeżdża do poradni na ul. Drzymały, gdy mu się opłaca finansowo.

 

Cyrk! Pacjentów lekarz leczył wolniej, bo bez komputeryzacji i automatyzacji - ale nie byle jak. Lekarz nie zbywał chorych, sam od A do Z zajmował się pacjentem. Dziś z każdą „pierdołą” chory kierowany jest na badania specjalistyczne lub bezpośrednio do specjalisty. Tajemnicą poliszynela jest, że takową wizytę załatwia się po znajomości, lub czeka się w nieskończoność, ewentualnie jeździ się prywatnie do Olsztyna, do Biskupca czy do Warszawy.

 

Pamiętam, w tamtych latach jedną mieliśmy pracownię rentgenowską przy ul. Skłodowskiej w Szczytnie, gdzie rtg robiono dla chorych z powiatu, z miasta i hospitalizowanych. Chroniczny był brak pieniędzy na leki, sprzęt i na inwestycje. Służbę zdrowia zżerał rak techniczno-ekonomiczny. Na szczęście nie brakowało lekarzy, pielęgniarek, farmaceutów, rehabilitantów, laborantów - dzięki którym w miarę szybko wykrywano i leczono schorzenia.

 

 

Lekarzom bezgranicznie wierzono, nie to co obecnie, gdy podstawową wiedzę medyczną i wskazania najczęściej czerpiemy z reklam, których jest coraz więcej. Kiedy tylko pojawia się u nas problem czy dyskomfort, to kupujemy reklamowane specyfiki i wierzymy, że nasz mankament zniknie. Główna też tego przyczyna, że w małych miejscowościach występują problemy z bezproblemowym dostaniem się do odpowiedniego specjalisty.

Reklama

 

Obecnie, coraz częściej w poradniach szpitalnych słyszy się narzekania na lekarzy, że nie mają czasu, że się spieszą. Odwrotnie, też się słyszy psioczenie lekarzy, że są zatrudnieni na etacie, bez żadnej dodatkowej gratyfikacji za przyjmowanie w poradni. Że w czasie 2 godzin muszą przyjąć tłumy zapisanych pacjentów.

 

A ilość pracy na oddziale pozostaje ta sama, bo nie ma kto ich zastąpić. W naszych miejskich przychodniach, czy też w ośrodkach zdrowia w terenie inaczej wygląda zatrudnienie lekarza. Są zatrudnieni na kontrakcie. Płaci im zleceniodawca, czyli właściciel przychodni, a ten utrzymuje się z wynegocjowanych procentów za każdego pacjenta z NFZ. Lekarze na kontrakcie mają więcej czasu dla chorego. Wszystko jest na pozór cacy, ale nic się od lat nie zmienia, dalej chorzy psioczą, bo w służbie zdrowia, tak jak wszędzie, chodzi o kasę, a po drugie, o braki w wyższym personelu medycznym. Jak wieść niesie, to większość medyków woli zarabiać za granicami kraju lub w wielkich miastach Polski. Fakt faktem, że zatrudnieni u nas obecnie lekarze, to w większości emeryci, lub niedoświadczeni absolwenci, ewentualnie dojeżdżający z innych miejscowości lub ci, którzy przybyli ze wschodu.

 

I tak to wygląda! Nikt nie jest zadowolony, podobnie jak nie jest temu nikt winien – ani pacjent, ani lekarz - winien jest obecny system i jak zwykle za niskie płace. Bo nastały takie czasy, że każda grupa zawodowa twierdzi, że za mało zarabia. Strajkują pielęgniarki i położne, protestują lekarze, buntują się nauczyciele, wnoszą rebelię urzędnicy samorządowi, straszą przewrotem policjanci, wojskowi i strażacy, nawet votum separatum stawiają emeryci i renciści!

 

Moja rada dla rządu, dać wszystkim, jak leci po 10 tysięcy zł podwyżki. Wówczas będziemy zadowoleni i co najważniejsze: poprawią się usługi w służbie zdrowia. Stać nas będzie na prywatne leczenie z własnego ubezpieczenia. Przecież aktualnie masowo ubezpieczamy tylko swoje samochody i siebie na wypadek śmierci oraz część z nas ubezpiecza mieszkania. Ale nikt z nas nie pomyślał o dobrowolnej, dodatkowej składce obejmującej nagłe zachorowanie, intensywne leczenie, rehabilitację.

 

Niby to kosztowne ubezpieczenie, ale przecież zapewniające bezproblemową pomoc i leczenie do końca życia. Wydatki są refundowane i nie czeka się miesiącami na wizytę u lekarza specjalisty, potem kolejne miesiące na wykonanie badań zleconych i kolejne na ponowną wizytę z wynikami badań.

 

W przeciągu kilku dni ma się wszystko załatwione odgórnie, przez firmę ubezpieczeniową, tym bardziej, że koszty wizyt są relatywnie tanie, porównując, z kosztem wizyty u stomatologa, kosmetyczki, fryzjera, przeglądem samochodu, wczasami... Jedyny mankament, że większość usług wykonywanych jest w Olsztynie lub w Warszawie, ale transport też jest refundowany. Jednak wszystko byłoby okej, gdyby te 10 000 zł podwyżki dostały tylko pielęgniarki albo emeryci. Bo jak otrzymają wszyscy, to będzie niesamowita inflacja, a wydrukowane pieniążki posłużą do podtarcia tyłka.

tekst Leszek Mierzejewski

e-mail: leszek.mierzejewski@gazeta.pl



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama