Jest pan dość „świeżym” mieszkańcem Szczytna?
Dokładnie tak. Zostałem zatrudniony w Szczytnie jako pastor dwa lata temu. A jeszcze dokładniej to dwa lata miną z końcem października. Ale znam Szczytno od dawna. Na początku lat 90. byłem pastorem w Kętrzynie, a ówczesny duchowy opiekun szczycieńskiego zboru Janusz Niwiński był moim serdecznym przyjacielem i często odwiedzaliśmy się wzajemnie.
Mówi pan „zostałem zatrudniony jako pastor”. Zatrudnienie osoby duchownej może brzmieć dziwnie dla członków innego, że tak powiem, powszechniejszego kościoła?
Kościół Chrześcijan Baptystów w RP (tak brzmi oficjalna nazwa) zalicza się do grupy wyznań protestanckich, ale do – nazwijmy to – podgrupy tzw. kościołów wolnych, o charakterze ewangelikalnym, w odróżnieniu od ewangelickich. Jest nas, tych wyznań w Polsce kilkanaście i są to zwykle kościoły o dość nielicznej grupie wyznawców.
Na czym polega ta wolność?
Głównie na tym, że nie mamy struktury hierarchicznej. Owszem, wszystkie zbory tworzą Kościół Chrześcijan Baptystów, ale każdy zbór jest też autonomiczny, w pełni samodzielny. Ma swoją radę, wybraną spośród wyznawców, która jest takim organem decydującym o tym, jak zbór działa i co się w nim dzieje. I ta właśnie rada zatrudnia pastora, którego „pozyskuje” w różny sposób. Na przykład poprzez ogłoszenie w naszym, kościelnym miesięczniku, oczywiście z grona osób o określonych kwalifikacjach.
Czyli pastorzy w kościołach protestanckich też muszą być wyświęceni, jak to ma miejsce w KK?
Tak, są oni uroczyście ordynowani po uzyskaniu wspomnianych kwalifikacji. Ich podstawę stanowi wiedza, czyli wykształcenie, bo trzeba mieć ukończony kierunek teologiczny i uzyskać tytuł co najmniej licencjata teologii baptystycznej. Następnie przez trzy lata sprawuje się tzw. wikariat, swoisty staż. Po tym czasie rada zboru, w którym ten wikariat jest sprawowany, wystawia opinię, oceniając wiedzę wikariusza, jego zaangażowanie, umiejętność współżycia społecznego itp. predyspozycje. Organizowany jest też egzamin kościelny, podczas którego trzeba się wykazać znajomością Pisma Świętego i wielu innych zagadnień, zarówno ze sfery, nazwijmy to – duchowej, jak i tej ziemskiej, bardziej pragmatycznej. I ten zdany egzamin daje uprawnienia do bycia pastorem. Natomiast czy i gdzie się nim zostanie – to już kwestia zupełnie innych procedur, a przede wszystkim decyzji wspólnoty (zboru).
Które to procedury pan przeszedł, skoro został pastorem szczycieńskich chrześcijan baptystów. Jak liczny jest to zbór?
Niewiele ponad 50 osób, przy czym mówię o ochrzczonych, świadomych członkach Kościoła Baptystów. Z dziećmi i sympatykami nasza wspólnota obejmuje nieco więcej, bo około 70 osób.
Tak niewielkie grono, połączone jednym wyznaniem wiary, to chyba znacznie więcej niż kilkutysięczna liczba w żaden sposób niepowiązanych ze sobą parafian w KK? Czy wasza wspólnota jest nią tylko z nazwy, czy sięga głębiej?
Świadomie używam słowa „wspólnota”, bo kościół to miejsce, do którego się chodzi, a wspólnota to gremium, do którego się należy. W przypadku naszego Kościoła (ale i podobnych z kręgu wyznań protestanckich) ta wspólnota jest rzeczywista. Nazywamy się braćmi i siostrami, i na co dzień staramy się tak właśnie, po bratersku, do siebie odnosić. Nasze wyznanie to typ chrześcijaństwa z wyboru. Nie z przymusu, nie z tradycji, nie z przypadku. Członkiem wspólnoty może zostać człowiek w pełni świadomy, a więc dorosły, taki, który wyznaje te same wartości jak reszta wspólnoty, w taki sam sposób postrzega nakazy wiary i rolę Stwórcy. Członków wspólnoty łączy nie tylko jednakowe postrzeganie zasad własnego wyznania, ale i wypływająca z wewnętrznej potrzeby więź duchowa z innymi, więź personalna, koleżeńska, przyjacielska, po prostu – więź ludzka.
Już wiemy, że na początku lat 90. był pan w Kętrzynie, obecnie jest pan w Szczytnie. A w międzyczasie?
Przez dwie kadencje, do 2007 byłem zwierzchnikiem (prezbiterem) Kościoła Chrześcijan Baptystów w Polsce czyli przewodniczącym Rady Kościoła.
Czyli można by tę pańską funkcję porównać nieco do roli papieża w KK...
Nie do końca, a jeśli już, to raczej prymasa. Po 2007 roku wróciłem do Kętrzyna, a w latach 2009-2013 byłem rektorem Wyższego Baptystycznego Seminarium Teologicznego w Warszawie. Uczelnia ta ma uprawnienia do kształcenia na poziomie licencjatu. Wyższe stopnie naukowe trzeba już uzyskiwać na innych uczelniach, np. w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie, lub w uczelniach zagranicznych, najlepiej czy raczej najrozsądniej takich, które nauczają teologii w wersji protestanckiej.
Czyli musi mieć pan sam co najmniej tytuł doktorski. Nieco dziwnie jednak wygląda taka huśtawka, nazwijmy to, zajmowanych pozycji „zawodowych”, ze szczytów do podstaw i odwrotnie...
Nie ma w tym nic dziwnego, wszystkie pełnione funkcje były z wyboru, kadencyjne, co wynika z praw naszego Kościoła. Ale też trochę sam na to wpływałem. Najpierw 11 lat byłem pastorem w Białymstoku, w największym wówczas polskim zborze baptystycznym. Zmęczony dużym miastem, co wielu dziwiło, poprosiłem Boga o spokojniejsze otoczenie i dostałem Kętrzyn. Później rodzinnie pasowała mi Warszawa, bo tam dzieci się uczyły i teściowie tam mieszkają. I tak dalej. Dodam, że po zakończeniu kadencji rektorskiej jeszcze dwa lata byłem pastorem w Toronto. I dopiero po powrocie z Kanady osiadłem w Szczytnie. I wcale nie żałuję. Te wszystkie zmiany podyktowane były odczytywanym wyraźnie powołaniem od Boga.
Planuje pan dalsze peregrynacje?
Chyba już nie. Siedem przeprowadzek w dorosłym życiu to dość. Z tutejszą, szczycieńską radą wstępnie umówiliśmy się na roczną pracę. Chyba się sprawdziłem, skoro to porozumienie obejmuje teraz czas do osiągnięcia przeze mnie wieku emerytalnego, a to już nie tak długo, bo za niecały rok. Ale to wcale nie znaczy, że przestanę być pastorem w Szczytnie. Mnie się tu podoba, a jeśli ja będę nadal akceptowany przez członków zboru – to z pewnością dojdziemy do porozumienia.
Pochodzi pan z?
Chełma dawniej noszącego nazwę Lubelskiego. Byłem wychowywany w baptystycznej rodzinie, co z pewnością miało wpływ na moje zapatrywania. Ale osobistą, wewnętrzną decyzję o tym, by życie powierzyć Bogu i Mu służyć podjąłem, gdy już miałem 18 lat, podczas wakacyjnego obozu młodzieżowego. Wtedy wysłuchałem ewangelizującego kazania, które tak silnie na mnie wpłynęło, że wybrałem tę drogę, powiedzmy, zawodową, którą kroczę do dziś.
Czyli nie było to powołanie, które się objawiło wcześniej?
Na pewno nie. Nie pamiętam, kim chciałem zostać jako 6- czy 7-letni dzieciak, ale w szkole średniej niektórzy wróżyli mi karierę aktorską, bo działałem w kabarecie. Najchętniej jednak zajmowałem się działalnością organizacyjną, z rówieśnikami początkowo, z młodzieżą nieco później, a organizowałem głównie obozy i inne formy letniego wypoczynku. Z tego zresztą powodu, po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Warszawskim, zostałem nauczycielem w szkole, żeby mieć wolne wakacje i móc jeździć na te obozy.
Wieść gminna niesie, że ten kawałek włóczęgowskiej, obozowej żyłki gdzieś w panu pozostał...
Istotnie trochę podróżuję. Jako pastor i ewangelista, a wcześniej jako prezbiter – oczywiście – byłem i jestem zapraszany na różne wydarzenia. Moja niejako druga profesja to prowadzenie wykładów, czy – jakby kto wolał – nauczanie Pisma Świętego, możliwie bez żadnej interpretacji doktrynalnej. Czyli po prostu czytanie Biblii z maksymalnym jej zrozumieniem. I bywam zapraszany na takie wykłady - czytanie, wraz z żoną, która również się tym zajmuje, w różne miejsca na świecie. Niekoniecznie tylko przez członków Kościoła Baptystów, ale też przez inne kościoły chrześcijańskie. Oboje nie tak dawno byliśmy na przykład w Mongolii.
To najbardziej egzotyczne z odwiedzonych miejsc?
Wspólnie z żoną? Raczej tak. Sam byłem w Bangladeszu, wcześniej często bywaliśmy w Rumunii, w USA. Teraz już łatwiej w takich wyjazdach uczestniczyć, kiedy dzieci dorosłe.
Ile?
Troje. Dwóch synów i córka. I cała trojka, gdy już dorosła i dojrzała do podejmowania świadomych decyzji, zdecydowała się przyjąć chrzest w Kościele baptystycznym. Synowie nie kontynuują jednak mojej drogi i żaden z nich nie jest pastorem.
Czemu mówi pan o synach? A córka?
Główną ideą naszego wyznania jest życie i postępowanie maksymalnie w zgodzie z duchem Pisma Świętego, a ono wyraźnie rolę przywódczą powierza mężczyznom. Chociaż, oczywiście, są już i takie kościoły, które dopuszczają kapłaństwo kobiet.
Szczycieński zbór baptystów, zdaje się, przez ostatnich sporo lat nie miał swojego pastora. Teraz ma. Czy jakieś zmiany pan przewiduje? Jakieś działania, które sprawią, że zbór będzie bardziej widoczny, rozpoznawalny, że będzie bardziej społecznie aktywny?
Zbór sam w sobie jest pełen dynamiki, bo w naszym gronie jest sporo aktywnych ludzi. W tym roku, podobnie jak w ubiegłym, w sierpniu planujemy 5-dniowe wydarzenie o nazwie „Tydzień Pozytywnych Inicjatyw”. To cykl różnych imprez, o różnym charakterze, oczywiście przeznaczonych dla wszystkich chętnych. To będą np. koncerty muzyki chrześcijańskiej, różnego gatunku, spotkania, gry, zabawy itp. Oczywiście, chcemy być kościołem żywym, otwartym na otoczenie, miasto, na ludzi. Na wszystkich ludzi, niezależnie od ich wyznania czy jakiejkolwiek innej cechy różnicującej. Biblia wszak nakazuje miłować nie tylko Boga, ale i każdego bliźniego.
Opis do zdjęć:
Pastor Andrzej Seweryn z trzema kolejnymi prezydentami Światowego Aliansu Baptystycznego. Sewilla 2002.
Czytanie Biblii i prowadzenie wykładów odbywa się w różnych zakątkach świata.
Rodzina zajmuje bardzo ważne miejsce w życiu Andrzeja Seweryna. Obecnie do tego grona dołączyły już wnuki.
Jako uczeń i student dzisiejszy pastor był nie tylko kabareciarzem, ale grywał też w zespole muzycznym.
Jednak ten pan ma ewidentnie jakiś problem. Teraz po prezydencie. Polska jest w Europie i jest jej częścią i nikt się nie wypiera, że jesteśmy jej częścią. Walczymy tylko o równouprawnienie. Poza tym jak Leszek Miller mówi o pomocy Ukrainie ale w granicach rozsądku to nikt go nie krytykuje a już na pewno nie ten pań, który z pewnością pobiera bardzo wysoka mundurowa emeryturę. Bardzo dobrze, że ktoś mówi jak jest a nie tylko ślepo ma wydawać kasę na kraj który jest mocno skorumpowany. Cięcia w budżetach. A kto doprowadził do takiej dziury? Jakoś przez 8 lat tego złego pusu nie było takiej dziury teraz nam się wciska że jest nam dobrze, fajnie itp. Dobrze to jest temu Panu, który pusze takie bzdury. Przeciętny polski obywatel nigdy takiej emerytury ba nawet wynagrodzenia nie dostanie jak pan otrzymuje obecnie. Panu jest i było zawsze dobrze za kazdych rzadow, tylko po prostu masz pań zniekształcony onraz przez tvn. Każda telewizja w jakiś sposób kłamie i zniekształca i naciąga fakty. Masz pań swoje lata więc przemysł pań uczciwie co piszesz bo żyjesz pań w pewnej bańce rzeczywistości oderwanej od życia. Masz pań wypchany barek alkoholem jak to zes pan niedawno wspomniał. Może taki barek jak prezes w Alternatywach4. Skojarzenia nasuwają się same o pana mentalności i wiedzy o życiu zwyczajnych ludzi. Mało o normalnym życiu pań wiesz.
Jan
2025-12-10 07:05:36
Pytanie, gdzie są dzieci, gdzie są wnuki? Są tacy, którzy - mieszkając poza Szczytnem - potrafią dzwonić przynajmniej 3 razy dziennie do swych dziadków, rodziców, krewnych. Wiedzą, kiedy jest jedzone śniadanie, wiedzą, kiedy jest przechadzka, wiedzą o której obiad, kolacja... A w razie braku kontaktu dzwonią o pomoc. To takie trudne? To nie kwestia braku czasu, tylko braku więzi i uczuć.
Taki sobie czytelnik
2025-12-10 03:09:26
Panie Mądrzejowski. No tak, obecna władza to nie przerznacza środków na \"swoją telewizję\". Szybko sobie wygooglowałem: W 2025 roku TVP w likwidacji dostała dodatkowo 1,4 mld. Ach ten pana słynny obiektywizm.
Olek
2025-12-09 22:25:02
Kiedyś,to kiedyś,cóż to za bzdurne uzasadnienie.Niektorym radnym nie chce się nawet myśleć logicznie
Plik
2025-12-09 17:48:45
Ciekawe kto i dlaczego boi się powiedzieć prawdę
Ciekawski
2025-12-08 22:14:23
Prawie fascynujące...
Jestę zastępco burmystrza
2025-12-08 20:32:16
U nas na budowie też przyjęli nowego pracownika , ale niestety nie było reportera.
tak
2025-12-08 19:42:37
Występ bardzo fajny ale trochę nie ładnie jak się pomija osoby które faktycznie pracowały i przygotowywały występ,
Olek
2025-12-08 19:00:33
7.12. było lodowisko otwarte, jednak jazda na łyżwach okazała się niemożliwa.Lyzwy rozjeżdżały się po tej sztucznej tafli nie mogąc rozpocząć jazdy.Całkowita klapa, pieniądze do zwrotu.
Warchol
2025-12-08 09:41:11
Znikome te informacje w tym artykule
Adrian
2025-12-07 13:05:25