Niedziela, 23 Czerwiec
Imieniny: Albina, Wandy, Zenona -

Reklama


Reklama

Wszystko zaczęło się od … Zetora. Rekordowa babcia Hera (zdjęcia)


Rolnictwo to ciężka praca. Doskonale wie o tym Robert Liniewicz. Dzisiaj jest jednym z liderów w naszym powiecie. To dzięki pasji i oddaniu pracy może pochwalić się produkcją mleka na najwyższym poziomie. - Rolnictwo to gra zespołowa. Bez najbliższych nie odniósłbym sukcesu – mówi.



Robert Liniewicz jest rolnikiem z Orzyn. Od blisko 35 lat prowadzi gospodarstwo wraz z żoną. Jest trzecim pokoleniem gospodarzy w swojej rodzinie, o której można by napisać historię, ale zdecydowanie jest to temat na osobny artykuł. Niemal pewne jest, że w żyłach pana Roberta płynie gospodarska krew, a mieszanka genów w jego przypadku okazała się doskonałym połączeniem.

 

- Dziadek od strony mamy był rolnikiem, natomiast od strony taty ogrodnikiem. Jeden był Mazurem, drugi przesiedleńcem z Kresów – opowiada gospodarz.

 

Zetor na zachętę

Jednak zanim zdecydował o tym, że swoje zawodowe życie zwiąże z rolnictwem miał zostać strażakiem. Był w tym bardzo dobry.

 

- Uczyłem się w szkole średniej w Karolewie. Tam wraz z naszą młodzieżową drużyną pożarniczą zdobyliśmy tytuł mistrza Polski w 1988 roku – wspomina. - To była moja wielka pasja i myślałem o tym, żeby zająć się tym zawodowo.

 

Na szczęście tata pana Roberta miał zupełnie inaczej widział przyszłość swojego syna. Obmyślił plan, by przekonać go do tego, by poszedł w jego ślady. Podarował synowi ciągnik. Ale nie byle jaki, tylko rolls-royca wśród ówczesnych maszyn rolniczych.

 

- To była końcówka lat 80. Nie wiem, jak tata to zrobił, ale dostał talon na zetora. Z kolegą pojechał po niego aż do Kalisza. Wracali dwa dni. Ale się opłaciło. Bo ciągnik zrobił na mnie takie wrażenie, że zostałem rolnikiem – uśmiecha się.

 

 

Tradycja i nowoczesność zostaną w rodzinie

Gdy w 1991 roku pan Robert przejmował gospodarstwo od rodziców na stanie miał 10 krów i około 20 hektarów ziemi. Od początku nastawił się na produkcję mleka. Dzisiaj jego stado liczy blisko 80 krów rasy holsztyńsko-fryzyjskiej. Na własność posiada 70 hektarów ziemi, do tego dzierżawi jeszcze blisko 15.


Reklama

 

- Powoli rozwijaliśmy się. Rolnictwo to gra zespołowa. Moja cała rodzina była zaangażowana w pracę na gospodarce. Żona, córka i syn, zawsze mnie wspierali, również fizyczną pracą – mówi rolnik. - Dzisiaj wiem, że mam następcę.

 

Część gospodarstwa od pana Roberta przejmuje już 27-letni syn Arek. Obaj panowie współpracują i inwestują w rozwój. Pan Robert zawsze stawiał na innowacyjność w gospodarstwie, ale - jak zapewnia - jego syn w tej dziedzinie zdecydowanie go przebija i ciągle nakręca do unowocześniania gospodarstwa. Pomaga mu w tym wykształcenie, które zdobył. Ukończył studia na wydziale mechatroniki.

 

Rolnictwo to praca i wiedza

Gospodarka to ciężki kawałek chleba. Wymaga od rolników stałej obecności, ciągłego rozwoju, zrównoważonego gospodarowania oraz znajomości ciągle zmieniających się przepisów.

 

- Hodowla bydła mlecznego to współpraca z weterynarzem, zootechnikiem, którzy nas wspierają w tym, aby produkcja mleka była z jednej strony wydajna, z drugiej dawała produkt dobrej jakości – wyjaśnia pan Robert. - To wszystko wiąże się z tym, że musimy być bardzo czujni i obserwować nasze zwierzęta. Bo one są dla nas kluczowe.

 

Rośliny uprawiane na gruntach należących do gospodarza służą wyłącznie jako pasza dla bydła. To zaangażowanie zaowocowało w ostatnim czasie sporym sukcesem. Okazało się, że to właśnie jego gospodarstwo może pochwalić się największą wydajnością produkcyjną mleka.

 

- To było dla mnie bardzo duże zaskoczenie. Od wielu lat znajdujemy się w czołówce, ale jeszcze nigdy nie byliśmy najlepsi – mówi rolnik. - Obecne średnio na jedną sztukę bydła produkujemy rocznie dokładnie 10997 litrów mleka.

 

Rekordowa babcia Hera

Za swoją pracę pan Robert został uhonorowany statuetką dla najlepszego hodowcy bydła mlecznego w powiecie szczycieńskim. Co więcej w stadzie rolnika znajduje się też wyjątkowa dama. Trzynastoletnia Hera jest jedną z 700 krów w Polce, która sama jedna dała już ponad 100 tys. litrów mleka.

Reklama

 

 

 

- Mówimy na nią czule: babcia. Ma u nas dożywocie, bo cała rodzina jest do niej przywiązana – śmieje się gospodarz.

 

Jak zapewnia nas pan Robert krowy to mądre stworzenia. Każda ma swój charakter, przywiązują się do ludzi i rozpoznają „swoich”.

 

Teraźniejszość i marzenia

Pan Robert wraz z żoną Aliną doczekał się również dwójki wnucząt. Rocznej dziewczynki i czteroletniego chłopca. Na posesji dziadków stoją dumnie zaparkowane jego sprzęty rolnicze – zabawkowe traktory.

 

- Nasz wnuk zdecydowanie przejawia zainteresowanie rolnictwem. Czasami żartuje i mówię synowi, że za plecami rośnie mu konkurencja – nie bez dumy mówi Robert Liniewicz. - Kto wie, może zdecyduje się kiedyś kontynuować rodzinną tradycję.

 

Klaudia, córka pana Roberta, też od dziecka była zaangażowana w gospodarkę. Zawsze mogli liczyć na jej wsparcie. Jednak postanowiła iść inną drogą. Ukończyła Akademię Marynarki Wojennej, ale ostatecznie nie związała się z wojskiem.

 

Po panu Robert widać, że rolnictwo to jego pasja i sposób na życie. To również dzięki niemu rozwinął swoje zainteresowanie w kierunku muzyki.

 

- Jak człowiek jeździ tak całymi dniami w traktorze, to musi czymś się zająć. Ja słucham muzyki – mówi.

 

Jest wielkim fanem Eda Sheerana, na którego koncert wybiera się niebawem z małżonką. Pasją pana Roberta jest również myślistwo. Zapytany o marzenia nie chce ich ujawniać. Pozostaje życzyć, aby wszystkie się spełniły, a praca w gospodarstwie owocowała kolejnymi sukcesami.



Komentarze do artykułu

Lila

Gratuluje a ja znam jednego z kierowców tego Zetora

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama