Niedziela, 23 Czerwiec
Imieniny: Albina, Wandy, Zenona -

Reklama


Reklama

Słowa – ich siła i znaczenie – felieton pastora Andrzeja Seweryna


Jako ludzie nie jesteśmy milczącymi kamieniami lub rybami, które podobno nie mówią. Mamy bowiem zdolność komunikowania się na różne sposoby, w szczególności zaś za pomocą słów, czyli naszej mowy. Poza tym jesteśmy dodatkowo dumni z niezaprzeczalnego faktu, że przecież „Polacy nie gęsi i swój język mają”. Piękny i niełatwy jednocześnie. Wiedzą o tym szczególnie cudzoziemcy, którzy próbują uczyć się naszej mowy ojczystej i polskich słów, które dla wielu z nich są wręcz niemożliwe do wymówienia.



Słowa mają nie tylko swoje znaczenie, ale także swą siłę. Dyskutujemy, spieramy się, wymieniamy poglądy, chcemy komuś coś wyperswadować lub do czegoś przekonać, a wszystko to dzieje się z użyciem słów. Jednakże chodzi o to, by w naszych ustach nie brzmiały one jako słowa puste, czyli bez głębszej treści lub znaczenia. Wtedy nawet „słowotok” czyli wielość słów nie ma żadnego znaczenia, jeśli są one bez pokrycia lub co gorsza - są wręcz nieprzyzwoite. Nie sztuka dużo mówić lub głośno, sztuka mówić z sensem i z poczuciem odpowiedzialności za słowa, które wypowiadam. Prywatnie czy publicznie.

 

W czasie ostatnich tygodni politycy i samorządowcy zalewali nas powodzią słów. Różnych słów i czasem wręcz „kosmicznych” obietnic przedwyborczych, które padały na spotkaniach publicznych, w radio i w telewizji, o Internecie nie wspominając. Padały też słowa i osądy niegodne, które obniżały drastycznie poziom dyskursu publicznego. Wyborcy zweryfikowali je poprzez swoje głosy, a teraz najbliższe miesiące i lata pracy tych, którzy otrzymali władzę, pokażą realną wartość wypowiadanych przez nich słów i obietnic.

 

My, zwyczajni zjadacze chleba, też powinniśmy być świadomi odpowiedzialności za swoje słowa. Nie mam tu na myśli wyłącznie przysiąg małżeńskich, partnerskich zobowiązań w biznesie czy obietnic składanych naszym dzieciom lub przyjaciołom. Chodzi o zwyczajną uczciwość w tym, co mówimy, a nie o okłamywanie siebie nawzajem, „wciskanie kitu” czy robienie fałszywej miny do złej gry. Wszyscy zresztą zasługujemy na poważne traktowanie, zatem powinniśmy poważnie traktować także innych ludzi.


Reklama

 

Musimy ciągle pamiętać, że słowa mają swoją moc sprawczą. Mogą wzmocnić, dodać otuchy, zachęcić, podtrzymać na duchu, ale też mogą zrujnować kogoś, zranić do żywego i narobić wiele szkody. W tym kontekście ważnym jest pytanie: jakich słów używamy na co dzień? One przecież nie przechodzą bez echa, mimo uszu, a szczególnie takie, o których mówimy: to ważkie słowa. Są to słowa, które mają swój ciężar gatunkowy, są wypowiadane publicznie i wpływają na sposób myślenia innych lub na ich przyszłość. Politycy i ludzie władzy winni o tym szczególnie pamiętać!

 

Byłoby również bardzo dobrze, gdybyśmy mówili zawsze tym samym językiem. Nie chodzi mi o to, żeby nie uczyć się lub nie używać innych języków, które mamy przywilej znać i nimi się posługiwać. Chodzi mi o to, że czasem ludzie mówią dwoma językami: oficjalnie po polsku, a nieoficjalnie, poza mikrofonem lub kamerą, tzw. „łaciną”.

 

Mam tu na myśli niesławną aferę taśmową z ważnymi osobami publicznymi w tle. I nie mówię tu o tym, czy nagrywanie prywatnych rozmów bez wiedzy i zgody rozmówców było moralne i właściwe i czy jest do przyjęcia używanie tych nagrań do celów politycznych. Zwracam raczej uwagę na bulwersujący fakt, że ludzie z pierwszych stron gazet, o znanych twarzach i wysokiej pozycji w hierarchii społecznej, potrafią poza kamerą i mikrofonem, kiedy wydaje się, że nikt postronny ich nie słyszy – używać słów niecenzuralnych, obelżywych oraz osądów i myśli niegodnych ludzi wykształconych i darzonych zaufaniem przez wielu.

 

Elementarne zasady kultury osobistej i zwyczajnej ludzkiej godności nie powinny nigdy zniknąć sprzed oczu tych, od których wymaga się o wiele więcej niż od przeciętnych i prostych ludzi. Czasem powiadamy, że „co w sercu to i na ustach”. Nasza mowa, nasz język i słowa, których używamy nie tylko publicznie, ale także prywatnie, zdradzają poziom naszego intelektu, moralności i przyzwoitości. Nie możemy więc być ludźmi o dwóch twarzach, którzy mówią dwoma językami: polskim i „łaciną” – szczególnie jeśli chcemy cieszyć się szacunkiem i autorytetem u innych ludzi.

Reklama

 

Jako chrześcijanin świadomy osobistej odpowiedzialności przed Bogiem za moje czyny i postępowanie, mam również poczucie odpowiedzialności za swoje słowa, które wypowiadam nie tylko za kazalnicą czy pulpitem wykładowcy, ale także te, które wypowiadam w swoim domu do żony i dzieci, czy do przyjaciół przy kawie i na osobności, kiedy nikt inny mnie nie słyszy i nie nagrywa. Pamiętam bowiem o następującym zdaniu z Pisma Świętego: „Jeśli ktoś sądzi, że jest bogobojny, lecz nie powściąga swego języka, to oszukuje swoje serce i jego bogobojność pozbawiona jest treści” (List Jakuba 1,26).

 

Trzeba więc czasem ugryźć się w język lub zamilknąć, zamiast wypowiadać słowa niegodne i obelżywe. Bo cóż z tego, że nikt postronny ich nie usłyszy i potajemnie nie nagra, skoro Pan Bóg widzi i słyszy wszystko. I z tego również nas rozliczy! Warto o tym pamiętać.

Andrzej Seweryn

andrzej.seweryn@gmail.com



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama