Czwartek, 9 Maj
Imieniny: Grzegorza, Karoliny, Karola -

Reklama


Reklama

Pielęgniarka z powołania, obchodzi 30-lecie pracy zawodowej. Marzena Seledyn: - To najpiękniejszy z zawodów świata


To, że została pielęgniarką zawdzięcza mamie, która widziała w niej pokłady dobra i wspierała, gdy pojawiały się trudności i chwile zwątpienia. Marzena Seledyn w przyszłym roku będzie obchodzić 30-lecie pracy zawodowej. - Uwielbiam to, co robię, współpracuję z fantastycznymi ludźmi i każdego dnia przychodzę do pracy z radością – mówi pani Marzena.



Marzena Seledyn jest pielęgniarką oddziałową na oddziale wewnętrznym szczycieńskiego szpitala. Jej współpracownicy żartobliwie mówią na nią „matka oddziałowa”. Pewnie dlatego, że swoich współpracowników zawsze stara się otoczyć opieką.

 

- W ludziach zawsze szukam tego, co jest najlepsze. Tak, aby mogli rozwijać skrzydła, bo wiem, że sukces danej osoby składa się również na sukces całego zespołu – mówi pani Marzena.

 

We współpracy z ludźmi najważniejszy jest dla niej szacunek dla drugiego człowieka. I dotyczy to nie tylko kolegów i koleżanek z pracy, a przede wszystkim pacjentów, którymi się opiekuje na co dzień.

 

Praca wymarzona i... oczekiwana

 

Decyzję o tym, że zostanie pielęgniarką pani Marzena podjęła w szkole podstawowej. Pomogła jej w tym mama, która zawsze widziała w niej pokłady dobra, którymi obdarzała innych.

 

- Po prostu powiedziała mi, że wie, że się w tym sprawdzę i dzisiaj mogę powiedzieć tylko, że miała rację – wspomina.

 

Naukę rozpoczęła w pięcioletnim technikum medycznym w Olsztynie. Przyznaje, że nie zawsze było kolorowo i pojawiały się momenty, w których chciała zrezygnować.

 

- W pierwszej klasie szkoły średniej miałam 29 przedmiotów. Oprócz tych wszystkich, które są w standardowej szkole średniej doszły przedmioty zawodowe. Była chwila, że się podłamałam, ale mama cały czas mnie wspierała i gdy chciałam zrezygnować powiedziała mi, że przecież dam radę i że powinnam wytrwać. Zadziałało – opowiada.

 

Kiedy w 1991 roku kończyła szkołę nastał trudny czas dla pielęgniarek. Wówczas raczej zwalniano je z pracy niż zatrudniano. Dlatego pracę w zawodzie rozpoczęła dopiero w 1994 roku.

 

- To była zupełnie inna tendencja niż w chwili, gdy rozpoczęłam szkołę. Może jednak tak miało być – mówi.

 

Pierwsze zawodowe kroki postawiła w szczycieńskim szpitalu. Tu też pracuje do dziś i jak zapewnia nie zamieniłaby tego miejsca na żadne inne.

 

- Dla mnie szpital to drugi dom. Zawsze przychodzę tu i dobrze się czuje. Szczerze mówiąc, to na urlopie zdarza mi się tęsknić za pracą – uśmiecha się.

 

„Matka oddziałowa”

 

Pasja, z jaką pani Marzena wykonuje swoją pracę, jest widoczna na pierwszy rzut oka. Uśmiechnięta, zaangażowana i niezwykle życzliwa. W szczycieńskim szpitalu pracowała w zasadzie na każdym z oddziałów. Można powiedzieć, że to miejsce zna od podszewki.


Reklama

 

- Zaczynałam pracę na oddziale chirurgii, później był oddział intensywnej terapii, pracowałam jako pielęgniarka przyszpitalna, aż w końcu zatrzymałam się na oddziale wewnętrznym – wymienia. - Tu się odnalazłam i pracuję z zespołem wspaniałych ludzi. Czasami żartuję, że to moje dzieci. Nawet te nieco starsze.

 

Chociaż to jej miejsce na ziemi przyznaje, że praca na oddziale wewnętrznym jest trudna. Wymaga ogromnej wiedzy z różnych dziedzin, bo trafiają tam pacjenci z różnymi schorzeniami.

 

- Pracujemy z pacjentami ze schorzeniami neurologicznymi, psychiatrycznymi, często na nasz oddział kierowane są osoby w bardzo ciężkich stanach. To mierzenie się z cierpieniem pacjentów jest bardzo trudne – opowiada pani Marzena. - Jest jedna rzecz, która zawsze upewnia nas wszystkich, że to co robimy jest ważne i dobre. To jak pacjenci opuszczają oddział i zamiast bólu na twarzy widzimy uśmiech.

 

O swojej pracy mówi uczciwie. Wie, że bywa niewdzięczna. Zawsze jest jej przykro, gdy na swojej drodze spotyka pacjentów i rodziny, które nie szanują pracy pielęgniarek.

 

- Czasami odnoszę wrażenie, że dla niektórych pielęgniarka to gorszy personel. Potrafią na nas nakrzyczeć, ton rozmowy zmienia się gdy idą do lekarza. To smutne – przyznaje.

 

„Matka oddziałowa” nigdy nie ocenia na podstawie pierwszego wrażenia. Nie krzyczy, a trudne sytuacje rozwiązuje na bieżąco. - Nie chcę, aby w zespole pojawiały się napięcia. Wszystko musi być wyjaśnione na bieżąco. O trudnych sytuacjach rozmawiam z członkami zespołu w cztery oczy - wyjaśnia. - Nasza praca jest trudna i każdy musi czuć się w niej dobrze i mieć oparcie w kolegach.

 

Aniołki i słonie

 

 

O tym jak jest ono ważne pani Marzena przekonała się sama. Kilka lat temu poważnie zachorowała. Mogła jednak liczyć na wsparcie swoich koleżanek, które były przy niej w trudnych chwilach i nie pozwoliły stracić determinacji w walce o zdrowie. - Myślę, że bez nich nie byłabym dzisiaj w tym miejscu. One mi powtarzały, że mam być twarda i że będzie dobrze. Wspierała mnie bardzo nasza pielęgniarka naczelna Iwonka i lekarze.

 

Wtedy też zaczęła się jedna z pasji pani Marzeny. Przy każdej wizycie jej koleżanki obdarowywały ją figurką anioła, na znak ich obecności. Dzisiaj ta kolekcja jest naprawdę spora, a jej właścicielka co jakiś czas dokłada do niej kolejną figurkę.

 

Oddziałowa ma również słabość do słoni. Przez to, jak wyjątkowym są gatunkiem. Stąd też jej szpitalny gabinet zdobi cała masa figurek, które trafiły do niej z różnych stron świata. Część otrzymała od przyjaciół i bliskich, inne wyszukała sama.

 

- Myślę, że od tych zwierząt my jako ludzie moglibyśmy nauczyć się wiele. Przede wszystkim jak traktować bliskich, naszą rodzinę – opowiada. - Niestety w szpitalu zdarza nam się widzieć, jak ludzie stają się zbędni dla swoich bliskich, są problemem. Dotyczy to przeważnie osób starszych, bardzo schorowanych.

Reklama

 

Magisterka z... agresji

 

Kiedy po trudnym czasie choroby siostra Marzena wróciła do pracy, zajęła się szkoleniami z zakresu BHP i PPOŻ. Odkryła w sobie również dryg do robienia zakupów. Takich na rzecz szpitala. Od kilku lat zajmuje się zaopatrzeniem placówki w sprzęt medyczny.

 

- To wielkie wyzwanie. Wymaga współpracy z wieloma osobami - dyrekcją, lekarzami, pielęgniarkami, dosłownie z całego szpitala. Ciągle muszę się czegoś dowiadywać, uczyć, to bardzo ciekawe – opowiada.

 

Zdobywanie wiedzy jest dla pani Marzeny niezwykle ważne. Jej specjalność to pielęgniarstwo internistyczne. Już niebawem będzie bronić pracy magisterskiej. Jej temat to zjawisko agresji pacjentów wobec personelu medycznego. - O tym trzeba mówić. Z badań, które przeprowadziłam wynika, że nawet 80 procent szpitalnej kadry doświadczyło w różnym stopniu agresji. To poważne zjawisko, z którym powinniśmy walczyć.

 

Rodzina, podróże, książki i psy

 

Prywatnie pani Marzena jest żoną i mamą. Chociaż jej syn Paweł jest już dorosłym mężczyzną to dla niej chyba na zawsze pozostanie malutki. Wie, że może na swoich chłopakach polegać. Zawsze ją wspierają. Pomimo że czasami się z nią droczą, że woli pracę od nich, to wie, że ma ich pełną akceptację.

 

- Dobrze wiedzą, jak ważna jest dla mnie praca i że się w niej spełniam. Ale jak zaczynają mi troszkę dogryzać, to wiem, że muszę poświęcić im więcej czasu – opowiada.

 

Za swój największy sukces uważa to, że udało jej się wychować syna na człowieka pełnego empatii, zrozumienia dla innych i potrafiącego nieść pomoc.

 

W jej życiu są jeszcze trzy ukochane istoty: dwa buldogi francuskie Maja i Zośka oraz Gustaw, owczarek niemiecki.

 

Podczas urlopów podróżuje, uwielbia ciepłe kraje. W wolnym czasie czyta i ogląda filmy. Wybiera te, które wymagają od niej zaangażowania.

 

- Lubię zastanowić się nad książką albo filmem. Raczej nie sięgam po romanse, wybieram książki psychologiczne, a jak kino to zdecydowanie z dreszczykiem – opowiada.

 

Zapytana dlaczego jest pielęgniarką odpowiada krótko. - To najpiękniejszy z zawodów świata.



Komentarze do artykułu

a

Gratulacje!

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama