Wtorek, 10 Czerwiec
Imieniny: Anny-Marii, Felicjana, Sławoja -

Reklama


Reklama

Miłość z orzeczeniem


Czy osoby przewlekle chore psychicznie mogą kochać? Mogą być szczęśliwe? Większość tzw. normalnych ludzi powiedziałaby pewnie, że to niemożliwe. A jednak byliby w błędzie. Andrzej i Brygida, podopieczni szczycieńskiego DPS-u, są tego dowodem.

Przy ul. Wielbarskie...


  • Data:

Czy osoby przewlekle chore psychicznie mogą kochać? Mogą być szczęśliwe? Większość tzw. normalnych ludzi powiedziałaby pewnie, że to niemożliwe. A jednak byliby w błędzie. Andrzej i Brygida, podopieczni szczycieńskiego DPS-u, są tego dowodem.

Przy ul. Wielbarskiej znajduje się Dom Pomocy Społecznej, przeznaczony dla osób przewlekle psychicznie chorych. Nie ma tu ograniczeń wiekowych. Są pensjonariusze, zaledwie wkraczający w dorosłość, są i tacy, przed którymi niewiele już lat czy nawet miesięcy. Wielopokoleniowo łączy ich choroba, niesprawność, niemożność samodzielnego życia.

Niektórzy mają rodziny, które od czasu do czasu ukradkiem zaglądają do krewnych, bo posiadanie w rodzinie „wariata” wciąż jest wstydliwe. Dla wielu rodziną są inni mieszkańcy i terapeuci.

- My nie jesteśmy pensjonatem czy hotelem. Tworzymy dom i staramy się, żeby ci ludzie tak się w tym miejscu czuli – mówi jedna z terapeutek.

O miłości i samotności

Są w Domu Pomocy Społecznej osoby całkowicie niesamodzielne, ubezwłasnowolnione, ale więcej jest takich, które mogą o swoim losie decydować. Mogą, ale niekoniecznie się ku temu skłaniają. Nawet w otwartym domu, jakim jest DPS, są zamknięci: przed sobą i przed światem, który ich nie akceptuje. Pogodzeni z własną samotnością czekają bezwolnie na to, co nieuchronne. Spacerują po korytarzach, czasem wychodzą na dwór, odważniejsi lub zdesperowani opuszczają posesję DPS-u, by na ulicach Szczytna prosić przechodniów o papierosa czy złotówkę, by za uzbierane grosze kupić wymarzone piwo.


Reklama

Są i aktywni, którzy nie w pełni zatracili siebie, własne marzenia i przyzwyczajenia. W pracowniach szyją, malują, śpiewają, grają i pod okiem terapeutów wykonują sporo innych zajęć, dzięki którym ich życie jest mniej bezbarwne, daje im poczucie wartości. Ale nawet dowartościowani w mniejszym czy większym stopniu zdają sobie sprawę z tego, że są skazani na samotność wśród podobnych sobie.

Ale nie wszyscy. Są w tym domu Oni... Stoją przytuleni do siebie, z uśmiechem na ustach. Pozornie nie różnią się niczym od pozostałych pensjonariuszy: dresowa bluza, poprzecierane spodnie, wygodne kapcie na stopach, jednak w ich oczach można dostrzec coś, co wydaje się dziś niezwykłą rzadkością... Zwykłe, ludzkie szczęście.

Romans jak z powieści, co nie „przeminął z wiatrem”

Do Domu Pomocy Społecznej niemal jednocześnie nieco ponad 2 lata temu trafiła dwójka ludzi. Andrzej Dudko, alkoholik z Podlasia, odrzucony przez rodzinę, niechciany przez sąsiadów, skierowany do DPS decyzją sądu. Brygida Siedlarek, olsztynianka urodzona w Ostródzie, wdowa z dziećmi i wnukami, którym rzeczywistość pozwala jedynie od czasu do czasu odwiedzić mamę i babcię w Szczytnie. Zaczęło się przelotnymi spojrzeniami, nieśmiałym uśmiechem. - Już na początku zaczęło iskrzyć w środku, na walentynki dostałam kartkę, na której napisał: „Kochana Brygidko” - opowiada wybranka pana Andrzeja.

Niewinne iskrzenie szybko zamieniło się w płomień i... w małżeńskie więzy. Pod koniec września w DPS-ie odbyło się huczne weselisko, którego państwo młodzi (nawet jeśli obojgu blisko już półwiecza) się nie spodziewali. Teraz mieszkają razem w jednym pokoju, razem chodzą na spacery, oglądają telewizję. Pan Andrzej odkrył w sobie malarskie pasje i czasem opuszczał małżonkę, by tworzyć, lecz ona uznała, że też może, jeśli nie malować obrazy, to je wyklejać, więc i z terapeutycznych zajęć korzystają wspólnie. Pytani o to, czy są szczęśliwi, oboje z radością malującą się na twarzach odpowiadają: - Tak! Bardzo!

Reklama

- Ja jestem sam, rodzina daleko, rodzice odeszli. Jest tylko Brygidka – mówi już niemłody pan młody. Wybranka pana Andrzeja, z rumieńcami na twarzy dopowiada: - Czasami się gorzej czuję, to wtedy Andrzej mi przynosi śniadanie do łóżka. Lubię też słuchać jak śpiewa, a najbardziej, jak budzi mnie w nocy i pyta czy śpię, po czym opowiada mi dowcipy. Kawalarz z niego – pani Brygida zalotnie zerka na małżonka, a on ściska jej rękę z wyraźnym uczuciem, choć wstydliwie opuszcza głowę.

Eliasz Pruszczyk

Fot. Eliasz Pruszczyk



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama