Znam uczucie porażki i poniżenia. Nie dostałam się na wydział prawa UG. Zabrakło 1-2 punktów. Postanowiłam usamodzielnić się - wyprowadzić się z domu i zarabiać na swoje utrzymanie. Różnie to wychodziło. Szczerze - bez pomocy rodziców, nędznie. Rok spędziłam w szkole podstawowej w Kolonii. Na szczęście natrafiłam na wspaniałą dyrektorkę panią Brzostowską, która uwierzyła, że maturzystka nie zrobi krzywdy wychowankom. Otoczyła wraz z rodziną matczynym nadzorem. Grono pedagogiczne mi kibicowało i zaraziło bakcylem pedagogicznym.
Uczyłam wszystkiego - matematyki (porażka), śpiewu (wyręczali mnie uczniowie szkół muzycznych w przygotowanie wybranego przeze mnie repertuaru), prac ręcznych (i znów górą uczniowie, którzy uczyli innych np. cerowania).
Wykorzystałam swoje umiejętności zdobyte w klasie o profilu humanistycznym na lekcjach języka polskiego. Metody nauczania podpatrzone u moich ukochanych polonistek – prof. Trochimowicz, Zajdel ze Szkoły Podstawowej nr 1 w Szczytnie (Celowo pominęłam imiona moich polonistek. Warto je odszukać. To istna skarbnica oryginalnych imion rzadkich, które odchodzą w zapomnienie).
Gorzej mi szło z wychowaniem. Nie zdobyłam sympatii, a wręcz musiałam zmierzyć się z atakami, biernym oporem dzieciaków i nastolatków. Dlaczego inni nauczyciele: Wanda, Lila, Edward z tej szkoły darzeni są szacunkiem, sympatią? Przed oczami stanęła mi postać wychowawczyni prof. Grzeszczak. Ona ze stoickim spokojem rozwiązywała wszystkie burze, konflikty, bunty zarówno uczniów, jak i rodziców.
W Szczytnie istnieje szeroka oferta stowarzyszeń dla seniorów. Każdy może znaleźć coś dla siebie. Są one wręcz hołubione przez miejscowe samorządy, zasilane dotacjami z wszelakich źródeł. Miejscowi oficjele chętnie zamieszczają fotki, dokumentując swoje wsparcie:
- przecinanie wstęg,
- wręczanie kwiatów, upominków,
- składanie wieńców,
- wspólne biesiadowanie,
- śpiew i tańce,
- udział w nabożeństwach,
- rozdają ulotki, gadżety z logo swoich ugrupowań.
Są z nami, znają nasze troski i problemy. Życzliwie wysłuchają, a może i pomogą. Jednak dlaczego na tych zdjęciach są tylko eleganckie, zadbane, uśmiechnięte, zapewne fotogeniczne panie?Dlaczego brakuje często osób, które to własnymi siłami i z własnej kieszeni zorganizowały? Kto upiekł to pyszne ciasto, komu dziękować za wykwintną sałatkę?
W trudnym dla wszystkich czasie pandemii, izolacji, żałoby po ofiarach covidu, odważyłam się otworzyć na ludzi. Poszukać wsparcia u innych. Zrobiłam pierwszy krok, dzwoniąc do U III wieku. I od razu napotkałam na schody do niepokonania. Wcześniej starannie z RIP przyjaciółką wybrałyśmy zajęcia, w których chciałyśmy uczestniczyć. Ona nie doczekała, a ja byłam JEJ to po prostu winna.
Przeszkody:
1 - złożenie osobiste deklaracji uczestnika,
2 - wpłacenie 120 zl do rąk skarbnika za pokwitowaniem,
3 - wyrobienie legitymacji członkowskiej ze zdjęciem,
4 - zobowiązanie do uczestnictwa w niektórych zajęciach wyselekcjonowanych przez przewodniczącą.
Po spełnieniu tych warunków może znajdzie się miejsce na zajęciach.
Moi znajomi emeryci opowiadają sobie tę moją dramę jako zabawną anegdotę z miasta. Wielu zaoferowało pomoc. Podjęło pertraktacje, obiecało przeszmuglować tajemnie na zajęcia...
Do działania (pisania) pobudziła mnie informacja wójta o dofinansowaniu w ramach projektów: SENIOR Z KULTURĄ ZA PAN BRAT oraz EDUKACJA WŚRÓD SENIORÓW.
Zabrakło mi standardowej informacji, ilu mieszkańców gminy (miasta?) może bezpłatnie wziąć udział oraz dokładnego harmonogramu z kalendarzem i miejscem wydarzeń.
Udało mi się dostrzec kwotę 5000 zł od naszego starosty na projekt: "W SENIORSKIM NASZYM GRONIE ", ale brak funduszy na "Teatr Chochół". Mam nadzieję, że to przeoczenie...
Hanna Horak
jans
No cóż, jeśli złożenie deklaracji, to \"są schody do niepokonania\", to może potrzebna jest stała opiekunka, która tym się zajmie. A wydaje mi się, że jak ktoś chce uderzyć, to kij zawsze znajdzie.