Miniony rok można podsumowywać na wiele różnych sposobów. Na przykład – można sprawdzić aktywność radnych miejskich i ich zaangażowanie w sprawy istotne (albo w ogóle nieistotne) dla miasta i mieszkańców. Jednym z mierników takiej aktywności mogą być interpelacje, składane głównie podczas obrad sesyjnych.
Zacznijmy od definicji, bo pojęcie interpelacji od początku istnienia samorządów stwarza radnym wiele kłopotów. Słownik języka polskiego stanowi, że interpelacja to: „1. oficjalne zapytanie, żądanie wyjaśnienia skierowane przez przedstawiciela parlamentu do rządu lub do ministra; 2. formalne zapytanie w sprawach urzędowych skierowane do władz”.
W przypadku samorządów adekwatne będzie drugie określenie, które zresztą precyzuje prawnie ustawa o samorządzie gminnym. Taka interpelacja samorządowa powinna dotyczyć spraw o istotnym znaczeniu dla gminy, zawierać krótkie przedstawienie stanu faktycznego będącego jej przedmiotem oraz wynikające z niej pytania.
Wśród złożonych przed miejskich radnych niezwykle trudno znaleźć takie, które spełniają powyższe kryteria, ale nie bądźmy drobiazgowi, bo forma niech pozostanie drugorzędna, a skupmy się na tych, którzy interpelacje składają, a później na ich treściach i… skuteczności.
Milczące kwartety
Narzucona przepisami transparentność przewiduje, że treść składanych interpelacji oraz udzielone na nie odpowiedzi muszą być niezwłocznie publikowane w Biuletynie Informacji Publicznej. I tu - trzeba przyznać – administratorzy miejskiego BIP-u skrupulatnie tego przestrzegają. Dzięki temu na urzędowej stronie internetowej znajduje się rejestr złożonych interpelacji ze wskazaniem autora oraz czasu tego złożenia.
Z owego rejestru wynika (wg stanu z 3 stycznia 2001), że od początku 2019 roku do końca 2020 radni złożyli w sumie 129 interpelacji. Ostatnia zarejestrowana nosi datę 15 grudnia ubr. W pierwszym roku rządów byli bardziej „płodni”, bo w 2019 roku zarejestrowano 81 interpelacji, a w 2020 blisko o połowę mniej – 48. Trzeba jednak zauważyć, że w niektórych pismach, ujętych w jednej rejestrowej pozycji, radni zawierają cały pakiet zapytań.
Najwyraźniej jednak nie wszystkich radnych sprawy miasta i mieszkańców nurtują, nie wszyscy dostrzegają problemy, które należałoby rozwiązać czy kwestie, z którymi trzeba by powalczyć. W gronie 21 miejskich radnych jest kilku takich, którzy być może są zadowoleni ze wszystkiego, co i jak się dzieje, bo wątpliwości nie zgłaszają, propozycji nie mają.
W 2019 roku tę milczącą grupę stanowili: Artur Trochimowicz, Piotr Gregorczyk, Waldemar Zimny oraz Sławomir Staszak. Ten ostatni w minionym, 2020 roku opuścił owo zacne grono, bo zdołał dwie interpelacje sformułować, pozostali - jak milczeli, tak milczą nadal. W ubiegłorocznym kwartecie milczków miejsce Staszaka zajął Robert Siudak, którego w 2019 jedna kwestia zainteresowała interpelacyjnie, ale w 2020 roku już nic.
Liderzy i autsajderzy aktywności
Na przestrzeni dwóch minionych lat miejsce pierwsze pod względem złożonych oficjalnych zapytań (po 14) zajmują ex aequo Rafał Kiersikowski i Paweł Krassowski, z tym, że ten pierwszy był bardziej aktywny w roku ubiegłym, a drugi – we wcześniejszym. Tuż po obu panach kolejne lokaty zajmują panie: Anna Rybińska i Teresa Moczydłowska. Obie złożyły po 12 pism z interpelacjami, przy czym w 2019 znacznie więcej. Rok 2020 Rybińska zamknęła liczbą 4, a Moczydłowska – liczbą 2.
Aktywność obu pań znacznie zresztą zmalała także podczas sesyjnych obrad od czasu, gdy te odbywają się głównie wirtualnie. Widać, że bez „żywego” i obfitego audytorium ich elokwencja doznała mocnego uszczerbku. Kolejni liderzy to Agnieszka Kosakowska i Tomasz Łachacz (po 10 interpelacji od początku kadencji). Obojgu też nic nie przeszkadza w gadaniu do kamery w komputerze. Łachacz mówi podczas sesji dużo, bo musi – wszak przewodniczący, pani Agnieszka – bo najwyraźniej lubi.
Kolejni interpelanci w ciągu dwóch lat to: Zbigniew Orzoł i Tomasz Żuchowski (po 7), Ewa Czerw, Arkadiusz Myślak, Andrzej Dziuban (po 6), Beata Boczar i Karol Furczak (po 5). W nieznacznym stopniu swoje uwagi i zainteresowanie miejskimi sprawami wykazali także (po 2 interpelacje): Aleksandra Kobus-Drężek, Paweł Malec oraz zaktywizowany tylko w 2020 roku Sławomir Staszak. Jak już wspomniano, swoją interpelacyjną obecność w gronie radnych raz jeden zaakcentował także Robert Siudak.
Analiza… na zachętę
Żeby nie przedłużać jednorazowo, bardziej szczegółową analizę składanych interpelacji i ich efektów zamieścimy w następnym numerze TS. Dziś tylko dwa przykłady, dość osobliwe, by pokazać, że to, co z definicji powinno dotyczyć spraw o istotnym znaczeniu dla gminy często jest kpiną, a jeszcze większą bywają urzędowe odpowiedzi.
Radna Beata Boczar ma zwyczaj składać swe interpelacje w postaci odręcznych, często bardzo lapidarnie sformułowanych notatek. Jedna z nich, z maja 2019 roku, zatytułowana przez nią właśnie jako „Interpelacja” brzmi (dosłownie): „Przypominam, o złożeniu pisma do Burmistrza Miasta Szczytno w sprawie podjęcia działań zmierzających do wypłacenia nauczycielom i innym pracownikom oświaty wynagrodzenia za okres strajku. Pismo to traktuję jako wsparcie dla Burmistrza przy podejmowaniu decyzji w tej sprawie. 14 podpisów radnych świadczy o poparciu każdej inicjatywy w tej sprawie”. Komu radna przypominała o złożeniu pisma do burmistrza – trudno dociec.
Bo przecież raczej nie samemu burmistrzowi, do którego z zasady interpelacje są kierowane i który ma obowiązek na nie odpowiedzieć. Zatem w obowiązkowej odpowiedzi burmistrz, uznając (na sobie tylko znanej podstawie), że interpelacja nie była apelem o składanie podpisów pod jakimś pismem, lecz złożona była „w sprawie podjęcia działań zmierzających do wypłacenia pracownikom placówek oświatowych wynagrodzenia…”, serdecznie podziękował „za wsparcie w słusznej sprawie”. A przekładając język urzędowy na kolokwialny w dalszej części odpowiedzi poinformował, że dopóki nie będzie pewien, że d. nie umoczy, decyzji o wypłacie nie podejmie.
Drugą, przykładowo dziś tylko przytoczoną interpelację złożyła radna Ewa Czerw w marcu 2019 roku. W obszernym piśmie (też odręcznym) odnosi się do aż dziewięciu różnych kwestii, z których każda mogłaby stanowić przedmiot odrębnej interpelacji.
W pierwszym wniosku radna powołuje się na obowiązki samorządu w zakresie ochrony zdrowia i w związku z tym zwraca się do burmistrza „o wprowadzenie programu szczepień ochronnych dla dziewcząt i chłopców w wieku 12-15 lat zapobiegających rakowi szyjki macicy, prostaty, odbytu, jamy ustnej, gardła – i wygospodarowanie na ten cel środków. Realizacja programu mogłaby być rozłożona w latach, a szczepienie byłoby dobrowolne”. W przypadku tego postulatu odpowiedź burmistrza jest krótka i… nie na temat: „w bieżącym roku nie ma zaplanowanych środków na realizację programów zdrowotnych”. Tyle. A tyle to i radna wiedziała bez burmistrzowego wysiłku na odpowiedź, bo wszak właśnie o zaplanowanie (wygospodarowanie) środków wnioskowała.
Trudno ocenić, czy tą odpowiedzią burmistrz lekceważy podniesiony przez radną problem czy ją samą. Tak czy inaczej - nie sposób nie uznać takiej odpowiedzi za niegodną powagi urzędu.
DD
W końcu pojawiają się artykuły opisuje szczegółowo sprawy naszych radnych - bezradnych. Wnioskuję po tekście, że autorem jest pani redaktor. Dziękuje za rzetelną ocenę sytuacji i zjawisk na naszym zaśmieconym placyku Jurandowym. Bardzo ciekawe sformułowania, trafne puenty. Nie spodziewałem się tak dobrego poziomu w lokalnej prasie. Winszuję!