PROMOCJA. Andrzej Gralczyk z Pasymia to założyciel rodzinnej firmy ubezpieczeniowej Gralczyk i Córki Ubezpieczania. - Początki nie były łatwe – wspomina nestor rodu. - Ale dziś stukają nam właśnie 23 lata działalności. Nasza firma, nasi klienci i ci starzy, i nowi, to jedna wielka rodzina. O ich interesy dbamy, jak o własne – przekonuje. - To w tym zawodzie niezwykle ważne. Uczciwość i zaufanie – to podstawa.
Gralczyk i Córki Ubezpieczania to najstarsza w Pasymiu i jedna z najstarszych firm ubezpieczeniowych w naszym powiecie. To prekursorzy ubezpieczeń w rolnictwie. - Taka jest prawda, bo to my przecieraliśmy szlaki tych ubezpieczań, często otwieraliśmy oczy i rolnikom, i firmowym ubezpieczeniowym – odpowiada pan Andrzej. - Było przy tym mnóstwo zabawnych sytuacji, bo okazywało się, że „warszawscy” agenci ubezpieczeniowi, z central potężnych firm, często nie mieli pojęcia o rolnictwie. Gdy mówiliśmy im, że chcemy ubezpieczyć baloty, nie wiedzieli, o czym mówimy. Uczyliśmy ich rolnictwa. Tworzyliśmy produkt ubezpieczeniowy.
Opowie pan o początkach swojej firmy?
Powstała w 1998 roku. Wcześniej pracowałem w kilku innych firmach. Kolega namówił mnie, abyśmy w Szczytnie otworzyli filię Agropolisy. I tak się stało. Zostałem tam dyrektorem. Ale potem firma się rozleciała i podjąłem decyzję, że już nigdy więcej nie będę pracował na etacie, a jedynie dla siebie. Zacząłem pracować jako agent ubezpieczeniowy. Najpierw dołączyła jedna córka, potem druga.
ul. Polna 9 12-130 Pasym
mail: biuro.gralczyk@wp.pl
Od razu był sukces?
Oj, nie! (śmiech) Pierwsze dwa lata były bardzo trudne. Musieliśmy wziąć kredyt, aby opłacić nawet ZUS za siebie. Zarobku właściwie nie było żadnego. Córka Kasia nawet przez chwilę chciała zrezygnować. Ale udało mi się ją przekonać, aby była bardziej cierpliwa. Po dwóch latach zaczęliśmy dostrzegać, że nasz upór miał sens. Zaczęły wpływać prowizje. Ja jeździłem po terenie szukałem klientów, a córka czekała na nich na miejscu, tu w Pasymiu. Doskonale się uzupełnialiśmy. Po czterech latach dało się już z tego stabilnie żyć. Osiągnęliśmy to wyłącznie ciężką pracą i wytrwałością. Jeśli ktoś nie jest cierpliwy i szybko chce się dorobić, to niech w ogóle nie zabiera się za tę branżę.
Co jest jeszcze ważne w tym zawodzie?
Najważniejsi są klienci. Nie można się na nich obrażać. Trzeba ich wysłuchać. Bywało, że klienci szli do innych firm, ale z czasem do nas wracali. Dlaczego? Bo nigdy ich nie okłamywaliśmy i zawsze dbaliśmy o ich interes. Zawsze, w każdej sytuacji mogą liczyć na naszą pomoc. Zdobyć nowego klienta nie jest trudno, sztuką jest go utrzymać. A nam to się naprawdę udaje. Od 10 lat mamy stałą bazę partnerów na poziomie 1500.
Od jakich ubezpieczeń zaczynaliście?
Od majątkowych i komunikacyjnych. Ale naszą pasją, moją i córek, stały się ubezpieczenia dla rolnictwa. Żyjemy tym. Nieustannie szukamy najlepszych firm ubezpieczeniowych i ubezpieczeń dla rolników. Przecieraliśmy szlaki w tej dziedzinie. I nie będę nieskromny jeśli powiem, że jesteśmy w tym naprawdę dobrzy. Dzwonią do nas nawet rolnicy z południa, północy i środkowej Polski z prośbą o pomoc w znalezieniu najlepszej oferty, ubezpieczania ich upraw, gospodarstwa, sprzętu, czy wyposażenia. To naprawdę jest bardzo miłe. Ale na to zaufanie i szacunek pracowaliśmy ponad 20 lat. Myślę, że przez ten czas nie zawiedliśmy zaufania naszych klientów ani razu.
Można powiedzieć, że jako firma zajęliście się kompleksowym ubezpieczeniem rolniczym jako pierwsi w województwie?
Zdecydowanie tak. W 2001 roku ubezpieczyłem dwa duże gospodarstwa rolne po 1000 hektarów każde. Od suszy, gradobicia, wymarznięcia... Kompleksowo. Rok później opiekowaliśmy się już 11 dużymi gospodarstwami. Co ciekawe, ci klienci są wciąż z nami. To o czymś świadczy, prawda?
Zapewne o waszym profesjonalizmie. Jak to się stało, że wyspecjalizowaliście się w rolnictwie?
Anna Gralczyk: Bo na roli doskonale się znamy. Tata jest po ART w Olsztynie, mama też. Czujemy się w tym znakomicie. Dlatego wyszło to tak naturalnie. Dzięki znajomości rolnictwa możemy wyszukiwać najlepsze rozwiązania dla naszych klientów. A to, że jesteśmy multiagencją, czyli korzystamy z usług różnych towarzystw ubezpieczeniowych pozwala nam na wychwytywanie najlepszych ofert na rynku. Rolnik, który trafia do naszej firmy, może mieć pewność, że dostanie ubezpieczenie, które będzie miało dobrą cenę, ale też będzie skuteczne w przypadku szkody. I mam tu na myśli wszystkie ubezpieczenia obowiązkowe, którym podlegają gospodarstwa rolne, czy też te dodatkowe opcje. Wybieramy je indywidualnie do każdego naszego klienta.
ul. Polna 9 12-130 Pasym
mail: biuro.gralczyk@wp.pl
Co oznacza sformułowanie: skuteczne ubezpieczenie?
Oznacza to tyle, że w przypadku jakiejś szkody, katastrofy rolnik, czy inny nasz klient będzie miał pewność, że ubezpieczanie zostanie wypłacone najszybciej, jak jest to możliwe, i w kwocie, która realnie pokryje poniesione straty. Proponujemy naszym klientom dobre polisy w rozsądnych cenach z kompleksową obsługą.
Czyli?
Klienci czasem nie wiedzą, że podstawowe ubezpieczenie ma często okrojoną ochronę. Nie można czuć się bezpiecznym.
Jakiś przykład?
Pożar kuchni w domu jednego z naszych gospodarzy. Wewnątrz spaliła się jedna cała ściana, część sufitu, firany, dywan, stół. Dym i wysoka temperatura zniszczyły wyposażenie, stopiły okna, osmoliły ściany. Zniszczenia były ogromne. A na dodatek strażacy, którzy gasili pożar, zalali cały parter budynku. Niestety, przy podstawowym ubezpieczeniu, tak zwanym „obowiązkowym ubezpieczeniu budynków rolnych” (każdy rolnik to zna) odszkodowanie wypłacono jedynie za spalone ściany. Pozostałych zniszczeń odszkodowanie nie obejmuje! Finalnie firma ubezpieczeniowa wypłaciła takiemu klientowi 5 tys. zł zamiast 50 tys. zł. Jest różnica?
Kolosalna...
I to są właśnie te słynne haczyki, czy drobny druk w umowach, na które my zwracamy uwagę i przestrzegamy naszych klientów. Wiele osób nie czyta umów, a potem są bardzo zdziwieni. Nasza firma podchodzi to tego inaczej, dla nas klient, to nasza rodzina. Dbamy o jego interes, jak o własny. Dużo osób nie wie, że te podstawowe ubezpieczenia OC proponują właśnie taki okrojony pakiet. Przy pośrednictwie w zawieraniu ubezpieczeń zawsze patrzymy przez pryzmat korzyści dla naszego klienta. Poznajemy go, jego potrzeby, specyfikę gospodarstwa i wówczas proponujemy najlepsze ubezpieczenie. Podpowiadamy, jak dobrze to zrobić.
Ubezpieczacie tylko tych wielkich?
Katarzyna Sinkiewicz: Ależ skąd. Obsługujemy też bardzo dużo małych, drobnych rolników, czy inne osoby prywatne. Co ciekawe wielu z nich stało się naszymi przyjaciółmi, niemal członkami rodziny. To solidne źródło satysfakcji. Ale przez te 23 lata naszej działalności obsługiwaliśmy też naprawdę duże firmy, takie jak Quercus czy Agronex. Rosły przy nas i się rozwijały. Współpraca z tak dużymi klientami była doskonałą. Często stawiani byliśmy w sytuacjach trudnych. To wiele nas nauczyło. To doświadczanie procentuje i dziś korzystają z niego wszyscy nasi klienci, nawet ci najmniejsi.
Czyli wasza rola nie kończy się jedynie na wyborze najlepszego ubezpieczenia i podpisania umowy?
Z naszymi klientami jesteśmy do końca. W każdej sytuacji. Nawet w tych trudnych sytuacjach losowych, gdy trzeba dochodzić odszkodowania. Pomagamy im je uzyskać. Tego wymaga uczciwość. Tym bardziej, że ostatnimi laty przekonaliśmy się, za sprawą naszego taty, który po przejściu na emeryturę zajął się prowadzaniem spraw OC komunikacyjnych, jak firmy ubezpieczeniowe próbują unikać wypłaty odszkodowań. Tata pomógł już ponad 200 osobom w takich przypadkach. Była to dla nas doskonała lekcja, z której korzystają nasi klienci. Bo jesteśmy z nimi również wówczas, gdy dotknie ich jakaś tragedia. Nie muszą samodzielnie wypełniać wniosków, brnąć przez gąszcz przepisów, tabelek, czy pytań od firm. My robimy to wspólnie lub im trochę pomagamy. Wiemy, jak zrobić to skutecznie. I to przekłada się na realne pieniądze dla klientów, których my ubezpieczamy. W niemal identycznych sprawach nasi klienci dostają na przykład 4 tys. zł odszkodowania, a w innych firmach 500 zł. I co ciekawe i jedno i drugie odszkodowanie wypłacone jest zgodnie z polisą. To kwestia tych haczyków, drobnego druku, doboru właściwego ubezpieczenia i firmy. Tata nauczył nas, że w tym zawodzie najważniejsza jest uczciwości i słuchanie naszych klientów, ich potrzeb.
Ilu klientów przewinęło się przez ten czas przez waszą firmę?
Tysiące. I co ciekawe nadal są z nami. Całymi rodzinami. Rodzice polecają nas swoim dzieciom, a te swoim znajomym. Bywa, że obsługujemy już trzecie pokolenie. To o czymś świadczy. Z jednej strony staramy się, aby nasza polisa była jak najtańsza, ale z drugiej wiemy, jaką wybrać firmę, aby nasz klient w przypadku jakiejś katastrofy nie musiał się sądzić, aby odszkodowanie otrzymać. Podpowiadamy też z jakiego ubezpieczenia nie warto rezygnować. To lata doświadczeń. W tej chwili myślę, że jesteśmy w stanie każdemu znaleźć skuteczną ochronę i to na każdą kieszeń. Zapraszamy do nas. Każdy może to sprawdzić. Mamy po naszym tacie ten instynkt, jak zaoszczędzić naszemu klientowi pieniądze i dobrać polisę, która go nie zawiedzie.
Podobno w ubezpieczeniach najważniejszą rzeczą jest pytać o wyłączenia, czyli nie o to, za co i w jakich przypadkach dostanie się pieniądze, tylko o to, w jakich przypadkach nie dostanie...
Anna Gralczyk: (śmiech) To prawda. Wyłączenia są moim ubezpieczeniowym konikiem. Rzeczywiście jest to bardzo ważny element polis, ubezpieczeń w ogóle. Zawsze analizujemy to dla naszych klientów. Ta praca jest bardzo pasjonująca, ma swoje dobre strony, ale też i smutne. Z naszymi klientami jesteśmy do końca, więc widzimy też wiele ludzkich dramatów. Wypłata odszkodowania, nawet tego najwyższego, nie zawsze rekompensuje straty, których doznajemy. Życia, czy zdrowia nikt przecież nie zwróci.
Czy wszystko można dziś ubezpieczyć?
Praktycznie tak. Pytanie tylko w jakiej cenie. Bez właściwego doradztwa, wiedzy często można przepłacić, a potem i tak walczyć o swoje przed sądem. My robimy wszystko, aby nasi klienci nie musieli tej stresującej drogi przechodzić. Tak dobieramy im ubezpieczenia, aby mieli pewność i gwarancje, że w przypadku jakiejś katastrofy pomoc zostanie im udzielona bez zbędnej zwłoki.
A najdziwniejsza rzecz, jaką przyszło wam ubezpieczać?
Bukaciarnia i czochradło.
Co?
(śmiech) Nie ma wstydu, że pan tego nie wie. Agenci z central firm ubezpieczeniowych też nie mieli pojęcia, co to takiego. Bukaciarnia to budynek, obora dla opasów - młodego bydła. Czochradło to taka drapaczka dla krów montowane w oborach. Takie zabawne sytuacje się zdarzają dość często. Przez ostatnie 15 lat nasza firma poszła w stronę ubezpieczeń dla rolników. Dla warszawskich centrali ubezpieczycieli była to kompletna nowość. Nie rozumieli tego, nie czuli. Tłumaczyliśmy im, jak działają rolnicze maszyny, czy są bezpieczne... Można powiedzieć, że pomagaliśmy tworzyć dzisiejsze ubezpieczenia rolnicze. Szkoliliśmy nawet agentów PZU z szacowania szkód upraw rolnych. Tworzyliśmy produkty ubezpieczeniowe dla rolnictwa. Edukowaliśmy i ubezpieczycieli, i rolników.
Rolników też?
Owszem. Rolnicy to bardzo pracowici ludzie, którzy też doskonale liczą. Trudno o ich zaufanie. Aby stać się ich partnerami nasza wiedza rolnicza musiała być na podobnym poziomie, a czasami nawet i lepsza.
Poważnie?
Andrzej Gralczyk: Poważnie. Pamiętam początki naszej rolniczej działalności ubezpieczeniowej. Pewien rolnik zaciekawił się naszymi ubezpieczaniami, ale chciał mnie sprawdzić. „Dobra panie Andrzeju – mówi. - Jedziemy na pole. Czy pan wie, co to za roślina?”. Przyjrzałem się jej i bez wahania mówię: proso. „Dobry pan jest” – usłyszałem. Takie testowanie było dość częste (śmiech). Ale przyzwyczaiłem się do tego. Rolnicy chcą mieć pewność, że rozmawiają z człowiekiem, który zna się na ich pracy. Lubiłem ich, a oni mnie. Szanowaliśmy się wzajemnie. Znałem i rozumiałem ich potrzeby. Wraz z córkami przekonywaliśmy firmy ubezpieczeniowe, że warto tym potrzebom sprostać.
Czy wasza firma obsługuje tylko nasz powiat?
Powiat szczycieński szczególnie, bo stąd w końcu jesteśmy. Ale obsługujemy też rolników z powiatów nidzickiego, działdowskiego, olsztyńskiego. Ale zdarzają się też klienci z Ełku, Olecka, czy nawet spod Krakowa, czy Warszawy. Poważnie. Takie telefony zawsze są dla nas miłe, bo to świadczy o ogromnym zaufaniu naszych klientów, którzy polecają nas innym znajomym. Nawet z odległych zakątków kraju.
ul. Polna 9 12-130 Pasym
mail: biuro.gralczyk@wp.pl
.
Odszedł założyciel na wieczny odpoczynek.