Piątek, 26 Kwiecień
Imieniny: Marii, Marzeny, Ryszarda -

Reklama


Reklama

De gustibus et coloribus non est disputandum* – mazurskie gadanie Wiesława Mądrzejowskiego


Jak może zauważyli co starsi czytelnicy mam pewną taką słabość do łaciny. Lubię czasem wrzucić w tekst coś smakowitego i pięknie brzmiącego. Zostało mi to jeszcze z czasu studenckich, gdy na prawie były aż trzy semestry zajęć z tego pięknego języka. Nie licząc dodatkowo prawa rzymskiego, gdzie do egzaminu u prof. Kolańczyka nie warto było nawet podchodzić bez przynajmniej podstawowej łacińskiej biegłości.


  • Data:

Łacinę polubiłem za sprawą siostry zakonnej dr Barbary, która przez pierwszy semestr dawała nam ostry wycisk. Już na pierwszych zajęciach „wpadłem jej w oko”, gdyż zostałem wyrzucony za drzwi za pewną dość swobodną interpretację jednej z łacińskich paremii. Pouczony przez starszych kolegów przed następnym lektoratem stawiłem się z drobnym bukiecikiem (żadnych róż - ostrzegali!) kwiatów i solennymi przeprosinami. I odtąd miałem spokój, czyli wiadomo było, że jeżeli ktoś z koleżanek lub kolegów będzie miał kłopoty przy wypowiedzi to z pewnością nikt inny tylko ja będę to miał okazję poprawić.

 

Nabrałem więc siłą rzeczy jakiej takiej wiedzy i przez następne dwa semestry już nie u siostry Barbary niestety, ale u zwyczajnego docenta łacina to była sama przyjemność. Samą przyjemnością był też w ubiegłym tygodniu wernisaż wystawy fotografii naszego redakcyjnego kolegi, człowieka wielu talentów - Roberta Arbatowskiego.

 

Relacja z pewnością ukaże się w dzisiejszym numerze natomiast chciałbym w tym miejscu zwrócić uwagę na możliwości jakie stwarza zaprezentowana tam artystyczna wizja szarej rzeczywistości. Otóż na tych rewelacyjnych fotografiach najbardziej odrapane kamienice wydają się obiektami, których tajemnicze piękno uwalnia się dopiero w nocnej poświacie. Nic dziwnego, że zarówno Starosta jak i Burmistrz zgodnie ogłosili, że zdjęcia te zostaną jeszcze w tym sezonie wykorzystane do turystycznej promocji miasta i regionu. Doskonały pomysł.


Reklama

 

O wiele gorszym pomysłem jest natomiast to, co zrobiono ze świeżo otwartym nowym odcinkiem ulicy Piłsudskiego. Nie chodzi mi o zwężenie jezdni, w sumie wyjdzie to na dobre bo dozwoloną „pięćdziesiątką” da się jechać, a szybciej przecież nie wolno. Chciałbym natomiast poznać tę wybitną jednostkę, która wymyśliła obstawienie całego odcinka od ronda do Pułaskiego wściekle na początku żółtymi barierkami. Po pierwsze nikomu nie są potrzebne i w żadnym stopniu nie wpływają na bezpieczeństwo ruchu.

 

Wypadki z udziałem pieszych zdarzały się tam głównie wtedy, gdy po nabożeństwach w tamtejszym kościele zamyśleni nad sprawami wieczności ich uczestnicy skracali sobie drogę do domu leząc prosto pod koła. Zamiast po prostu bezpiecznie przejść przez działające tam wówczas skrzyżowanie ze światłami. W innych punktach tej ulicy nie ma żadnej zabudowy więc kto miałby tam wtargnąć na jezdnie?

 

I z tego powodu szpecić całą ulicę?! Spieprzono w ten sposób wcześniej centrum z ulicą Polską i Odrodzenia na czele. Dołożono teraz kolejne miejsce, które mogłoby być naprawdę ładnym kawałkiem miasta. Gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Mam dokładnie w nosie, ile projektant i wykonawca zarobili na tym brzydactwie oblepionym już po paru dniach brudnym błotem. Konstrukcja barierek jest prosta jak cep, łatwa w produkcji i montażu, więc czyżby to były uzasadnione oszczędności?

Reklama

 

Uzasadnić bezpieczeństwem można przecież wszystko. Czy naprawdę we władzach miasta nie było dotąd nikogo, kto miał odrobinę gustu? Gdyby to jeszcze trochę potrwało to przecież mamy na przykład inne bardzo ruchliwe ulice gdzie barierek jeszcze nie ma, a ludzie łażą sobie na skróty jak chcą. Na przykład Leyka czy 3 Maja. Postawić barierki i już!

 

Sam niedawno zostałem słusznie pouczony przez panią mundurową, gdy ślizgając się po oblodzonym chodniku po jednej stronie Leyka przeszedłem na oczyszczony z lodu chodnik po drugiej. W miejscu oczywiście do tego nie przeznaczonym. Czujna załoga radiowozu to zauważyła i nie powiem, oberwało mi się. A gdyby były barierki to co najwyżej złamałbym nogę na chodnikowych śliskościach. Aktualny Burmistrz, sądząc po tym, co mówił na wystawie wie, jak pięknie może wyglądać nasze miasto. Może więc nie dopuści, aby „orurowano” kolejne ulice. Póki co trudno, musimy jakiś czas jeszcze to znosić. Mam nadzieję, że szybko zardzewieje i będzie można te żółte okropieństwo oglądać tylko na zabytkowych fotografiach.

Wiesław Mądrzejowski (wiemod@wp.pl)

 

*O upodobania I kolory nie należy się spierać



Komentarze do artykułu

Śmieszek

A co jak turysta trafi do Szczytna i zobaczy nasze miasto w świetle dziennym, Panie Mądrzejowski? Są przecież dni - i noce - Szczytna. Noce jak widać są piękne, ale dzień odsłania prozę. Czy warto oszukiwać i sprzedawać pod marką Wedla wyrób czekoladopodobny (nomen omen)?

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama