Życie z kontrą i szlemikiem
Bogdan Lesiński nie jest postacią z pierwszych stron gazet. Jego nazwisko pojawia się na tych ostatnich, gdzie od czasu do czasu zamieszczane są krótkie notki o sukcesach szczycieńskich brydżystów. Ale to on, w gronie nielicznych podobnych mu zapaleńców sprawia, że w Szczytnie i powiecie tro...
Życie z kontrą i szlemikiem
Bogdan Lesiński nie jest postacią z pierwszych stron gazet. Jego nazwisko pojawia się na tych ostatnich, gdzie od czasu do czasu zamieszczane są krótkie notki o sukcesach szczycieńskich brydżystów. Ale to on, w gronie nielicznych podobnych mu zapaleńców sprawia, że w Szczytnie i powiecie trochę się brydża grywa, a Szczytno pojawia się niejednokrotnie na większych i mniejszych łamach, w mniejszych i większych miastach, za sprawą sukcesów szczycieńskich brydżystów. Bogdan Lesiński jest jednym z ich autorów od – bagatela – 40 lat!
Urodziłeś się z kartami w rękach?
Nie, ale w Szczytnie. I zawsze, odkąd pamiętam, lubiłem rywalizację. Może nawet i w piaskownicy już próbowałem z kolegami rzucać łopatką na odległość, ale tego pewien nie jestem. Jednak gdzie się dało i kiedy się dało, to ja w coś zawsze grałem. Jako dziecko, głównie w piłkę, ale już i do kart ciągnęło. I uwielbiałem „piotrusia”. Już w szkole podstawowej „zaprzyjaźniłem się” z innymi grami, najwcześniej z tysiącem.
A pierwszy kontakt z brydżem?
Chyba jak miałem 16 lat, to już zacząłem się nim interesować. Chodziłem z kolegami do klubu NOT. Starsi pamiętają niewielkie pomieszczenia w bloku przy ul. Kościuszki, w których można było posiedzieć, pograć w szachy czy kto co tam chciał. Były też gazety i magazyny i zaglądałem tam, by je poczytać. Obok starsi grali w brydża. Czasem towarzysko, czasem już odbywały się niewielkie turnieje. Siedząc obok trochę podglądałem, trochę podsłuchiwałem i w efekcie brydż stał się trzecią miłością mojego życia...
Trzecią?!
No, wtedy może pierwszą, z upływem lat trzecią, bo miałem jedną rodzinę – żonę, dzieci, później drugą, tę aktualną...
Z czego wziął się rodzinny rozbrat w pierwszym małżeństwie?
Z młodości i głupoty. Ja miałem 21 lat, a Renata 17, gdy się pobieraliśmy. Grałem już dużo, głównie w turniejach i rozgrywkach ligowych. Faktycznie poświęcałem grze więcej czasu niż rodzinie i musiało to się źle skończyć. Mówi się potocznie, że karta lubi gęsty dym, mocne słowo i męski smród. Ja dodawałem, przyznam szczerze, także trochę za dużo alkoholu, bo nie paliłem nigdy. Gdybym miał wówczas więcej życiowej mądrości i doświadczenia, pewnie potoczyłoby się inaczej. Ale – tak całkiem szczerze – biorąc pod uwagę to, co stało się jakby w efekcie moich życiowych błędów, to chyba stało się dobrze. Czasem jest tak, że jak się człowiek w życiu potknie i się podniesie, to jest wtedy jakby bardziej wyprostowany, lepszy. I życie też ma lepsze.
Co tobie pozwoliło się podnieść?
Zosia, druga żona i wspólnota religijna, do której z czasem oboje się przyłączyliśmy czyli Kościół Zielonoświątkowy, a dokładniej zbór Betel w Szczytnie. Zaczęło się niewinnie. W MDK-u odbywał się wieczór ewangelizacyjny z misjonarzami ze Szwecji. Pierwszego dnia wybrała się tam Zosia, trochę z ciekawości, a trochę dla towarzystwa, bo poszła ze znajomymi. Namówiła mnie do udziału w drugim dniu tej ewangelizacji.
I co? Tak nagle się nawróciłeś?
Można tak powiedzieć. Były pieśni, była wzniosła atmosfera, były kazania i rozmowy. I tak to na mnie podziałało, że zupełnie się poddałem. Nie było to nachalne, nakazowe, nie było straszenia piekłem czy czymś takim. Mówiono, a mówiono pięknie, o miłości: ludzi do siebie i o miłości Boga do ludzi i ludzi do Boga. I pomyślałem wtedy, że jeśli Bóg kocha mnie mimo tego, jaki jestem, a nie byłem bezgrzeszny na pewno, to nie mogę mu robić przykrości i muszę uporządkować własne życie. Nie stało się to tak od razu, ale ziarno zostało zasiane i z czasem owocowało. Moja żona, z maleńką wtedy córeczką, zaczęła chodzić na nabożeństwa do zboru. Ja byłem jeszcze odporny na takie zmiany, ale powoli i we mnie zaczęły się one dokonywać. Bardzo mi w tym pomagali członkowie zboru. Obcy ludzie, mający swoją pracę, rodziny, zajęcia, poświęcali swój prywatny czas, często wiele godzin, by ze mną po prostu być. Rozmawialiśmy o życiu, o problemach, o tym jacy jesteśmy, a jacy powinniśmy być i dlaczego. I tak, od słowa do słowa, w tym także słowa bożego, zmieniłem kościół, życie i siebie. Tylko jedno wciąż było takie same, niezmienne – moje granie w brydża.
Jednak ten pan ma ewidentnie jakiś problem. Teraz po prezydencie. Polska jest w Europie i jest jej częścią i nikt się nie wypiera, że jesteśmy jej częścią. Walczymy tylko o równouprawnienie. Poza tym jak Leszek Miller mówi o pomocy Ukrainie ale w granicach rozsądku to nikt go nie krytykuje a już na pewno nie ten pań, który z pewnością pobiera bardzo wysoka mundurowa emeryturę. Bardzo dobrze, że ktoś mówi jak jest a nie tylko ślepo ma wydawać kasę na kraj który jest mocno skorumpowany. Cięcia w budżetach. A kto doprowadził do takiej dziury? Jakoś przez 8 lat tego złego pusu nie było takiej dziury teraz nam się wciska że jest nam dobrze, fajnie itp. Dobrze to jest temu Panu, który pusze takie bzdury. Przeciętny polski obywatel nigdy takiej emerytury ba nawet wynagrodzenia nie dostanie jak pan otrzymuje obecnie. Panu jest i było zawsze dobrze za kazdych rzadow, tylko po prostu masz pań zniekształcony onraz przez tvn. Każda telewizja w jakiś sposób kłamie i zniekształca i naciąga fakty. Masz pań swoje lata więc przemysł pań uczciwie co piszesz bo żyjesz pań w pewnej bańce rzeczywistości oderwanej od życia. Masz pań wypchany barek alkoholem jak to zes pan niedawno wspomniał. Może taki barek jak prezes w Alternatywach4. Skojarzenia nasuwają się same o pana mentalności i wiedzy o życiu zwyczajnych ludzi. Mało o normalnym życiu pań wiesz.
Jan
2025-12-10 07:05:36
Pytanie, gdzie są dzieci, gdzie są wnuki? Są tacy, którzy - mieszkając poza Szczytnem - potrafią dzwonić przynajmniej 3 razy dziennie do swych dziadków, rodziców, krewnych. Wiedzą, kiedy jest jedzone śniadanie, wiedzą, kiedy jest przechadzka, wiedzą o której obiad, kolacja... A w razie braku kontaktu dzwonią o pomoc. To takie trudne? To nie kwestia braku czasu, tylko braku więzi i uczuć.
Taki sobie czytelnik
2025-12-10 03:09:26
Panie Mądrzejowski. No tak, obecna władza to nie przerznacza środków na \"swoją telewizję\". Szybko sobie wygooglowałem: W 2025 roku TVP w likwidacji dostała dodatkowo 1,4 mld. Ach ten pana słynny obiektywizm.
Olek
2025-12-09 22:25:02
Kiedyś,to kiedyś,cóż to za bzdurne uzasadnienie.Niektorym radnym nie chce się nawet myśleć logicznie
Plik
2025-12-09 17:48:45
Ciekawe kto i dlaczego boi się powiedzieć prawdę
Ciekawski
2025-12-08 22:14:23
Prawie fascynujące...
Jestę zastępco burmystrza
2025-12-08 20:32:16
U nas na budowie też przyjęli nowego pracownika , ale niestety nie było reportera.
tak
2025-12-08 19:42:37
Występ bardzo fajny ale trochę nie ładnie jak się pomija osoby które faktycznie pracowały i przygotowywały występ,
Olek
2025-12-08 19:00:33
7.12. było lodowisko otwarte, jednak jazda na łyżwach okazała się niemożliwa.Lyzwy rozjeżdżały się po tej sztucznej tafli nie mogąc rozpocząć jazdy.Całkowita klapa, pieniądze do zwrotu.
Warchol
2025-12-08 09:41:11
Znikome te informacje w tym artykule
Adrian
2025-12-07 13:05:25