Wtorek, 19 Marca
Imieniny: Aleksandryny, Józefa, Nicety -

Reklama


Reklama

WIEK TO TYLKO LICZBA – felieton Leszka Mierzejewskiego


Zadzwonił telefon, to wnuczka z pytaniem: - Dziadek, powiedz mi, ale tak z ręką na sercu – czy uważasz się za starego? - Jakiego znów starego? - odrzekłem zdziwiony. - No, osobę już wiekową, wytrąconą poza margines społeczny? - Oj wnusiu! Niełatwo odpowiedzieć na to pytanie. Kto jest osobą wiekową? Czy ten, kto ma sto lat, czy ten, kto ma sześćdziesiąt lat? Przykre jest to pytanie, zwłaszcza dla nas, ludzi dojrzałych. Zwłaszcza że sto lat to tylko jedna tysięczna ery, to tak niewiele.


  • Data:

Gdy byłem w twoim wieku, dwunastolatkiem, uważałem, że chłopaki z klasy siódmej, a więc czternastolatkowie są po prostu starzy. A dziewczyny z ich klasy onieśmielały mnie, były nie do poderwania, mimo że podobały mi się. Kiedy studiowałem techniczne przedmioty i miałem grubo powyżej dwudziestu lat - trzydziestoletnia asystentka była dla mnie, chociaż podobała mi się - już za stara. Natomiast gdy przekroczyłem czterdziestkę, sześćdziesięciolatek był już dla mnie staruszkiem.

 

Leszek Mierzejewski.

 

A gdy ja dobiłem do sześćdziesiątki, stary był dla mnie człowiek osiemdziesięcioletni. Dzisiaj już nie patrzę na wiek, bo wciąż mi się zdaje, że jestem młody. Gdy moi rówieśnicy zadają mi pytanie: jak się czuję? Zawsze odpowiadam: „coraz lepiej”. Wkurza to ich, bo większość pragnie porozmawiać o chorobach, o dolegliwościach, o tych, którzy odeszli do parku sztywnych...

 

Unikam tych tematów jak diabeł święconej wody. Uważam, że wiek, to liczba, pojęcie – a nie stan faktyczny. - Dziadek, wykręciłeś się, nie określając czy już jesteś osobą starą?

 

- Nie mówi się na ludzi dojrzałych, że są starzy, bo się obrażają. -Więc jak mam mówić? - Muszę wpoić ci zasadę savoir-vivre tzn. postępowania z ogładą, dobrymi manierami. Przede wszystkim nie mów o kimś, że jest już stary! Mów bardziej wytwornie, że jest to osoba wiekowa, doświadczona ewentualnie w podeszłym wieku. Teraz jest w modzie mówić, że jest studentem lub słuchaczem Uniwersytetu III Wieku. Co zaś do mojej osoby, to uważam się za mężczyznę z bagażem doświadczeń.

 

- Oj dziadek, ty znów żarty robisz. -Nie. Po prostu lata tak szybko płyną, że nie wiem, kiedy mi życie między palcami przepłynęło. Gdy jest się młodym, to nie myśli się o latach przyszłych, ile lat przed nami. Uważa się, że problem starzenia nas nie dotyczy. Zapomina się, że istnieje kryterium biologiczne wieku, że organizm zużywa się jak najdoskonalsza maszyna. Pamiętaj, że z wykształcenia jestem też mechanikiem o specjalności budowa maszyn, więc według mnie organizm ludzki to idealna maszyna, którą niektórzy doprowadzają do przedwczesnego zużycia i do złomowania. Przyczyna, to niedbanie o siebie, brak ruchu, złe nawyki żywieniowe, stresy, a także brak miłości, która potrafi zapobiegać chorobom, a tym samym i starzeniu się.

 

- Ej tam, dziadek! Co ciało ludzkie ma wspólnego z maszyną? Bajdurzysz! - Oj, nie! Mówię prawdę, najprostszym przykładem niech będzie porównanie istoty ludzkiej do zwykłego samochodu osobowego, jako doskonałej i nowoczesnej maszyny. Nowy, „spod igły” samochód, możemy doprowadzić w krótkim czasie do ruiny - gdy nie będziemy dbali o jego stan techniczny, gdy niewłaściwie będziemy go eksploatowali, np. napędzając go niewłaściwym paliwem!

 

A co najgorsze, nie będziemy dokonywali przeglądów okresowych. Ponadto, tak jak miłość zapobiega chorobom w organizmie ludzkim, tak musimy kochać nasz samochód, po prostu myć go, odkurzać, polerować – inaczej nasz samochód będzie wyglądał jak dziesięć nieszczęść i w niedługim czasie pójdzie do kasacji lub spowodujemy wypadek drogowy.

 

- Dziadek, lepiej powiedz mi, dlaczego jedni żyją 50 lat, inni 60 lat, a niektórzy powyżej 100 lat? Dlaczego jedni młodzi wyglądają jak staruszkowie, a ci wiekowi wyglądają kwitnąco? - zaskoczyła mnie znów wnuczka. - To zagadnienie nurtuje ludzi od istnienia świata - zacząłem ją uświadamiać. Od zarania dziejów naukowcy poszukują rośliny nieśmiertelności lub eliksiru młodości. A dziś? Kochana wnuczko, ludzie należą do szczególnej grupy istot żywych.


Reklama

 

Jako jedyni od początku do końca życia gwałcą prawa natury. Wpadają w sidła złych nawyków, niewiedzy, mody, reklam, poradników i blogów. Znam czterdziesto- i pięćdziesięcioletnich staruszków, którzy nie dbali o siebie, ale i znam siedemdziesięciolatki czy osiemdziesięciolatki piękne, eleganckie, ciągle twórczo pracujące. Wiecznie młode, które nie gwałciły praw natury.

 

- No więc, kiedy człowiek przekracza próg swojej młodości? - dopytywała się wnuczka. - Jest to teoria nie do wytłumaczenia. Jedni twierdzą, że przekraczamy ten próg, gdy stajemy się obwiśli, pomarszczeni, brzydcy, nieelastyczni, otyli, chorzy na wszelakie choroby starcze. Inni mówią, że gdy zaczynamy podpierać się laską, jeszcze inni twierdzą, gdy nie mamy siły wbiec np. na drugie piętro po schodach, bez zadyszki. Zresztą popatrz na mój obraz, który namalowałem na plenerze malarskim w sierpniu 2020 roku w Żydowie. Przedstawia on wizerunek wiekowego, zniedołężniałego mężczyzny – chcącego nadążyć za młodą kobietą!

 

.

 

- Dziadek, a jakie to są choroby zniedołężniałych ludzi? - Do nich zaliczamy cukrzycę, choroby z autoagresji, miażdżycę, demencję, chorobę Alzheimera, Parkinsona, schizofrenie i inne stany psychiatryczne.

 

- Dziadek! Lepiej kończ ten przykry wykład i idź na SLOW JOGGING, co w 100% odmłodzi cię bardziej niż twoje gadanie. -A co to za stwór? - spytałem zdziwiony. -To bardzo, bardzo spokojne bieganie, takie właśnie dla ciebie! Nie męczy, nie obciąża stawów, nie powoduje kontuzji! Może być uprawiany przez każdego, bez względu na wiek, na wagę, kondycję i schorzenia! Wymyślono go w Japonii!

 

- E! To nie dla mnie - stwierdziłem. Podziwiam wszystkich, którzy ten rodzaj aktywności uprawiają! Często widzę ich ze słuchawkami w uszach i uśmiechem na ustach, w słońcu lub w deszczu, gdy pokonują jakby bez wysiłku kolejne kilometry. A ja, ilekroć zakładam sportowe buty, to zamiast endorfin wydziela mi się chyba tylko hormon stresu, bo wsiadam w samochód i podziwiam tych biegaczy ale przez szybę samochodu.

 

Wnuczka wyłączyła telefon, a ja w fotelu długo zastanawiałem się, jaką wymyślić formę aktywności fizycznej, która z jednej strony przyniosłaby mi wymierne korzyści zdrowotne, a z drugiej, żeby nie obciążała nadmiernie mojego organizmu, i to przed jej przyjazdem na Wielkanoc.

 

Ano wymyśliłem - coroczny wyjazd do sanatorium, by polepszyć swój stan zdrowia. Każdego z nas gdzieś rwie, gdzieś strzyka, pojawia się problem z krążeniem, lub nerki szwankują... Na wiele różnych schorzeń zabiegi sanatoryjne mogą okazać się bardzo przydatne. Przysnąłem w fotelu i zacząłem śnić o innej aktywności ludzi w dojrzałym wieku, którzy tylko stale grzebią w ogródku, pucują dom albo siedzą na kanapie, czytają książki lub rozwiązują krzyżówki. Przecież w naszym Szczytnie działają już dwa Uniwersytety III Wieku, ale również i w Pasymiu, gdzie coraz więcej działa słuchaczy.

 

Atrakcje to nauka języków obcych, malowanie obrazów, wycieczki do teatrów i na koncerty, wczasy. Do tego zajęcia sprzyjające kondycji fizycznej i zdrowiu: nordic walking, kąpiele w basenie, spacery krajoznawcze, jazdy rowerowe… Jednym zdaniem, nasze uniwersytety trzeciego wieku zajmują się działalnością edukacyjną i aktywizacją osób dojrzałych, żeby poprawić jakość ich życia oraz zwiększyć ich uczestnictwo w życiu społecznym. Zarządy Uniwersytetów organizują wykłady, seminaria, oraz regularne zajęcia edukacyjne, imprezy edukacyjno–rozrywkowe, a także angażują się w działania społeczne na rzecz lokalnych władz. Pierwszy Uniwersytet III Wieku powstał w 1973 roku w Tuluzie, a w Polsce w 1975 roku w Warszawie. Teraz już mamy prawie 650 takich Uniwersytetów w Polsce.

Reklama

 

Rozgadałem się, a czas przecieka mi przez palce, niczego nie udaje mi się ostatnio zrobić w terminie. Przyczyna - to nadmiar obowiązków. Muszę się zatrzymać i dokładnie przejrzeć rozkład dnia. Czasu nie da się zatrzymać ani rozciągnąć, ale można go dobrze zorganizować. Przecież już minęło dwa i pół miesiąca od Świąt Bożonarodzeniowych, jeszcze miesiąc i będą kolejne. Przez ten okres nazbierało mi się multum zaległych spraw do załatwienia. Jedyna rzecz, którą w tym roku szczęśliwie „załatwiłem”, to zachowałem umiar w jedzeniu i piciu świątecznym. W poprzednich latach święta kończyły się bólem brzucha i głowy.

 

Normalne, trudno powstrzymać łakomstwo, gdy na stole tyle smakowitych potraw i człowiek skupia uwagę na jedzeniu - co by jeszcze włożyć sobie na talerz! W tym roku, słuchając dobrych rad dietetyków, rezygnowałem całkowicie z takich dodatków jak: pieczywo, ziemniaki, makaron czy też ryż. Natomiast skupiłem uwagę na sałatkach warzywnych, surówkach, produktach marynowanych, dziczyźnie oraz rybach, w tym obowiązkowo na śledziach. Alkoholu prawie nie dotykałem, bo w mojej rodzinie dużo się pije, ale wody i soków. Ja osobiście uwielbiam najzwyklejszą herbatę.

 

Zawsze i to po każdych świętach miałem inny, można powiedzieć, twardy orzech do zgryzienia. Lodówka i zamrażarka były pełne „świątecznej” żywności. I to mi przypadała w udziale „likwidacja” tego nadmiaru. Czy zdarzało mi się poświąteczne przejedzenie? O tak! Wzdęcia, bóle brzucha, a co najgorsze niechęć do jedzenia. W tym roku postawiłem na swoim, kupowałem o połowę mniej żywności i dobrze na tym wyszła nasza rodzina!

 

No i sylwester. Przed wyjazdem zapytał mnie wnuczek, gdzie go z babcią spędzę? - W Zaciszu - odpowiedziałem. - Ale się ubawicie – zauważył. - W zaciszu, ale domowym - dopowiedziałem z uśmiechem na ustach. Sylwestra od kilka lat spędzam w zaciszu domowym i przed telewizorem. Do tego przez koronawirusa w zacieśnionym gronie. Bez alkoholu, ale i tak byłem odurzony nadmiarem zmiennych informacji wciskanych mi w trakcie spoglądania na srebrny ekran. W sylwestrowy wieczór nie wiedziałem, czy to zjawisko zupełnie naturalne, czy branie mnie pod tzw. włos.

 

W wieczór sylwestrowy całkowicie zgłupiałem, bo przez wiele wcześniejszych miesięcy wszystkie media apelowały o zachowanie odpowiedniego dystansu od innych osób, zasłanianie nosa i ust, częste mycie i dezynfekcję rąk specjalistycznymi środkami. Informowały o zakazach, w tym masowych spotkań... Gdy zacząłem oglądać o godzinie 20.00 SYLWESTRA MARZEŃ Z DWÓJKĄ, to aż podskoczyłem na fotelu. Czy telewizja kłamie, czy ma wszystko tam, gdzie słońce nie dochodzi? Tysiące ludzi zgromadzonych w jednym miejscu, bez maseczek... Nic dodać, nic ująć...

 

Leszek Mierzejewski



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama