Piątek, 13 Czerwiec
Imieniny: Gwidona, Leonii, Niny -

Reklama


Reklama

To nie takie proste


Marzena Bączek podczas spaceru z synem na ulicy Konopnickiej w Szczytnie zauważyła psa, który wyglądał na schorowanego i bezdomnego. - Był zaniedbany. Wyglądał jakby był po zabiegu, bo sprawiał wrażenie otumanionego. Poza tym miał wygoloną tylną część ciała. Zadzwoniłam więc do ...


  • Data:

Marzena Bączek podczas spaceru z synem na ulicy Konopnickiej w Szczytnie zauważyła psa, który wyglądał na schorowanego i bezdomnego. - Był zaniedbany. Wyglądał jakby był po zabiegu, bo sprawiał wrażenie otumanionego. Poza tym miał wygoloną tylną część ciała. Zadzwoniłam więc do miejskiego schroniska, by się tym zwierzęciem zainteresowano, ale otrzymałam odpowiedź, jakiej zupełnie się nie spodziewałam – mówi kobieta.

Marzena Bączek widząc zaniedbanego, bezdomnego psa zadzwoniła do schroniska dla zwierząt. - Nie mogłam go zabrać ze sobą, bo nie byłam pewna czy gdy się do niego zbliżę, to mnie nie zaatakuje. Jednak zrobiło mi się go żal i chciałam mu pomóc – opowiada pani Marzena. Kobieta twierdzi, że odpowiedź, jaką usłyszała bardzo ją zdziwiła.

- Powiedziano mi, że powinnam poszukać właściciela psa. Nie będę przecież pukać od drzwi do drzwi i pytać czy komuś nie uciekło zwierzę – mówi. Pani Marzena zaproponowała nawet, że da jakiś datek tylko po to, by ktoś przyjechał i zabrał psa. - Innej możliwości nie miałam, jednak to także nie pomogło – dodaje.


Reklama

W ocenie Krystyny Lis z Urzędu Miejskiego, zgłaszająca musiała źle zrozumieć swojego rozmówcę. - Nie było tak, że kazano tej pani szukać właściciela zwierzęcia. Zapytano tylko, czy nie mogłaby popytać znajdujących się tam ludzi. Pani natomiast uparcie twierdziła, że psa należy uśpić. Jednak o tym decyduje lekarz weterynarii, a nie my. Nie mieliśmy wówczas auta, więc nie mogliśmy sprawdzić sytuacji osobiście – wyjaśnia Lis. Jak dodaje pani Krystyna zawsze w takich zgłoszeniach przeprowadza się wywiad. Dopiero potem w miarę możliwości jedzie na miejsce wskazane przez zgłaszającego. - Nie możemy lecieć, ot tak, po każdym telefonie. W schronisku mamy pełno zwierząt i bierzemy tylko te, które naprawdę potrzebują pomocy. Często jest jednak tak, że ludzie zobaczą według nich bezdomnego psa, a tak naprawdę ma on właściciela – twierdzi. Jak dodaje Lis w schronisku są trzy osoby z obsługi na jednej zmianie, które mają bardzo dużo pracy, bo trzeba posprzątać, pilnować zwierząt, wypuścić je na wybieg, podać lekarstwa i nakarmić. - Oczywiście zgłoszenie, które otrzymaliśmy, zanotowaliśmy. Wiem, że ktoś wybierze się w te rejony jeszcze dziś sprawdzić czy ten pies jest i czy naprawdę potrzebuje pomocy – informuje Krystyna Lis.

Reklama

Patrycja Woźniak

fot. Paweł Salamucha



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama