- Nasze dzieci są w stu procentach nasze – mówią Lidia i Bogdan Sucheccy, którzy są rodzicami zastępczymi dla dziewiątki dzieciaków. Dali im szansę na miłość i bezpieczny dom. Chociaż rodzicielstwo zastępcze to trudna rola, nie zamieniliby jej na nic innego. Zgodnie mówią, że warto.
Na miłość i kochających rodziców zasługuje każde dziecko, bez względu na to czy dopiero przyszło na świat, czy ma pięć, dziesięć, dwadzieścia czy trzydzieści lat. Każdy potrzebuje domu, do którego może wrócić, ludzi, którzy bezwarunkowo go akceptują i będą dla niego oparciem. Taki dom swoim zastępczym dzieciom stworzyli Lidia i Bogdan Sucheccy.
W listopadzie 2005 roku zostali po raz pierwszy rodzicami. Ich życie zmienił Kuba, który próg ich domu przekroczył, gdy miał siedem miesięcy. Chociaż Lidka nie nosiła go pod sercem, a Bogdan po raz pierwszy przytulił go, gdy był już całkiem sporym chłopcem, to od pierwszych chwil stał się ich dzieckiem. To Kuba jako pierwszy uczył ich rodzicielstwa. Stał się ich własnym dzieckiem, podobnie jak pozostałe, które trafiły pod dach ich domu. Od osiemnastu lat, według prawa, są rodziną zastępczą, ale według serca są tymi, którzy kochają wszystkie swoje dzieci i dają im siebie w całości.
Dzieci, które doświadczyły smutku
- Nie mogliśmy mieć swoich dzieci. Bardzo chcieliśmy, ale nie było nam to dane. Dzisiaj wiem, że dzięki temu stałam się mamą, a Boguś tatą wspaniałych dzieci, które w stu procentach są nasze – mówi Lidka.
Zostanie rodziną zastępczą było im pisane. Swojej roli nie traktują jak pracy czy bohaterstwa. Ich codzienność nie różni się niczym od codzienności zwykłych rodzin.
- Nie ma znaczenia, że nie są naszymi biologicznymi dziećmi. Kiedy decydowaliśmy się na zostanie rodziną zastępczą nie wiedzieliśmy, jak to będzie wyglądać, ale z każdym dzieckiem, które trafiało pod nasz dach upewniałem się, że podjęliśmy słuszną decyzję – mówi Bogdan.
Do podjęcia tego wyzwania zainspirowała ich inna rodzina. Koleżanka Lidki opowiedziała jej o znajomych, którzy stworzyli dom dla dzieciaków. To Ewa i Grzegorz Chmielewscy opowiedzieli im o wszystkim. O złych i dobrych stronach rodzicielstwa zastępczego. Niczego nie ukrywali.
- Każdy, kto decyduje się na ten krok musi wiedzieć z czym się to wiąże. Staje się rodzicem dla dzieci, które mają swój bagaż doświadczeń. Do rodzin trafiają dzieci w różnym wieku i w różnej sytuacji prawnej – opowiada Lidka. - Są to dzieciaki, które w życiu bardzo często doświadczyły zbyt wielu złych rzeczy i które od dorosłych dostały niewiele.
Teraz każdego dnia starają się te braki nadrobić. Pani Lidia ma wyjątkowy dar wyszukiwania w dzieciach talentów i inspirowania ich do ich rozwijania. Pomagają im w tym. Zagrzewają do walki, pomagają przetrwać kryzysy, uczą, że nie można się poddawać i trzeba walczyć o to, by spełniać marzenia.
Wszystko można pokonać
Po spotkaniu z innymi rodzicami zastępczymi nie zastanawiali się długo. Chęć stworzenia zawodowej rodziny zastępczej zgłosili w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie w Szczytnie. Przeszli wszystkie testy oraz odbyli specjalistycznych kurs, który przygotowywał ich na wyzwanie, przed jakim stanęli.
- Bycie rodzicem jest wyzwaniem zawsze, bez względu na to, czy wychowujemy własne dzieci czy przysposobione. Każdy rodzic napotyka na swojej drodze problemy. Mniejsze lub większe – zapewnia mama zastępcza. - Wszystko można przejść, gdy się siebie słucha nawzajem i otacza miłością. Każda góra jest do pokonania.
Nie ukrywają, że były momenty trudne. Takie, które nawet z męskiego Bogdana wyciskały łzy.
- Kiedy widzisz dziecko, które doświadczyło przemocy, które kuli się ze strachu, gdy słyszy swoje imię albo przygotowuje się na uderzenie, to nie ma szans, że cię to nie poruszy. Oczywiście, przy dzieciach starasz się być twardy, ale jak zostajesz sam, czasami wszystko puszcza – mówi.
Lidka przyznaje, że były sytuacje, w których przeklinała rodziców biologicznych ich dzieci. Do dzisiaj nie potrafi zrozumieć, co kierowało niektórymi z nich. W chwilach trudnych wiedzą, że zawsze mogą liczyć na pomoc pracowników PCPRu, którzy bardzo ich wspierają. - Pomagają i nam, i dzieciom. Możemy na nich liczyć. Czasami się śmieję, że gdy przyjadą do nas, to jest to taka nasza prywatna grupa wsparcia.
Jak przyznają państwo Sucheccy najtrudniejsze chwile są zawsze, gdy z dziećmi trzeba się rozstać. Gdy trafiają one do innych rodzin zastępczych bądź wracają do rodziców biologicznych.
- My wiemy, że dla nich to będzie dobre, ale serce boli, gdy człowiek przywiąże się i pokocha dziecko – mówi Lidia.
- Do tego chyba nigdy się nie przyzwyczaimy – dodaje Bogdan.
W ludzi trzeba wierzyć
Po Kubie ich rodzina powiększyła się o siostry Julkę i Zosię. Zosia, gdy zamieszkała z nimi, miała zaledwie 14 dni. Po nich przychodziły kolejne dzieci. Miłość, którą im dawali sprawiała, że te wcześniej zamknięte w sobie i przestraszone zaczynały się zmieniać. Cierpliwość i czas, który dla nich mieli oraz bezpieczeństwo, jakie im zapewniali sprawiły, że dzieci w ich domu rozkwitały.
- Często pytano nas, czy to są te same dzieci. A one po prostu zaczynały żyć i pokazywać jak wspaniałe są – wzrusza się Lidka.
W ich domu w szczytowym momencie mieszkało 13 dzieciaków. W grudniu ubiegłego roku czwórka dzieci wróciła do swoich biologicznych rodziców. Dwa rodzeństwa odzyskały swój dom, bo rodzice postanowili o nie walczyć i się zmienić.
- To jest piękne i pokazuje, że dobra współpraca rodziny zastępczej z rodziną biologiczną może naprawić świat małych ludzi – mówi Lidka.
Z jedną z rodzin cały czas są w kontakcie. To w dużej mierze dzięki ich wsparciu młodzi rodzice, którzy sami nie mieli w życiu łatwo, mogli odzyskać dzieci, które kochali. Dzisiaj są częścią ich rodziny.
- Widzimy, że czasami rodzice tracą dzieci, bo nikt im nie pokazał, jak powinna wyglądać rodzina. Powielają błędy swoich rodziców – wyjaśnia Lidka. - Po naszych dzieciach widzę, jak ważne jest to, aby wierzyć w drugiego człowieka. Wystarczy drobny gest, dobre słowo, by dać innym siłę.
Pozszywani w jedno
W tej całej drodze bardzo ważne okazało się wsparcie ich najbliższych. Rodziny Lidki i Bogdana od początku ich wspierały. Są babcie, dziadkowie, ciocie i wujkowie, którzy pokazują, jaką siłą jest rodzina.
- My mówimy zawsze naszym dzieciom, że jesteśmy wyjątkową rodziną. Każdy z nas jest kawałkiem materiału, z którego jest uszyta. Taki pachwork. Chociaż każdy jest inny, to gdy nas pozszywano stworzyliśmy piękny dom – zapewnia Lidka. - Może nie idealny, ale pełen miłości.
Dzisiaj, chociaż część dzieci, które zamieszkały w ich domu jest już samodzielna, są cały czas dla siebie. Mama i tata zawsze dla nich są.
- Już nie możemy doczekać się, aż pojawią się wnuki, czasami zastanawiamy się, jak będzie wyglądała nasza rodzina. Ile jeszcze stołów trzeba będzie dorobić, żebyśmy zmieścili się przy obiedzie – uśmiecha się Bogdan.
Zapytani o to, co powiedzieliby osobom, które zastanawiają się nad tym czy zostać rodzicami zastępczymi mówią krótko. - WARTO.
Alfred Dąbkowski
Będąc w małej wsi na mazurach ,spotkałem sympatyczną Panią Grażynę Antosiak i jej gromadka dzieciaków uśmiechniętych siedmioro. Po rozmowie okazuje się ,jest rodziną zastępczą .Jestem pod ogromnym wrażeniem .Kobieta jest wdowa i prowadzi to od 11 lat.Wioska liczy 3 domostwa oddalone od sklepu najbliższego o 6 km. Do szkoły wozi i bus z pomocą burmistrza Pana Nowociński Marcin .Patrzę z podziwem na tą Panią .