Środa, 8 Maj
Imieniny: Kornela, Lizy, Stanisława -

Reklama


Reklama

Rodzina Kozłowskich opiekuje się tajemniczym grobem


Nikt, robiąc zakupy, bawiąc się z dziećmi na placu zabaw, chodząc po lesie czy kupując działkę rekreacyjną nie myśli o tym, że być może depcze czyjeś szczątki, czyjś grób. Na zapomnianych, zlikwidowanych cmentarzach buduje się drogi, budynki użyteczności publicznej, place zabaw… Bywa, że zarastają lasem. Bywa jednak i tak, że ktoś próbuje za wszelką cenę zachować grób od zniszczenia. Rodzina Kozłowskich ze Świętajna już kolejne pokolenie opiekuje się grobem nieopodal swojego gospodarstwa.


  • Data:

Wiesław Kozłowski to mieszkaniec Świętajna od 52 lat.

 

- Urodziłem się w Wykrocie na Kurpiach, ale w wieku 3 lat trafiłem do Świętajna za sprawą rodziców, którzy tu zamieszkali – wspomina. - I przyznam się, że odkąd pamiętam opiekowali się oni pobliskim grobem, który znajduje się za naszym pastwiskiem w pobliskim lesie. Jako dzieciak niewiele sobie z tego robiłem, ale im człowiek starszy, tym chce więcej wiedzieć – dodaje.

 

Odkąd pamięta, zawsze w środku pobliskiego lasu stał drewniany krzyż. Gdy spróchniał jego rodzice stawiali nowy. - Potem ja, moja żona, rodzina zaczęliśmy robić tak samo – wspomina. - Początkowo wiedziałem tylko tyle, że zakopani są tam Niemcy. Nie znałem dokładnie ich historii. W czasach mojego dzieciństwa, czasach moich rodziców nie mówiło się jeszcze o Mazurach. Był to temat tabu.

 

Odsłanianie tajemnicy

 

Pan Wiesław zaczął jednak drążyć sprawę, bo nie dawała mu spokoju.

 

- Z czasem dowiedziałem się, że pochowana jest tam rodzina Orzessek – opowiada. - Tam, gdzie dziś jest las i stoi krzyż było ich gospodarstwo. Byli to Mazurzy, dawni mieszkańcy tych ziem. Przez lata nie znałem historii ich śmierci, bo za czasów komunistycznych piętnowano to wszystko, próbowano wmówić, że są to polskie ziemie odzyskane. Historia była wypaczana. Przyznam, że osobiście traktuję te ziemie jako zadośćuczynienie dla narodu polskiego, za krzywdy, jakie wyrządzili nam Niemcy, naziści. Ale pamiętam, że mieszkali tu Niemcy, Mazurzy.


Reklama

 

Rodzina Kozłowskich sama mieszka w gospodarstwie po dawnych mieszkańcach. Kiedyś zostali nawet zaproszeni do Niemiec do byłych właścicieli swojego gospodarstwa.

 

- Zaprosił nas Werner Worf – wspomina pan Wiesław. - I wówczas poznałem historię tego grobu. Opowiedziała ją nam mama Wernera. Miałem mieszane uczucia, czy ta rodzina, która tam spoczywa, zasługuje na pamięć, a to dlatego, że zginęli przez własne zadufanie. Znamy dwie wersje tej tragedii.

 

Śmierć za bycie Niemcem

 

Pierwsza mówi o tym, że jeden z informatorów dał Rosjanom znać, że w tym gospodarstwie mieszka rodzina, której głowa rodu była w NSDAP, była esesmanem. Druga wersja mówi o tym, że Rosjanie znaleźli tam mundur gestapowca.

 

- I gdy Rosjanie wpadli do tego domu zaczęli przesłuchiwać rodzinę – opowiada pan Wiesław. - Żona tego człowieka miała wówczas powiedzieć, że jest dumna z męża i z tego, że był żołnierzem niemieckim. Rosjanie nie patyczkowali się wówczas i zastrzelili gospodynię, jej córkę, która była w ciąży, babcię oraz dwóch mieszkańców Piasutna, którzy akurat tego pechowego dnia przyszli w odwiedziny do tej rodziny. Potem całą piątkę spalili w stodole i zabronili mieszkańcom dzisiejszego naszego gospodarstwa, czyli Worfom ich pochować. Grozili, że jeśli to zrobią czeka ich podobny los. To był kwiecień 1945 roku. Te ciała przez około dwa miesiące leżały na słońcu. Były rozszarpywane przez ptaki, zwierzynę.... Rosjanie chcieli dać przykład innym, że jeśli będą ukrywać poszukiwanych Niemców to ich też czeka taka śmierć.

Reklama

 

Kłamstwo warte życie

 

Według opowieści po dwóch miesiącach zmienił się w Świętajnie dowódca radziecki.

 

- I tę zmianę wykorzystali Worfowie – opowiada pan Wiesław. - Pozbierali resztki tych ciał w kociołki, wiaderka, co mieli pod ręką i pochowali właśnie w tym miejscu, gdzie dziś stoi krzyż. Łącznie pięć ciał. W następnym miesiącu powrócił ten stary radziecki komndir. Rozwścieczył się i chciał rozstrzelać rodzinę Worfów. Ale wówczas gospodyni poszła na całość. Skłamała, że pochowali te ciała, aby ustrzec żołnierzy radzieckich przez zarazą. Uwierzył i dzięki temu Worfowie przeżyli.

 

Lasu nie ma, grób został

 

Kozłowski przyznaje, że w listopadzie jego rodzina zawsze układa tam krzyże z kasztanów.

 

- Zniczy w lesie nie można zapalić, bo niebezpieczne – mówi. - Choć ostatnio las leśnicy wycieli, ale grobu i krzyża nie zniszczyli. Jestem im za to wdzięczny, za to, że uszanowali mogiłę. Z tego, co wiem, maja ją też jakoś delikatnie ogrodzić. Myślę, że tym grobem moja rodzina będzie opiekowała się z pokolenia na pokolenie... Domyślam się, że takich miejsc na naszych terenach jest mnóstwo, ale warto na to zwrócić uwagę raz jeszcze i przypomnieć przy okazji Święta Zmarłych historię tych ziem...

 



Komentarze do artykułu

Maciek

Tak,pamiętam będąc kiedyś na grzybach natknąłem się przypadkiem na kilka pochówków przed Saskiem Małym,pamiętam były te groby bardzo dobrze utrzymane i ogrodzone płotem pomalowanym na niebieski kolor. Również w lesie pod Witówkiem są groby blisko drogi biegnącej z Sedańska.

Obserwator

Przed Saskiem Małym w lesie po lewej stronie szosy jest też wspólny grób dwóch niemców / polskie nazwiska / zastrzelonych przez niemców.

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama