Po podpaleniach kamienic, przy ulicach Ogrodowej i 1 Maja, przez 34-letniego szaleńca, 10 rodzin ze Szczytna wciąż pozostaje bez dachu nad głową. Do swoich domów nie wrócą nawet na święta. Mężczyzna zgotował im piekło, a sam siedzi w ciepłej celi z podawanymi na czas obiadkami. Rodziny cierpią, obrywa się też samorządowi z burmistrzem Krzysztofem Mańkowskim na czele.
Na wtorkowej sesji temat poruszył radny Paweł Krassowski. Podał przypadek pani Sylwii, która twierdzi, że miasto jej rodzinie lokalu zastępczego nie przydzieliło. Pani Sylwia ostrzega, że zamieszka w namiocie na Placu Juranda. Burmistrz Krzysztof Mańkowski te informacje dementuje i mówi, że kobieta ostatecznie otrzymała aż 3 lokale do wyboru.
Fakty są takie, że w pożarze kamienicy przy ulicy 1 Maja w Szczytnie ucierpiało aż 8 rodzin. Ogień zniszczył wszystkie znajdujące się tam lokale, które w większości należały do zasobów miasta. Bardzo poważnie ucierpiała też sama bryła budynku.
- Zlecamy ekspertyzę, która ma dać nam odpowiedź, czy ten budynek w ogóle nadaje się do remontu, czy tylko do wyburzenia – mówi Alfred Kryczało, dyrektor TBS Szczytno, które zarządza istniejącą tam wspólnotą. - Myślę, że otrzymamy ją w grudniu. Do tego czasu budynek jest zabezpieczony i nie ma możliwości jego użytkowania. Byłoby to zbyt niebezpieczne.
W nieco lepszej, ale niewiele, sytuacji są mieszkańcy kamienicy przy ulicy Ogrodowej. Tam ucierpiały trzy rodziny, z czego jedna i tak mieszka w nadpalonym budynku, w którym nadal nie ma dachu.
- Obie kamienice były ubezpieczone – mówi Alfred Kryczało, a TBS również jest zarządcą budynku przy ul. Ogrodowej. - W przypadku ul. Ogrodowej PZU już przelało nam pieniądze za szkodę.
Dlaczego zatem nie ruszył remont dachu?
- Bo tak długo trwają procedury z uzyskaniem odszkodowania – mówi Kryczało. - Pierwszy rzeczoznawca nie był wstanie wycenić szkody, drugi wycenił, ale kwestionowaliśmy wysokość odszkodowania. Inna rzecz, że problem jest z wykonawcami na rynku. Mamy uzgodnione z wykonawcą, który remontuje budynek przy Pasymskiej, że jak skończy tam prace przejdzie na ul. Ogrodową. Liczę, że do połowy grudnia dach na Ogrodowej powinien zacząć być robiony.
W gąszczu tych formalności gubi się ludzi, całe rodziny mieszkające w obu budynkach. Jak twierdzi burmistrz Krzysztof Mańkowski, wszystkim miasto zaproponowało lokale zastępcze. - Nie wszyscy z tych propozycji skorzystali, bo część wybrała lokum u swojej rodziny, czy znajomych, ale nikogo nie zostawiliśmy bez pomocy – zapewnia.
Problem jednak w tym, że rodziny z dziećmi tułają się tak już od ponad miesiąca. Nie ukrywajmy jest to bardzo uciążliwe, a jak pisze na swoim profilu facebookowym pani Sylwia, którą podczas ostatniej sesji przytoczył radny Paweł Krassowski, jej rodzina została rozdzielona, a dzieci nie mają możliwości swobodnej nauki. Sytuacja staje się coraz bardziej nerwowa, bo w mediach społecznościowych pojawiają się sprzeczne informacje co do sytuacji, w której znajdują się poszkodowane rodziny.
W emocjonalnych postach pani Sylwia twierdzi: „Ja i moje dzieci do dnia dzisiejszego nie otrzymaliśmy innego mieszkania od "Głowy" naszego miasta ani osób tam rządzących.
Owszem, miałam propozycję mieszkań, które są zdewastowane i wymagają ogromnego remontu, na który mnie nie stać.... moja rodzina jest rozsypana, bo dwoje moich dzieci zamieszkuje gdzie indziej niż ja ”
W końcu grozi, że zamieszka na Placu Juranda pod namiotem.
Z taką oceną nie zgadza się burmistrz Krzysztof Mańkowski.
- Każdy może mówić i pisać głupoty i nieprawdę, ale gdy czyni to publicznie, to robi się problem – tłumaczył podczas sesji. - Pani Sylwia wypisuje nieprawdę. Osobiście byłem przy pożarze kamienicy przy ulicy 1 Maja. Z panem Pleskotem i panem Mikoszą. Każdej poszkodowanej tam osobie, w tym i pani Sylwii, proponowaliśmy lokale zastępcze. Pani Sylwia nie wyraziła zainteresowania, bo stwierdziła, że ma gdzie przebywać. Jednak 23 października zgłosiła się do urzędu twierdząc, że potrzebuje lokalu zastępczego. Wskazaliśmy jej taki. Odmówiła jednak na piśmie, bo uznała, że nie spełnia on jej oczekiwań. W moim odczuciu był wystarczający, aby tam zamieszkać. Tydzień później znowu zjawiła się w urzędzie i wskazaliśmy jej jeszcze dwa inne lokale. Pani Sylwia wybrała lokal przy ulicy Sobieszczańskiego. Potwierdziła to w piśmie z 18 listopada. Dziwę się więc tym oszczerstwom, bo tak mogę to tylko nazwać.
Sytuacja mieszkaniowa w naszym mieście od lat jest tragiczna. Czas oczekiwania na mieszkanie komunalne wynosił kilka lat. Teraz żyje się ludziom dużo lepiej niż jakieś 5-10-15 lat temu i większość młodych ludzi, którzy tylko maja zdolność kredytową nie czeka na mieszkanie z \"miasta\" tylko decyduje się za zakup własnego lokalu. Mimo, wydaje mi się dużo mniejszej liczby chętnych miasto nadal nie jest w stanie zapewnić godnych warunków mieszkaniowych swoim mieszkańcom. Przykre. Jesteśmy dość dużym miastem i powinniśmy mieć chyba godziwe mieszkania dla ludzi, którzy nagle tracą wszystko i raczej przez długi czas nie będzie stać ich na kredyt. Mogliby Państwo przypomnieć historie rodziny, której letnią porą spłonął dom przy ulicy Niepodległości. Była tam dziewczyna z trójka małych dzieci. Wiem, że lokal który miała otrzymać również był tragiczny. Nie wiem czy dostała coś lepszego. Może gazeta mogłaby przekazać nam-czytelnikom jakieś informacje o tym jak im się żyje i gdzie mieszkają? W naszym mieście nie ma nawet mieszkań dla osób niepełnosprawnych. Znam osoby które mieszkają na stancjach z dziećmi na wózku. Nie mówiąc już o tym, że nawet stancje znaleźć w takim przypadku jest bardzo ciężko, no bo przecież musi to być miejsce bez schodów. Tragedia. Czy to naprawde niemożliwe, żeby tak duże miasto wybudowalo wystarczająca ilość bloków, w tym jeden z udogodnieniami dla niepelnoprawnych? Przeciaż mieszkańcy płacą czynsze, więc jakiś wpływ i zwrot inwestycji jest, czyż nie?