Nie tęskni pan za szkołą?
Tak troszeczkę. 38 lat pracy w zawodzie nauczyciela nie może pozostać bez śladu. Ale najważniejsze, że się nie nudzę. Mam swoje pasje. Życie emeryta to nowe wyzwanie i ja próbuje temu wyzwaniu możliwie aktywnie sprostać.
Dlaczego akurat motocykl? Nie wystarczyłoby znacznie spokojniejsze pielenie ogródka?
Bo pasja motocyklowa towarzyszy mi od czasu młodości. Jako student byłem szczęśliwym posiadaczem SHL-kę. Temu motocyklowi zawdzięczam swoją drugą rodzinną połówkę.
Żona złapała się na motocykl?
Nie tylko na motor. Może bardziej na swój. Po prostu jeździliśmy razem. Miała tę sama pasję jako studentka. Dziś już niestety na czas mojej jazdy jesteśmy rozdzieleni. To trochę wina klimatu, jaki panuje w naszym Klubie Motocyklowym „Jurand”. Kobiety wśród członków pojawiają się sporadycznie i to niejako pod warunkiem, że są kierowcami, a nie pasażerami. Jakieś takie niepisane prawo u nas panuje, że jeździmy bez „plecaków” - bo tak, może niezbyt sympatycznie – określa się w motocyklowej gwarze pasażerów, a głównie pasażerki.
Czyli klub to takie trochę zamknięte towarzystwo wzajemnej adoracji?
Nie wzajemnej. My adorujemy motocykle. W klubie jest około 40 osób, z naszego powiatu oraz z Biskupca. Staramy się maksymalnie często wspólnie jeździć.
Bez celu czy są to jakieś ukierunkowane działania?
Najczęściej wspólnie uczestniczymy w zlotach motocyklowych Warmińsko-Mazurskiej Strefy Neutralnej.
Co to takiego?
Wszystkie szczegóły są ujęte na naszej stronie: www.km-jurand.pl. Ale w skrócie powiem, że jest to forma federacji – Strefa zrzesza kluby motocyklowe z naszego regionu o podobnych celach działania, m.in. takie jak: Wiraż z Bartoszyc, Wiking Ełk czy Tabun Olsztyn.
Jakie są zatem te cele?
Określiliśmy je następująco: „Łączy nas zamiłowanie do jednośladów (szczególnie z dobrym wydechem). Myślą przewodnią naszej działalności jest propagowanie kultury osobistej wśród motocyklistów i zasad bezpiecznej jazdy. Chętnie uczestniczymy w akcjach charytatywnych oraz promujących polskie tradycje. Pragniemy zmienić społeczny stereotyp opinii o użytkownikach motocykli. Budujemy ferajnę kumpli, którzy zawsze mogą na sobie polegać i chętnych do niesienia pomocy innym. Nie jesteśmy hermetyczną grupą o ściśle ustalonych i surowo przestrzeganych regułach.” I w podobny sposób brzmią cele, jakie określa W-M Strefa Neutralna, która „powstała w celu kultywowania starych, dobrych tradycji motocyklowych. Pragniemy zachować swobodę obyczajów motocyklowych. Dotyczy ona poprawnych i przyjacielskich stosunków między miłośnikami motocykli.
Udaje się zachować tę neutralność, szczególnie teraz, gdy rzeczywistość jest dość burzliwa?
Wśród Jurandowców mamy osoby o różnych zawodach, pasjach, jeżdżących na różnych maszynach. Fakt, że aktualność jest taka, że tę neutralność trudno jest utrzymać, ale się staramy i chyba dość dobrze nam to wychodzi. Sporadycznie pojawiają się jakieś niesnaski, ale szybko są niwelowane tym bardziej, że gdyby ktoś za bardzo chciał forsować swoje poglądy, to mógłby być z klubu usunięty. I to jest dobry hamulec, bo znacznie bardziej kochamy motocykle niż jakąkolwiek ideologię.
Jeździ pan...
Hondą Shadow 750 VT. Typowy chopper czyli klasyk motocykla szosowego. Dużo chromu i mocno odziany: sakwy po bokach siodełka, szyba przednia itp. gadżety. Oczywiście – jest to motocykl 5-letni. Dostałem odprawę emerytalną i przeznaczyłem ją właśnie na jego zakup. No, trochę musiałem dołożyć, bo motor okazał się jednak cenniejszy niż „podsumowanie” mojej 38-letniej pracy. Wcześniej, jeszcze za dyrektorskich czasów miałem skuter, też Hondę. Pomysł z kupnem motocykla być taki trochę spontaniczny, ale że żona nie oponowała, to... mam i jeżdżę.
Na zloty głównie. Po Warmii i Mazurach czy dalej?
Głównie nasz region. Rzadko gdzieś dalej, chociaż i takie wyjazdy też bywają. Jeździmy np. do Augustowa. Świetny zlot podczas Augustowskich Nocy Jazzowych. Ten rodzaj muzyki jest tam ważny, bo zwykle przy okazji zlotów w innych miejscach koncerty są rockowe.
To są koncerty przy zlocie, czy zlot przy koncertach?
To pierwsze. Organizator zwykle uprzyjemnia zlotowiczom pobyt w danym miejscu właśnie jakimś koncertem. Taki nasz zlot to impreza nieco podobna do naszych DiN. Zaczyna się w piątek, już wieczorem jest muzyka, główny koncert w sobotę, a w niedzielę uroczyste zakończenie i do domu.
Ilu motocyklistów średnio uczestniczy w takim zlocie?
Różnie. Tak średnio między 250 osób a 400. Większości takich zlotów towarzyszą też parady. W ostatni weekend byliśmy np. w Giżycku i przejechaliśmy taką wielką kawalkadą przez niemal całe miasto. Większość lokalnych samorządów, w których gościmy, wspiera te zloty organizacyjnie i materialnie. Biskupiecka część naszego klubu z własnego samorządu też dostaje pieniądze na działalność, a głównie na organizację zlotu. Korzysta z tego klub w całości, bo organizujemy zloty wspólnie. Najbliższy będzie w naszym powiecie, w ośrodku wczasowym w Budach (gmina Dźwierzuty), w pierwszych dniach września.
Jak wielu będzie uczestników?
Wszystko zależy od pogody. Liczymy na co najmniej 200 motocyklistów.
W programie tego zlotu macie wpisany na sobotę, 2 września punkt „przejażdżka”. Czy tę kawalkadę można będzie zobaczyć w Szczytnie?
Niestety nie. Nie planujemy parady. Do tego potrzeba wielu formalności organizacyjnych. My po prostu chcemy kolegom pokazać nasze tereny nie z głównych dróg, ale z tych mniejszych, tym bardziej, że jest co pokazać, bo w obszarze gminy Dźwierzuty, może zahaczając też o Pasym, jest mnóstwo absolutnie uroczych miejsc.
To czas na jakąś anegdotę z drogi...
Jakoś nie miałem szczęścia do zabawnych historii, a wręcz przeciwnie. Pamiętam raczej przykrą przygodę. Rok 2013 i śmierć serdecznego kolegi z klubu – Stasia Drężka. Wtedy jechałem tuż przed Stasiem, może pięć sekund różnicy... Mimo upływu lat w klubie Stasia nam wciąż brakuje. Był po prostu niezastąpiony.
Ma pan czas na inne emeryckie hobby?
Upodobanie do dwóch kółek ma różne oblicza, bo jazdę rowerem też uwielbiam. Tygodniowo pokonuję średnio ok. 100 km. Mój ulubiony kierunek to Prusowy Borek i okoliczne lasy. Są tam naprawdę fajne ścieżki. A reszta, typu spacer czy książka, to jak wystarczy czasu, no i zimą. Otwarcie sezonu motocyklowego robimy na przełomie marca i kwietnia, zamknięcie – przy końcu września. Czyli w sumie pół roku na kołach, pół roku w fotelu.
Wielu emerytów boi się tej „wolności”. Jedno sądzą, że się zanudzą, inni – że i tak nie wystarczy im czasu na wszystko, co chcieliby jeszcze zrobić. Pan jest – jak sądzę – w tej drugiej grupie. Co jeszcze w planach? Jakie marzenia?
Jako emerytowi brakuje mi spotkań z osobami o dużym doświadczeniu życiowym, z niebagatelną wiedzą. Też emerytów, bo ludzi z takim potencjałem intelektualnym z pewnością w Szczytnie nie brakuje. I tu mam duży niedosyt. Nie chodzi o mnie, ale i po sobie też wiem, że po prostu ten potencjał nie jest wykorzystywany, a mógłby. Dla obopólnych korzyści: tych, którzy by przychodzili na takie pogadanki czy rozmowy, i emerytów, bo czuliby się przydatni i dowartościowani.
johnny
Prawdziwy klub Jurand to był w latach 90-tych. Teraz to zebrała się grupka emerytów i przejęła 'niezarejestrowaną' nazwę. Nie wiem czy kilku 'prawdziwych' motocyklistów jest w tym klubie :)