Środa, 8 Maj
Imieniny: Kornela, Lizy, Stanisława -

Reklama


Reklama

Pielgrzymka do Boga i... ludzi (zdjęcia)


Trzy lata drogi. Ponad 2,5 tysiąca kilometrów pieszo. Trzy wykorzystane urlopy. Dokładnie tyle zajęło księdzu Andrzejowi Preussowi dotarcie do grobu Pana Jezusa w Jerozolimie. Ten ostatni, najkrótszy etap, bo „zaledwie” 200-kilometrowy, zakończył się w szpitalu w Nazarecie. - Nie zakończył, a był to zupełnie inny rodzaj pielgrzymowania, nie po kamieniach, czy drodze, a po ludzkich sercach – prostuje ksiądz Andrzej.


  • Data:

Ksiądz Andrzej Preuss to wieloletni już proboszcz parafii pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny w Szczytnie, czyli z tak zwanego dużego kościoła. Proboszcz Preuss to prawdziwy pielgrzym. Na swoim koncie ma 23 wyprawy. Łącznie przeszedł ponad 10 tysięcy kilometrów. Ostatnie trzy pielgrzymki to droga do grobu Pana Jezusa w Jerozolimie. Droga, którą ksiądz rozpoczął w Alpach w Szwajcarii. Stamtąd ruszył do Rzymu. Z Rzymu do Santa Maria Di Leuca, a stąd,od 26 sierpnia do 13 września, pielgrzymował do Jerozolimy, do Bazyliki Grobu Pańskiego.

 

 

To ile ksiądz pokonał kilometrów podczas tej ostatniej wyprawy?

 

Przyznam się, że rzeczywiście do tej pory liczyłem kilometry, ale w Izraelu nie da się ich liczyć. Nie mam pojęcia, ile przeszedłem, chyba było tego około 200 kilometrów. Porównując to z pielgrzymką sprzed trzech lat, kiedy to przeszedłem 1200 km, to naprawdę wydaje się niewiele.

 

Wydaje?

 

Nie poszedłem do grobu Pańskiego, aby tam pójść i wrócić. W Ziemi Świętej nie chodzi o to, aby chodzić, a o to, aby tam być. Aby nasycić się tym miejscem. Była to wyprawa, która wiele we mnie przewartościowała. Kompletna zmiana mentalności. Gdy szedłem do Rzymu, to Rzym był punktem docelowym, przesiedziałem tam trzy dni. W Ziemi Świętej takich punktów centralnych jest o wiele więcej. Trzeba zadać sobie pytanie, czy ja potrafię doświadczyć mocy tego miejsca?

 

I zadał sobie ksiądz takie pytanie?

 

Nie bardzo wiem, jak na to odpowiedzieć. Chyba nie zdążyłem. Miałem jakiś swój plan na tę pielgrzymkę, ale został on zweryfikowany przez Boga.

 

W jaki sposób?

 

Już pierwszego dnia naszej pielgrzymki, bo szło ze mną dwóch innych księży: Grzegorz Puchalski i Piotr Dernowski, miałem kłopot z oddechem, byłem słaby. Drugiego dnia jeszcze wstałem, ruszyliśmy Doliną Jordanu przy 40 stopniach upału, bez żadnego wiaterku. Finał tego dnia był taki, że nie byłem w stanie o własnych siłach dojść do szpitala. Gdyby nie moi kompani naprawdę nie wiem, jak by się to skończyło. Doprowadzili mnie do szpitala Świętej Rodziny w Nazarecie. Leżałem tam dwa dni. Było to cudowne doświadczenie.

 

Wizyta w szpitalu była cudownym doświadczeniem?

 

Do tej pory w moim rozumieniu pielgrzymka oznaczała, że idę. A w tym przypadku Pan Bóg pokazał mi, że nawet leżenie w szpitalu nie przerywa pielgrzymki. Zawsze widziałem siebie jako bardzo silnego mężczyznę, który bierze plecak i idzie 500, 1000 kilometrów. Ale to była moja pycha. To, co się stało w w Dolnie Jordanu, było dla mnie cudowną lekcją. Moi kumple księża chodzą, a ja leżę. Początkowo poczułem się niesamowicie upokorzony. Potem jednak szpital pokazał mi inny wymiar pielgrzymki. Owszem, miałem w głowie, że podczas pielgrzymki nie liczy się wyłącznie droga, a bardziej relacja, spotkania z ludźmi. Ale tak naprawdę leżąc w szpitalu po raz pierwszy tego doświadczyłem. Ta pielgrzymka była o wiele ważniejsza przez to, jakich ludzi spotkałem. Wcześniej pielgrzymowałem po kamieniach i drogach, teraz szedłem po ludzkich sercach. To zupełnie inny wymiar pielgrzymowania.


Reklama

 

Jaki?

 

Przed szpitalem było to chodzenie, po szpitalu zacząłem spotykać ludzi. Okazało się, że są oni tacy sami, jak my. Nieodporni na miłość, potrzebujący Boga. To było dopiero odkrycie!

 

Jaki jest w ogóle cel takiego pielgrzymowania?

 

Poprzednia droga nauczyła mnie, że pielgrzymka tak naprawdę zaczyna się w Szczytnie, i doświadczenie Pana Boga również zaczyna się w Szczytnie. To nie jest tak, że idę i dopiero przy grobie spotykam Pana Jezusa. Grób jest przecież pusty. Tak naprawdę tę drogę, pielgrzymkę przechodzimy razem. Z każdym kilometrem poznaję Jego, poznaję siebie. To, co teraz powiem, nie jest przesadą, ani alegorią. Pielgrzym nie przemienia się w sanktuarium, a w drodze.

 

To była pierwsza księdza wyprawa do Jerozolimy?

 

Pragnąłem od dawna iść po Ziemi Świętej. Byłem tam wcześniej dwa razy na wycieczkach autokarowych, grupowych. I było to piękne. Przewodnik, jego wiedza. I chętnie pojadę tam jeszcze raz. Ale dopiero to samotne pielgrzymowanie pokazało mi, że Ziemia Święta jest tak bardzo bogata, że wszędzie czuć Jego ślady. Tam wszędzie pachnie Jego obecnością. To naprawdę niesamowite doświadczenie.

 

Ile czasu ksiądz spędził w Jerozolimie?

 

Zaplanowaliśmy tam trzy dni. Ale z powodu mojej wizyty w szpitalu zostaliśmy aż siedem. Każdego dni robiliśmy w Jerozolimie około 20 kilometrów. Jerozolima ma ponad 3 tysiące lat. W tym czasie było burzona całkowicie aż trzy razy. To miasto na skałach, a skoro burzyli, to kamienne domy spadały na kamienne podłoża. Nikt tego nie rozgarniał tylko ponownie na tych zgliszczach budowano. Nie mieliśmy przewodnika. Chodziliśmy więc wszędzie, zaglądaliśmy dosłownie do każdej dziury. Znajdowaliśmy podziemne tunele, półkilometrowe przejścia podziemne, weszliśmy na mury miasta. A dzięki temu zaczęliśmy dotykać tamtej rzeczywistości. Jerozolima ma niesamowitą historię. Jest pełna Pana Jezusa.

 

Jak taka droga, takie pielgrzymki, zmieniają człowieka?

 

Nie wiem jeszcze, na to pytanie będę mógł odpowiedzieć za kilkadziesiąt lat. A to dlatego, że podczas tej ostatniej pielgrzymki wszystkie moje plany legły w gruzach. Ale za to Pan Bóg dał mi może sto razy więcej. Zupełnie inny sposób doświadczania. Widziałem to jako dar Boży. Godziłem się na to od samego początku, że nie mogę iść, nie mogę oddychać. Jeśli Pan Bóg zabiera nam jedno, to tylko po to, aby dać nam więcej. Głęboko w to wierzę.

 

Nie buntował się ksiądz?

 

W szpitalu dostałem kroplówkę. Chciałem wyrwać te igły, iść dalej do domu. Ale lekarz powiedział: „Nie puścimy pana, bo wyniki pokazują nam, że może pan umrzeć tej nocy. Nerki stają, serca nie można uregulować. Musimy mieć pana pod stałą obserwacją”. Pierwszej nocy dosłownie co pół godziny przychodziła pielęgniarka i sprawdzała czy żyję. Następnego dnia przyszedł lekarz i pyta jak minęła noc. Powiedziałem, że była jedną z najgorszych, bo wciąż mnie budzili. Nie czułem już buntu. Czułem upokorzenie, że zmieniam plany moim kumplom. Ale z drugiej strony wiem, że tym doświadczeniem zostali obdarowani. Być może to, co się stało ze mną, uratowało nam wszystkim życie. O tej porze roku nie chodzi się Doliną Jordanu. Jak powiedział nam lekarz, który się mną opiekował, że gdybyśmy poszli dalej nikt by nam nie pomógł. Być może Bóg za pośrednictwem mojej choroby ocalił nas trzech.

Reklama

 

Wiem, że ze Szczytna ksiądz wziął ze sobą mnóstwo intencji od parafian...

 

Jestem za nie bardzo wdzięczny. Było ich kilkaset. Jest takie powiedzenie, jaka ofiara taka wiara. I nie dotyczy ono tacy. A serca, życia. Jest pewien rodzaj demona, którego można wyrzucić tylko postem i modlitwą. Być może temu posłużył mój szpital, aby kilka dobrych intencji wymodlić, załatwić, wierzę że tak jest.

 

Dlaczego ksiądz tak dużo pielgrzymuje?

 

Bo chcę być mężczyzną, chrześcijaninem i przyjacielem Boga. Nie chodzę po to, aby zwiedzać, nie interesują mnie zabytki, choć widzę je i doceniam, ale nie one są najważniejsze w tych wyprawach.

 

A co?

 

Abraham, aby spotkać Boga, musiał wyjść, Jezus chodził od miasta do wioski, ludzie przez 40 lat szli przez pustynie i nie był to spacer. Była to przemiana serc. Lud wybrany mieszkał w krainie Goszen w Egipcie, był pod panowaniem Farona przez 400 lat. Przez ten czas stali się mentalnymi niewolnikami. Bóg wyprowadził ich na pustynię, odzyskali wolność fizyczną, ale wolności mentalnej nie. Dalej byli mieszkańcami Egiptu, narzekali, mówili, że w Egipcie mieli to i tamto, nie słuchali nawet Mojżesza, który mówił im, że nie wiedzą, co mogą dostać na wolności. Musieli umrzeć ci, którzy niewolę mieli w sercu. Trwało to 40 lat. Łatwiej wyciągnąć człowieka z niewoli niż niewolę z człowieka. Chodzę po to, aby odzyskać wolność, którą kiedyś Pan Bóg mi dał, bo przez to staję się przyjacielem Boga, dobrym człowiekiem, tak to widzę.

 

To kiedy kolejna pielgrzymka? Dokąd?

 

Chciałbym tę samą drogę przebyć jeszcze raz, ale rozpocząć pielgrzymkę już w Szczytnie i dotrzeć do szwajcarskich Alp, a dalej podobnie jak w ostatnich latach: Rzym, Santa Maria Di Leuca, Jerozolima. Wówczas pieszo dotarłbym do Grobu Pańskiego. Czuję takie wołanie. Ale czy zdrowie na to pozwoli?



Komentarze do artykułu

Jagoda P.

Proboszcz to Wartościowy Człowiek,... i nie mogę zrozumieć tych złośliwości, czy dzięki tym komentarzom jest wam lepiej, jeśli tak to oszukujecie się, pozory....

Śmieszek

\"Iść, ciągle być w tej podróży Którą ludzie prozaicznie życiem zwą Iść, zawsze iść jak najdłużej Za plecami mieć nadciągającą noc Z najprostszych słów swój poranny składać wiersz W kolorach dwóch raz zobaczyć to, co niewidzialne jest\" Tak idźmy, podążajmy. Metafora? Wcale nie.

Zbigniew

Pasterzu! Co żałujesz człowiekowi ? Dla mnie niech sobie łazi gdzie chce za pieniądze wiernych!

Zbigniew

To jest niesamowity człowiek!

Pasterz

I tak się można bawić za pieniądze wiernych, niech się lepiej za uczciwą prace wezmie jak normalni obywatele wtedy nie będzie miał ani czasu ani pieniędzy na głupoty. Dziękuję i miłego dnia życzę.

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama