Szczytnianka, 24-letnia Aleksandra Czyż walczy o życie. Bardzo potrzebuje naszej pomocy. Jej jedyną nadzieją jest „genetyczny bliźniak”. Ola zmaga się z chłoniakiem limfoblastycznym typu T w kierunku ostrej białaczki. Właśnie po raz kolejny trafiła do szpitala. Pilnie potrzebuje przeszczepu szpiku. Dawcą może być jej genetyczny bliźniak, bo najbliższa rodzina: mama, tata, brat zostali przebadani i zgodni są jedynie w 50 procentach. Po dalszych badaniach zostali jednak odrzuceni. Ola się nie poddaje, walczy, ale pilnie potrzebuje naszej pomocy...
Aleksandra Czyż nie zbiera pieniędzy, mimo że i te mogą być przydatne, bo nowatorskie terapie w walce z tą straszliwą chorobą to koszt ponad miliona złotych. Dziewczyna usilnie szuka swojego genetycznego bliźniaka. Bo to jej jedyna szansa na życie. Co więcej, mimo że Ola jest w poważnym stanie w szpitalu, to aktywnie działa w mediach społecznościowych i walczy też o innych chorych. Jak? Zachęca ludzi do tego, aby rejestrowali się do bazy danych dawców szpiku.
- Można to zrobić poprzez ten link https://www.dkms.pl/dzialaj/dolacz-do-akcji/ola-chce-zyc – zachęca Aleksandra Czyż. - Będzie tam stało stoisko DKMS z możliwością rejestracji potencjalnych dawców szpiku. Polega to na wypełnieniu dokumentacji oraz pobraniu wymazu ze środka policzka. Przechodziłam przez etap przygotowania i pobierania komórek do autoprzeszczepu lecz przez nawrót choroby konieczny jest dawca. Potwierdzam z czystym sumieniem, że to nic nie kosztuje, nie boli, a może komuś uratować życie, dlatego zachęcam każdego zdrowego człowieka do rejestracji.
Ola stoczyła już wiele bitew, niemal codziennie przyjmowała chemię. To podstawowa broń w tej walce. Co tydzień miała badanie krwi – mówią jej przyjaciele. - A mimo to uśmiech nie schodzi z jej twarzy. Wydawało się nam, że zwycięstwo jest już blisko, bo miał być podany jej własny szpik. Niestety, nastąpił nawrót choroby i znowu drżymy o jej życie. Nie tak to wszystko miało wyglądać... Ola to wyjątkowy człowiek, mimo młodego wieku doskonale wiedziała, co w życiu jest najcenniejsze i stale angażowała się w różne akcje, które pomagały potrzebującym. Dziś to ona potrzebuje pomocy. Pomóżmy jej. Prosimy – dodają jej najbliżsi.
Choroba Oli zaczęła się banalnie, od bólu pleców.
- Był to listopad i zbiegło się to ze zmianą pracy – wspomina 24-latka. - Początkowo myślałam, że to efekt nowego trybu życia, bardziej siedzącego. Po wizycie u lekarza rodzinnego oraz prześwietleniu RTG okazało się, że mam 2/3 zalanego płuca. Już następnego dnia, dokładnie 1 grudnia, znalazłam się w szpitalu na oddziale pulmonologicznym. Tam po ściągnięciu płynu z opłucnej założono mi drenaż, ponieważ płynu było bardzo dużo. Drenaż miałam przez 4 tygodnie i przez ten czas ściągnięto około 14 litrów płynu.
W końcu po kilku tomografach i biopsji postawiono diagnozę: chłoniak limfoblastyczny Typu T w kierunku ostrej białaczki. Po 2 tygodniach spędzonych na pulmonologii przewieziono Olę do szpitala MSWIA w Olsztynie na hematologię, gdzie natychmiast rozpoczęto chemioterapię.
Świat Oli, jej rodziny zawalił się w jednej chwili. Przyjaciele nie mogli uwierzyć w to, co się stało.
- Ola zawsze była bardzo wysportowana, ruchliwa, uśmiechnięta – mówią. - Do tej pory nie możemy przyjąć do siebie, że ta potworna choroba dotknęła akurat jej.
Twój rodzinny dom to?
Znajduje się w Lipowej Górze Wschodniej. Mieszkam tam z rodzicami i dziadkami. Mam też sporo wyjątkowych przyjaciół, głównie w Szczytnie. Moja rodzina jest bardzo zżyta. Podczas choroby pokazali to w każdej formie, poprzez wsparcie, modlitwę, obecność...
Jesteś młodą kobietą, ale od kilku lat aktywną zawodowo...
Ukończyłam Technikum Obsługi Turystycznej, a po szkole wyjechałam do Warszawy do pracy jako specjalista ds. rozliczeń produkcji. Po ponad roku wróciłam na Mazury, gdzie podjęłam pracę w Szczytnie jako recepcjonistka oraz zastępca menadżera siłowni. 1 listopada 2020 rozpoczęłam nową pracę, przyszłościową, jako regionalny menadżer sprzedaży. Jednak los sprawił, że miesiąc później - 1 grudnia wylądowałam w szpitalu, dlatego obecnie przebywam na zasiłku rehabilitacyjnym.
Twoja największa pasja?
Choroba zmienia wszystko. W tej chwili moją największą pasją jest spędzanie czasu z rodziną i przyjaciółmi. Uwielbiam spontaniczne wypady za miasto, kręgle, planszówki... czuć, że jestem z najbliższymi ludźmi. Cieszmy się z małych rzeczy. Takim hasłem chyba się teraz kieruję. Każdy wypis ze szpitala do domu chociażby na parę dni to dla mnie najszczęśliwszy czas.
Jak wyglądał twój dzień przed chorobą?
Jak już wspomniałam, podjęłam nową pracę jako regionalny menadżer sprzedaży, więc mój czas poświęcałam na pracę i wdrażanie się w nowe obowiązki. Głównie polegało to na pracy przy komputerze oraz jeździe samochodem. Wolny czas spędzałam na odpoczynku i wspólnych chwilach z bliskimi.
Jak zareagowałaś na diagnozę? Młodzi ludzie raczej rzadko myślą o takich chorobach.
Diagnozę usłyszałam leżąc w bólach na pulmonologii. Pandemia sprawiła, że nikt z bliskich nie mógł być przy mnie. Moja reakcja? Niedowierzanie.
Jakie leczenie stosowane jest obecnie oraz jaki jest dalszy plan leczenia?
Od grudnia przyjęłam 5 cykli chemii. W kwietniu tomograf wykazał, że nastąpiła remisja. Guzy wchłonęły się. W maju zabrano mnie do Katowic na przygotowanie do autoprzeszczepu szpiku. Przeszłam cały proces przygotowania i pobierania komórek do przeszczepu. I potwierdzam, że to nie boli, dlatego zachęcam każdego zdrowego do rejestracji w DKMS. Nic w tym strasznego. U mnie ta procedura trwała dłużej, przez chorobę i wahania wyników. Musiałam przyjąć dodatkowe zastrzyki i komórki pobierano mi kilka razy, ponieważ szpik nie wytwarzał się w wystarczającej ilości. Po powrocie do domu miałam już tylko czekać z nadzieją na lepsze jutro, na kolejną wizytę w Katowicach, która miała odbyć się 7 lipca, a zaraz po niej przeszczep. Podczas pobytu w domu ból wrócił, leki przeciwbólowe nie działały, musiałam zgłosić się do szpitala. Niestety, 22 czerwca okazało się, że jest nawrót choroby i autoprzeszczep jednak nie będzie możliwy. Kolejny raz świat wywrócił mi się i moim bliskim do góry nogami. Lecz nadal nie tracę nadziei na lepsze jutro...
Jak teraz wygląda twoja codzienność?
Wyłącznie szpital i dom. Przez pandemię i brak odporności muszę się mocno izolować.
Za czym najbardziej tęsknisz w czasie choroby?
Najbardziej brakuje mi czasu spędzonego z rodziną, przyjaciółmi, tak zwanej „normalności".
Co daje ci największą nadzieję, dodaje sił?
Największą nadzieję daje mi wiara w Pana Boga, modlitwa i oparcie bliskich. To oni dodają mi „kopa” do działania. Nie pozwalają przestać walczyć o życie i ścigać się z tą chorobą. O ile nie boli... bo ból potrafi zniszczyć nawet największego „twardziela”.
Co zrobisz, gdy już pokonasz chorobę?
Śmieję się, że po powrocie do zdrowia zacznę podróżować, CZYŻ nie? Myślę, że jeszcze wiele przede mną... na pewno nadrobię stracony czas z bliskimi. Bo tęsknię...
Co powiedziałbyś osobie, która nie jest jeszcze potencjalnym dawcą i waha się przed rejestracją?
Ja przez ten proces przygotowania do przeszczepu przeszłam, więc wiem jak to wszystko wygląda, bo początkowo miałam być dawcą sama dla siebie - I nic w tym strasznego. Zdrowego człowieka nic to nie kosztuje, a może stać się Aniołem na Ziemi, darowując komuś drugie życie. Ciebie to nie będzie bolało, a da Ci dużo „pozytywnej mocy”. Proszę, pomóż nam...
Katarzyna biegun
Ola zgłosiłam się dla ciebie napisz do mnie