Poniedziałek, 7 Październik
Imieniny: Krystyna, Marii, Marka -

Reklama


Reklama

Odważna podróż ducha. Ksiądz Andrzej Preuss o wolności, miłosierdziu i miłości do krzyża


- Dla wielu osób jestem człowiekiem uwięzionym w ciele i bardzo nieszczęśliwym. Ale to jest wielkie nieporozumienie – mówi ksiądz Andrzej Preuss, który tym razem udzielił obszernego wywiadu na łamach „Gościa Niedzielnego”. Za zgodą autora tekstu redaktora Krzysztofa Kozłowskiego publikujemy ten materiał na łamach „Tygodnika Szczytno”. Rozważania księdza Andrzeja idealnie oddają czas Wielkiego Postu i Wielkanocy. - Czy już kocham krzyż? - pyta ksiądz Andrzej Preuss. Pan Bóg w swojej łaskawości przywraca wzrok i coraz bardziej widzę, jak potrzebuję Bożego Miłosierdzia.



Pan Jezus sieje obficie na drogę, skały i między ciernie

– Moje wnętrze jest podobne do skały przesiąkniętej grzechem. Myślę, że przez wiele lat jadłem truciznę oczami, bo karmiłem je przemocą i gwałtem niby w imię sprawiedliwości, a uszy kłamstwem. Moje serce twardniało, uodporniało się na Słowo Życia. Wielu popełnia mój błąd. Karmimy siebie złymi filmami, książkami, rozmowami i potem oczekujemy od serca, żeby było czułe na delikatne Słowo Boże. I się dziwimy, że inni słyszą, a ja jestem jak głuchy – wyznaje ks. Andrzej Preuss, który od trzech lat, z powodu stwardnienia bocznego zanikowego, przykuty jest do łóżka. Wspomina Barciany, kiedy ujrzał człowieka grzebiącego w parafialnym śmietniku. – Zaprosiłem go na plebanię i mówiłem, że to aż śmierdzi, że tam tylko odpady. A on, że tu można też coś dobrego znaleźć. Może Pan Jezus tak postępuje z moim sercem? Szuka skarbów wśród zgnilizny – reflektuje ks. Andrzej.

 

Być wolnym

Od trzech lat i trzech miesięcy choruje na stwardnienie boczne zanikowe. Nie porusza się i nie mówi. Kontaktuje się tylko oczami za pomocą komputera, który reaguje na ruch źrenic – tak może pisać i odpowiadać na pytania.

 

– Dla wielu osób jestem człowiekiem uwięzionym w ciele i bardzo nieszczęśliwym. Ale to jest wielkie nieporozumienie. Już mówiłem o tym na łamach Gościa Niedzielnego, ale mam potrzebę ten temat pogłębić. Po pierwsze, nie jestem nieszczęśliwy. To prawda, że bez pełnej opieki nie mam szans i od razu bym umarł, ale ponieważ mam cudownych opiekunów, jeszcze żyję i mam się dobrze wyjaśnia kapłan. - Nie czuje się uwięziony. Przeciwnie, czuję się wolnym człowiekiem. To dla mnie cud Pana Jezusa, że nie potrzebuję uciekać we wspomnienia i w marzenia. Kilka lat temu w Gietrzwałdzie usłyszałem od więźnia, który był pod opieką swojego kapelana, świadectwo. Opowiadał, że już długo jest w więzieniu. W ramach ewangelizacji spotkał prawdziwego Pana Jezusa i teraz czuje się wolnym człowiekiem. Mądrzyłem się, że to zupełnie normalne, gdy się spotyka Pana Jezusa, choć w sercu nie wiedziałem, o czym mówię – wspomina ks. Andrzej.


Reklama

 

Widzę miłosierdzie

Wskazuje na prawdę, do której trzeba dojść, na złudne myślenie o sobie, które utrudnia nam nawracanie.

 

– Gdy zaczęła się choroba, uważałem siebie za całkiem dobrego księdza. Nawet w swojej pysze twierdziłem, że po nieznacznych poprawkach pójdę do nieba. Dzisiaj uważam, że nawet na czyściec nie zasługuję. Lubiłem mówić wiernym, że stawanie pod krzyżem przywraca wzrok. Wówczas byłem przemądrzały: nie było to z serca. Sentencja powtarzana za mądrymi ludźmi. Dziś zbliżam się do krzyża na Golgocie, a Pan Jezus coraz bardziej otwiera mi oczy. Widzę miłosierdzie, które uchowa mnie przed piekłem i nie wychodzę z podziwu, jak często Pan Bóg mnie ratował i dawał łaskę kolejnej szansy – wyznaje kapłan. Porównuje się do zachwaszczonej drogi, skalistego ugoru, na który Bóg nieustannie rozsypuje ziarna. – To dla mnie niesamowite, jak Pan Jezus jest miłosierny i hojny – dodaje. Czasem pyta siebie: „Czy już kocham krzyż?”. Odpowiedź jest trudna, bo chyba tak do końca jeszcze nie. – Jestem nieustannie w drodze do miłowania krzyża. Na pewno moje serce jest zupełnie inne, niż trzy lata temu.

 

Z jednej strony bardzo cierpię z powodu moich grzechów; z drugiej wiem, że Pan Jezus daje tak wiele pociech. Porównując to do Drogi Krzyżowej, to każdego dnia Pan Jezus zsyła na drogę aniołów pocieszenia, którzy okazują miłosierdzie i pomoc. A ja ciągle się pytam: „Czy już kocham krzyż?”. Wydaje mi się, że jeszcze nie, ale teraz się godzę na niego, bo coraz wyraźniej widzę, że tylko krzyż może mnie i nas wszystkich uratować. Tak staram się odpowiedzieć na miłość Pana Jezusa – wyznaje ks. Andrzej. W Środę Popielcową w czasie Eucharystii spłynęła na niego Boża radość. – Zrozumiałem, że to nowa szansa i łaska. Pan Jezus daje mi kolejną szansę nawrócenia. Zobaczcie, jak Pan Jezus jest dobry! Wielki Post to szansa i objaw Bożego Miłosierdzia, a nie system zakazów – podkreśla.

Reklama

 

- Bardzo was proszę, bracia i siostry, o modlitwę za mnie o Boże Miłosierdzie nade mną i o Bożą obecność, żebym mniej się bał Bożego sądu, a bardziej kochał Pana Jezusa i Jego święty krzyż – prosi ks. Andrzej Preuss.

Krzysztof Kozłowski, „Gość Niedzielny”



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama