Wtorek, 19 Marca
Imieniny: Aleksandryny, Józefa, Nicety -

Reklama


Reklama

O polskiej jeździe – felieton Jerzego Niemczuka


Wybierałem się niedawno na spotkanie autorskie do Olsztyna. Droga nieodległa, nieco ponad 40 kilometrów prowadzi przez dorodne mazurskie lasy, malownicza. Skłania do spokojnej przyjemnej jazdy, bo kręta i niewiele jest prostych odcinków z wystarczającą widocznością, gdzie można bezpiecznie wyprzedzać. Tym jednak, którym wyobraźni brakuje, nie przeszkadza to wyprzedzać niebezpiecznie. Nigdy nie wiadomo, czy za kolejnym zakrętem nie pojawi się nagle pędzący na czołowe kamikadze.


  • Data:

Właściwie można się go spodziewać na każdym zakręcie. Kiedy jadę tą trasą, wyprzedza mnie przynajmniej kilku desperatów przecinających ciągłe linie także pod górę, więc i z naprzeciwka muszą się pojawiać. Niczym się nie różnią od młodych idiotów, którzy skaczą na głowę do nieznanej wody, ale są od nich bardziej niebezpieczni, bo nie tylko swoje własne życie i zdrowie narażają.

 

Mieszkam niedaleko tej drogi. Oddziela mnie od niej jezioro. Słyszę karetki jeżdżące do wypadków. Od lat napotykam na wraki w rowach. Widzę rowy ozdobione krzyżami na pamiątkę „polskiej jazdy”. Krzyże w kościołach, na grobach to oczywiste. Ale w rowach? Krzyżyk na drogę? Szukam bezradnie odpowiednich skojarzeń. Może chodzi o to, żeby bezsensownej na ogół śmierci nadać sens.

 

A może, żeby ją skojarzyć z jakaś przegraną walką? Ale jeśli już przegraną, to zwykle z własną głupotą. Wypadek całkowicie niezawiniony przez kierowcę zdarza się rzadko. Zwykle jest kwalifikowany jako „niedostosowanie szybkości do warunków panujących na drodze”. Sam jechałem lata temu przez Szczytno w warunkach do jakiejkolwiek jazdy niedostosowanych, bo zimą na skrzyżowaniu z Polną, koło azylu dla psów, była szklanka.

 


Reklama

Mimo niewielkiej szybkości wpadłem w poślizg i spowodowałem stłuczkę. Nadjechał radiowóz, żeby funkcjonariusze mogli mi wlepić mandat i też wpadł w poślizg. Stłuczki szczęśliwie uniknął, a kiedy policjanci wypisywali mi mandat, to za ich plecami zderzyły się jeszcze dwa samochody, ale zaraz uciekły ze skrzyżowania, nie czekając, aż policja ustali winnego.

 

Zapłaciłem mandat z poczuciem winy jednak nie w pełni zawinionej. Z drugiej strony, gdybym jechał wolniej niż 20 na godzinę, to może samochód, który lekko stuknąłem, zdążyłby przelecieć w poślizgu przez skrzyżowanie.

 

Jeździć mnie uczył w Szczytnie, bo tu robiłem prawo jazdy prawie czterdzieści lat temu, instruktor Broża, późniejszy sołtys w Kiejkutach. Bardzo go dobrze wspominam. Na zakończenie kursu, już po zdanym egzaminie, udzielił mi cennej rady. – Jak widzisz – powiedział – że na drodze coś niepokojącego się dzieje, przyhamuj lekko. Bo jak jedna rzecz się dzieje, to zaraz się może druga zdarzyć, jak dojdzie trzecia, to z pewnością dojdzie też do wypadku.

 

Po latach na drodze 53 lekko przyhamowałem przed zakrętem, bo jadący z naprzeciwka samochód z trudem próbował utrzymać tor jazdy. Kiedy wchodziłem zakręt, w powietrzu latały skrzynki z pomidorami i klapa silnika, a w rowie po mojej stronie dachował dostawczak. Pół sekundy ocaliło mnie przed czołowym zderzeniem.

Reklama

 

Wyobraźnia to także zdolność przewidywania. Życie pisze nam różne scenariusze, także i niebezpieczne, a zdolność przewidywania i uważność mogą nas ocalić.

 

Odkąd podniesiono drastycznie wysokość mandatów, poprawiło się, ale nie na drodze krajowej nr 53. Kiedy jadę tą trasą, za każdym razem rejestruję przynajmniej kilka takich wykroczeń.

 

Wygląda na to, że kierowcy bardziej się obawiają, że zapłacą mandat, niż że zapłacą życiem za własną głupotę, a może jeszcze i cudze życie do tego dołożą.

 

Jechałem do Olsztyna promować swoją powieść pod tytułem „Królowa nieszczęścia”. Czytelnicy pytają mnie, kim jest ta królowa. Odpowiedź dyskretnie zaszyłem w treści książki. To ludzka głupota, praprzyczyna wszystkich nieszczęść. Tym razem jednak udało mi się pojechać i wrócić bez przygód.

Jerzy Niemczuk



Komentarze do artykułu

ares

Może kandydaci na kierowców powinni przechodzić solidne badania psychiatryczne. Już na tym etapie okazałoby się, że niektórzy nigdy nie powinni mieć prawa jazdy. Jeździć samochodem można i małpę nauczyć, myślenia za kierownicą niestety już nie. Na drodze odpowiadamy przecież nie tylko za własne zdrowie i życie. Szkoda, że głupota nie boli.

Czytelniczka

To prawda! Nie cierpię tej drogi. Mam wrażenie, za każdym razem kiedy wyjeżdżam do O., że nie wrócę do domu cała i zdrowa.

Internauta

Mądry i pouczający tekst oraz świetnie oddający atmosferę jazdy po drodze nr 53

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama