Piszę ten tekst w ostatnim dniu sierpnia i jest to nostalgiczna data – wszak to koniec wakacji. Co prawda nie chodzę do szkoły od wielu już lat, ale wciąż pamiętam ten trudny moment, kiedy trzeba było zapomnieć o piłce i zabawie z rówieśnikami od rana do wieczora i do tego na dworze, spakować tornister i pójść do szkoły, by uprawiać najtrudniejszy zawód świata – być uczniem. Ale cóż, taka już dola dzieci i młodzieży!
Dziś rozumiem, jak trudne to doświadczenie także dla nauczycieli, którzy w normalnych i nieodległych czasach, kiedy nikt nie słyszał o pandemii, też musieli zapomnieć o urlopach i wakacyjnym wypoczynku, który im się słusznie należał, i rozpoczynali kolejny rok szkolny. Nikt, kto nie próbował uczyć innych, nie zrozumie, jak trudna to i odpowiedzialna praca – edukować oraz wychowywać młode pokolenie! Tymczasem my, rodzice, posyłając dzieci do szkoły, mieliśmy nasze pociechy z głowy chociaż na kilka godzin dziennie i mogliśmy spokojnie pracować.
Poprzedni rok szkolny, a szczególnie drugi semestr, był zupełnie pokręcony z powodu zamknięcia szkół na kilka miesięcy. Cóż to było za wyzwanie dla dzieci i nauczycieli, a także dla rodziców, którzy musieli kilka miesięcy zmagać się z żywiołem intelektualnym swoich dzieci i mogli posmakować „miodu” nauczycielskiego trudu. Czy dzisiaj rodzice bardziej doceniają ich pracę? Chciałbym wierzyć, że tak.
Kiedy więc zaczyna się nowy rok szkolny, wszyscy musimy być świadomi, że nauczyciele naszych dzieci oraz dyrektorzy szkół i cały szkolny personel staną na pierwszej linii frontu, starając się zapewnić bezpieczeństwo dzieciom, a także sobie samym. Czy będą w stanie powstrzymać nieobliczalny i nieprzewidywalny żywioł, jakim są dzieciaki w szkolnych klasach i na korytarzach? Kto będzie w stanie wyegzekwować przepisy i zalecenia dotyczące funkcjonowania szkoły w obecnych okolicznościach?
Miejmy świadomość, że tak jak pracownicy służby zdrowia stali i nadal stoją na pierwszej linii frontu w zmaganiu się z naszymi chorobami i niesieniu pomocy wszystkim chorym i słabym w różnych placówkach służby zdrowia, tak teraz wszyscy pracownicy oświaty na czele z nauczycielami i dyrektorami szkół również znajdą się na pierwszej linii frontu. Będą przecież spędzać kilka godzin dziennie w „mrowisku” naszych pociech, które i w normalnych warunkach są bardzo trudne do upilnowania, a cóż dopiero w warunkach obostrzeń sanitarnych.
Życzę wszystkim nauczycielom z całego serca, by sprostali tym nowym wyzwaniom, by Pan Bóg chronił dzieci i ich pedagogów przed zachorowaniem. A wszystko po to, by szkoły mogły funkcjonować bez turbulencji i dzięki temu rodzice mogli chodzić do pracy i troszczyć się o byt swoich rodzin. Jako starsze pokolenie będziemy wspierać nasze dzieci i wnuki oraz ich nauczycieli naszymi codziennymi modlitwami.
A skoro piszę ten felieton w ostatnim dniu sierpnia, to przychodzą mi również na myśl jubileusze, trudne i nieświętowane razem w duchu ogólnonarodowej dumy z racji tego, co wydarzyło się 40 lat temu w Gdańsku, ani też z głęboką refleksją, która łączy się z kolejną rocznicą wybuchu najstraszniejszej wojny w dziejach, która nigdy nie powinna się powtórzyć. Szkoda, że nie jesteśmy, jako naród, razem w tak szczególnie ważnych chwilach. Małostkowość ludzi, brak szacunku do przeszłości i własnej historii (pytanie: do której?) niedobrze rokuje na przyszłość.
Czy tamci żołnierze, młodzi synowie naszego narodu, którzy od początku września 1939 roku tak bohatersko stawiali opór przeważającej sile okupantów, nie zasługują na to, by wszyscy współcześni Polacy – ich synowie i wnuki przecież – oddali im hołd i stojąc ramię w ramię wspominali ich bohaterstwo oraz cenę, jaką zapłacili? Oni przecież stanęli wtedy również na pierwszej linii frontu, by bronić naszej egzystencji i honoru. Mamy wobec nich wielki dług wdzięczności!
I jeszcze jeden wątek - osobisty. Dzień 31 sierpnia przywołuję w pamięci jako dzień, w którym moje życie zawisło na włosku. Nieoczekiwany i rozległy zawał serca, który mi się przytrafił równo osiem lat temu, kazał mi zdefiniować na nowo sens i przyszłość mojego życia. Nie miałem żadnych wątpliwości, że Boża łaska i Jego opatrzność czuwały nade mną. Nie stało się to jednak w jakiś nadprzyrodzony sposób. Pan Bóg bowiem użył zwyczajnych ludzi: ratowników medycznych i kierowcy ambulansu, którzy dotransportowali mnie do szpitala i mimo zatrzymania akcji serca jeszcze w karetce dokonali udanej reanimacji przy użyciu defibrylatora.
Przypadek? Nie. Szczęście? Tak, absolutnie, ale znowu dzięki ludziom, którzy byli na pierwszej linii frontu walki o uratowanie mojego życia. Potem zaś lekarze i pielęgniarki oraz rehabilitanci, dzięki którym wróciłem po pewnym czasie do pełni sił i zdrowia. Ale gdyby nie Pan Bóg, mój Stwórca, który przedłużył mi życie, nie byłoby mnie już na tym świecie. On był absolutnie pierwszy przy mnie i obok mnie. Dlatego jestem Mu zawsze wdzięczny za łaskę życia i zdrowia, ale także jestem wdzięczny wszystkim tym, którzy w każdej trudnej chwili mojego życia, jako prawdziwi przyjaciele – z moją kochaną żoną na czele - stanęli na pierwszej linii, by mnie wesprzeć, dodać otuchy i pomóc, kiedy nie dawałem rady! Chwała wszystkim „frontowym” bohaterom i ludziom wielkiego serca, których postawa jest odbiciem dobroci samego Boga! Panie, daj nam takich ludzi jak najwięcej!
pastor Andrzej Seweryn
(andrzej.seweryn@gmail.com)
Jako wierzący.
Śmierć , jest początkiem do życia wiecznego.