Nie należy do rzadkości opinia, że dzisiejsza młodzież jest mało warta, konsumpcyjna, z nałogami i niechęcią do wszystkiego poza sobą. Szczęśliwie częstsze jest zdanie, że powyższe nie jest prawdą. W samym szczytnie dowodów na to nie brakuje, bo przybywa przejawów młodzieżowej aktywności. Dziś pora więc na przedstawienie takiego młodeg...
Nie należy do rzadkości opinia, że dzisiejsza młodzież jest mało warta, konsumpcyjna, z nałogami i niechęcią do wszystkiego poza sobą. Szczęśliwie częstsze jest zdanie, że powyższe nie jest prawdą. W samym szczytnie dowodów na to nie brakuje, bo przybywa przejawów młodzieżowej aktywności. Dziś pora więc na przedstawienie takiego młodego i aktywnego. Przed nim najważniejsze – matura, ale to nie przeszkadza mu w działaniu. Rozmawiam z Wiktorem Tumińskim, dotychczas szefem szkolnego samorządu w Zespole Szkół nr 3.
Niedawno, z tego co wiem, obchodziłeś hucznie 18. urodziny...
Nie tak niedawno. To już rok temu, ale że hucznie – to fakt. Odwiedziło mnie tego dnia kilkadziesiąt osób, głównie – rzecz jasna – młodych: przyjaciół i znajomych ze szkoły i nie tylko. Właściwie nie z jednej szkoły, aktualnej, ale i z poprzednich, a także spora grupa tych, z którymi wspólnie działam.
No właśnie... działasz. Wieść gminna niesie, że wszędzie cię pełno...
Może to przesada, ale rzeczywiście staram się nie ograniczać do lekcji i książek. Najwięcej mnie teraz w stowarzyszeniu Prows – Projekt Wolnego Stylu – Centrum Aktywizacji Młodzieży. Aktualnie jestem wiceprezesem tej organizacji. Powstała w 2012 roku, a ja jestem jej członkiem od roku. Staramy się wnieść do miejskiej oferty kulturalnej i sportowej trochę świeżego powiewu. Stąd pomysły na imprezę Freestyle City Piknik Szczytno, współpracujemy z Miejskim Domem Kultury między innymi podczas ferii, organizując całą masę różnorodnych zajęć, których pewnie bez naszego udziału by nie było. Generalnie naszym celem jest aktywizacja młodzieży i zachęcenie jej do działania. Aktywni łatwiej poradzą sobie w dorosłym życiu, będą odważniejsi, chętniej będą zmierzać do realizacji własnych marzeń i celów. Tego staramy się rówieśników nauczyć.
Udaje się?
Nawet bardzo. Świadczy o tym np. to, że przy ubiegłorocznej edycji Freestyle pracowało ponad stu wolontariuszy, czyli chyba ze dwa razy więcej niż w pierwszej.
W jaki sposób młody człowiek zachęca innych młodych do aktywności?
Pewnie wpływ na to ma to, że całe to przedsięwzięcie jest dziełem młodzieży i do niej skierowane. Ciągle przecież mówiło się, że w Szczytnie nic się nie dzieje, że właśnie dla młodych nie ma żadnej oferty. I to zmieniamy. Ale nie w „standardowy” sposób, jak to zwykle czynią malkontenci. Oni czegoś chcą, ale czekają, aż im ktoś to da czy zrobi. My po prostu sami wzięliśmy się za robotę. Myślę, że dzięki temu w niedalekiej przyszłości uda się zrealizować wiele różnych postulatów, które młodzież składała od lat.
Na przykład jakie?
Ot, choćby skate park. W waszej gazecie często był ten problem też podnoszony, że by się przydał, że młodzież chce, a miasto nie robi. Ale jak młodzież w ostatnich dwóch latach pokazała, że sama dla siebie i innych chce i potrafi coś zrobić, to i władze miasta zmieniły nastawienie, a budowa skate parku jest w budżecie i staje się coraz bardziej realna.
Z tego co wiem, to przyszedłeś na świat z genem aktywności organizacyjnej. Już niemal jako dziecię w powijakach coś tam wymyślałeś, zgarniając do pracy i zabawy wszystkie dzieciaki z osiedla...
No tak... Na przykład kolędowaliśmy po świętach Bożego Narodzenia. Ale nie tak, że po prostu chodziliśmy od domu do domu z jakąś kolędą. To były całe inscenizacje. Przygotowywaliśmy stroje odpowiednie, odbywaliśmy próby... Zaczynaliśmy sporo przed świętami. Miałem wtedy chyba z 10 lat. To co mogliśmy, to staraliśmy się robić sami i to tak, żeby nie ponosić jakichś wydatków, ani nie narażać na nie rodziców. Bywałem aniołem i diabłem, i królem... Dostawaliśmy słodycze, owoce, czasem kasę. Dzieliliśmy się nią, a ja swój „zarobek” zawsze pakowałem do skarbonki. Podobnie jak „datki” inne okazyjne np. jako prezenty urodzinowe. I jak uzbierałem, to sobie kupowałem coś większego, o czym marzyłem.
Pierwszy taki zakup za własne pieniądze to...
Taki, który pamiętam, to motorynka kupiona, gdy byłem w trzeciej klasie podstawówki. Chociaż nie... wcześniej byłem z dziadkami w Niemczech i kupiłem sobie discmana. Miałem postanowiony ten zakup, więc przed wycieczką mama mi tylko wymieniła zawartość skarbonki na marki, bo wtedy jeszcze nie było euro.
Operatywny byłeś zawsze. Przyznaj się do innych pomysłów zarobkowania na własne dziecięce potrzeby...
Kiedyś z kolegą wymyśliliśmy, że nakupujemy w sklepie różnych napojów i będziemy je, oczywiście po trochę wyższej cenie, sprzedawać na plaży na Wałpuszu. Trochę kupiliśmy: napojów, kubeczków, paluszków i takich tam innych. Ale pomysł spalił na panewce, bo nikt nas nie chciał z tym „towarem” na Wałpusz zawieźć. Cóż było robić, trochę czasu nam zajęło, ale skonsumowaliśmy sami...
Teraz trochę o innej twojej wyjątkowej cesze... Urosłeś okrutnie już jako dziecko. Zawsze górowałeś nad rówieśnikami. Czy to stanowiło jakiś problem?
Aktualnie jestem długi na ponad 2 metry. A zaczęło się faktycznie bardzo wcześnie. W drugiej klasie podstawówki miałem już 170 cm wzrostu i podczas komunii byłem równy z księdzem. W podstawówce jednak nie było za słodko. Sporo problemów sprawiali starsi uczniowie, którzy mnie zaczepiali, popychali itp., zwykle całą grupą. Nie wiem, może chcieli sprowokować do bójki, może chcieli sprawdzić, czy za wzrostem idzie też siła, czy może po prostu nie podobało im się, że jestem nieco inny. Trudno mi też było nawiązać kontakt z rówieśnikami w klasie. Nie przyjmowali mnie do zwykłych sztubackich zabaw podczas przerw. Jak chciałem się włączyć, to zwykle słyszałem: Ty nie, ty jesteś za duży. Byłem też ministrantem w kościele i tam również inni ministranci, z racji tych różnic, jakby mnie spychali do zakrystii. Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby chodzić na kolanach, dorównać innym wzrostem i zaskarbić sobie ich przychylność, choć czasem bywało przykro. Później, w gimnazjum, już postrzegałem to inaczej i tę swoją długość przekułem na atut. Chodziłem do gimnazjum sportowego, grałem w swoją ukochana koszykówkę, a do tego moje metry doskonale się nadawały. Mogłem grać z dużo starszymi od siebie, bo im dorównywałem. W tym okresie zrodziło się sporo moich przyjaźni z kolegami starszymi ode mnie, nie czułem się już inny, byłem akceptowany i ceniony i wtedy już było dobrze.
Te kontakty sprawiły, że szkolna społeczność powierzyła ci, już w pierwszej klasie ogólniaka, funkcję przewodniczącego samorządu?
W zasadzie można tak powiedzieć. Ci starsi koledzy, z którymi grałem i się zaprzyjaźniłem, jeszcze w szkole byli i głosowali, a pewnie i trochę kampanii zrobili. Albo... wzrostem pokonałem konkurenta, który prowadził ostrą kampanię wyborczą, a ja nie robiłem nic. Mimo to w pierwszej klasie wszedłem już do samorządu szkolnego, a jego członkowie powierzyli mi szefowanie. Podobnie było w drugiej klasie. Też nie robiłem żadnej kampanii, a uzyskałem wtedy dwa razy więcej głosów niż kolejny kandydat. Już byłem rozpoznawalny w szkole. Mam nadzieję, że nie tylko jako ten „najdłuższy”. Poza tym już aż tak się nie wyróżniam. Był w szkole chłopak równy ze mną wzrostem, a teraz w gimnazjum jest dziewczyna, której do mnie brakuje chyba z 7 centymetrów. I teraz to już jest całkiem normalnie, bo takich „dziwolągów” jak ja jest więcej.
Przed tobą matura. Jakie przedmioty będą cię nękały?
Oczywiście muszę zdać to, co podstawowe: język polski, matematykę i język obcy. Ale ze względu na wymagania uczelni, na którą się wybieram, potrzebuję zdać też, i to poziom rozszerzony: matematykę, geografię i język angielski, a już „podstawowy” także język niemiecki. Mimo że zamierzam studiować zaocznie, to wymagania takie właśnie są. Trochę sam sobie namieszałem, bo wcześniej zamierzałem studiować nanotechnologię, więc koncentrowałem się na fizyce i chemii. Teraz, w trzeciej klasie zmieniłem nastawienie i muszę niejako nadgonić z tymi innymi przedmiotami.
Ludzie są wygodni i najchętniej wjechali by po schodach do sklepu czy domu... I tak będą parkować przy ratuszu. Dlatego szkoda, że ogródki działkowe zostały zlikwidowane na rzecz betonu...
Abw
2025-05-12 18:34:41
Apeluje do burmistrza Pasymia aby zamknąć Plac zabaw dla dzieci w miejscowości Jurgi. Dziękujemy za takie \" zadbane miejsce\" sołtysowi i radnej z tego okręgu wyborczego (Jurgi, Dźwiersztyny, Narajty). Zabrać te fundusze sołeckie!
Wylęgarnia kleszczy w tej wysokiej trawie.
2025-05-12 10:24:55
80% chcących pogadać stała w korkach bo wracali z pracy w tym czasie.
Tymek
2025-05-12 09:41:14
to jaka kasa za pracę bo nie widzę? na poziomie płacy w ciepłowni Veolia we Francji? 4000 euro?
Tymek
2025-05-12 09:39:55
O rety, nie...
Jacek
2025-05-12 03:13:59
Takiego sobie wybrali, to mają
Gabi
2025-05-10 17:17:13
Dobry kolega, ma zacięcie spoetowe
Nik
2025-05-10 13:25:38
Lekarz który mówi, że nie był fanem nauki, mnie to nie przekonuje. Trzymałbym sie z daleka
Mariusz Dulak
2025-05-09 21:51:44
W artykule jest napisane 90 procent mieszkańców jest przeciwko wiatrakom a mają 600 podpisów.Nikt mnie nie pytał czy jestem za czy przeciw .Dlaczego osoby krzyczące mają decydować czy mają być czy nie.Powinni wypowiadać się w tym temacie młodzi bo to powinno być ich przyszłość ale w naszym społeczeństwie jest dużo krzykaczy którzy nic nie robią tylko narzucają swoje zdanie . Proszę poczytać o wiatrakach a nie słuchać że ten ma takie zdanie .Panie Burmistrzu dużo pan obiecał ale nie jest to wykonywane.Dilerow narkotykowych przybywa młodzieży uzależnionej też u nic nie jest robione w tym kierunku.Szaniwny panie Burmistrzu i Rado Gminy nic nie robicie też pozamiatane pod dywan.Troche zaczęto zajmować się schroniskiem dla piesków ale jakieś zgrzyty są w tym temacie.Moze czas się wziąć za robotę za to dostajecie kasę my was wybraliśmy od nas dostajecie kasę.Wszystkim nie dochodzicie ale czas mniej mówić a więcej robić Czasami oglądam radę jak obraduje to słabo to wszystko wygląda.
Julka
2025-05-09 19:46:58
Wybór lokalizacji fatalny. Jak można wpaść na taki pomysł, aby zniszczyć park???
Ania
2025-05-09 16:04:44