Czwartek, 21 Listopad
Imieniny: Cecylii, Jonatana, Marka -

Reklama


Reklama

Ks. Andrzej Preuss: Nie boję się śmierci, boję się cierpienia (rozmowa „TSZ”)


Wielu czytelników „Tygodnika Szczytno” wypytuje naszą redakcję o aktualny stan księdza Andrzeja Preussa. Mimo że ksiądz Andrzej już nie mówi zgodził się na... rozmowę z nami. Z pomocą przyszła nowa technologia – program Cyber Oko, który w tej chwili jest jedynym narzędziem do komunikowania się księdza ze światem zewnętrznym.


  • Data:

Który to dzień choroby? Liczy je ksiądz?

 

Nie wiem, który to dzień. Nie liczę ich. Gdybym wiedział, kiedy Pan Jezus mnie zabierze albo uzdrowi to liczyłbym nawet minuty. Pamiętam, że pierwsze objawy choroby zauważyłem w listopadzie, dwa lata temu. Od tego czasu, pomimo wielu starań, mój stan się pogarsza. Ale to nie jest bieda.

 

Czuje się ksiądz samotny?

 

W żadnym wypadku. Jestem otoczony taką miłością, że wręcz obawiam się, iż nie poczuję różnicy, kiedy stanę przed Panem Bogiem. To oczywiście żart. Pan Jezus miłuje nas nieporównywalnie głębiej, mocniej, bardziej intensywnie... Owszem, zdarza się, że czuję się niezrozumiany, ale nie pamiętam, żebym czuł się samotny.

 

Jakie uczucia księdzem miotają?

 

To trudny temat. Rok temu, w czerwcu, byłem na spotkaniu z panią doktor w Warszawie. Prowadząc wywiad dotyczący choroby, zapytała czy stałem się bardzo emocjonalny. Wtedy jeszcze takie zjawiska u mnie nie występowały. Pani doktor zapewniła, że niebawem będę pełen skrajnych uczuć. I tak teraz jest. Byle co mnie śmieszy, byle co doprowadza mnie do płaczu. Niewiele trzeba, a się złoszczę. To dla mnie duża bieda. Jak moi opiekunowie ze mną wytrzymują, nie mam pojęcia. Każdemu z nich należy się pomnik za życia, order, wszystkie dodatki kombatanckie i za szkodliwe warunki pracy.

 

Widzę, że ciężka choroba nie odebrała księdzu poczucia humoru...

 

To akurat mówię całkiem serio. Moja rozchwiana emocjonalność ma też i inną konsekwencję. Wiele osób okazuje mi współczucie, życzliwość, wyrazy szacunku i serdeczności. Oczywiście, że mnie to wzrusza. No i bieda jest taka, bo ja ryczę, jak bóbr. I często słyszę, jaki on cierpiący, nieszczęśliwy, depresyjny. Bieda, bo wychodzę na beksę. Trudno. Przywilej choroby. Dzięki temu doświadczeniu oświeciło mnie, że osoby dotknięte chorobami neurologicznymi po prostu nie panują nad emocjami, a nam się wydaje, że oni są złośliwi, przekorni...

 

To smutne.

 

Pamiętam panią, która opiekowała się swoim terminalnie chorym mężem. Było to chyba stwardnienie rozsiane. Pani bardzo szlachetna i ofiarna robiła więcej niż człowiek może zrobić. Aż w końcu wpadła w depresję. Tak nieznośny był jej mąż. Ale być może ta złośliwość nie zależała od niego. a była częścią choroby. U mnie te stany emocjonalne są bardzo różne. Ale Pan Jezus daje tak wiele pociech, że nie nadążam ich przeżywać. Czasem jestem nieznośny dla otoczenia. Bardzo się staram, ale choroba jest silniejsza. Więc modlę się za moich opiekunów, żeby choć trochę im to wynagrodzić.

 

Jak wygląda zdrowy człowiek z perspektywy osoby chorej, która straciła możliwości ruchu, mowy...?

 

To trudne pytanie. Oczyścicie, że widząc ludzi, którzy chodzą, jedzą i sami się myją, pękam z zazdrości. A tak na poważnie, to naprawdę trzeba coś stracić bezpowrotnie, żeby to naprawdę docenić. Najbardziej brakuje mi najprostszych rzeczy. Żeby założyć koszulę, pójść na spacer do lasu czy samemu włączyć telefon. Nie zazdroszczę. Ale czuję brak. Bardzo trudno przyzwyczaić się do tego, że we wszystkim jest się uzależnionym od innych. A przecież Pan Jezus próbował mnie przygotować. Powiedział do św. Piotra: „Przyjdzie czas, że inny Cię opasze i pójdziesz dokąd nie chcesz”. Dostałem zapowiedź i czas. Jeżeli się nie przygotowałem, to mogę mieć pretensje tylko do siebie.

 

Czy pamięta ksiądz moment, kiedy głos przestał działać?


Reklama

 

Mowa obumierała stopniowo i wiedziałem, że jeżeli choroba zaczęła dotykać mowy, to za jakiś czas stracę ją zupełnie. Jak to mówił Pawlak z „Samych swoich”: był czas przywyknąć. A tak naprawdę bardzo brakuje mi mowy. W tej chwili zostały mi tylko oczy do kontaktu. Ręce i nogi mam już bezwładne, nawet mięśnie karku słabną tak, że przeczenie jest jeszcze zrozumiałe, ale potakiwanie już mi nie wychodzi. Mam własną teorię na ten stan rzeczy. Tam, dokąd się wybieram, nie będą mi potrzebne ani ręce, ani nogi, ani mięśnie karku, ani nawet mowa.

 

Była jakaś panika po utracie mowy?

 

Ogromna. Ale to ma jakiś głębszy sens. Pamiętam opowiastkę chyba księdza Malińskiego o tym, że było takie miejsce, gdzie ludzie zamiast świadczyć sobie uczynki miłości tylko o miłości mówili. I Pan Bóg zabrał im mowę, żeby nauczyli się kochać. Może Pan Bóg dał mi szansę, żebym nauczył się kochać naprawdę. Nie mam pojęcia, jaki plan ma Pan Jezus, ale Mu ufam i czuję, że będzie z tego dobro.

 

Czy będąc księdzem łatwiej jest zrozumieć chorobę, jej ciężar, że w ogóle przyszła?

 

Nie wiem, bo nie mam porównania. Myślę, że chrześcijanom jest łatwiej. Święty Jan Paweł II w częstochowskiej katedrze do chorych powiedział: „Nie cierpi ten, kto cierpi. Naprawdę cierpi ten, kto nie wie dlaczego cierpi”. Faktycznie, jeżeli nie mam w perspektywie prawdy, że moje cierpienia są częścią cierpień Pana Jezusa i jeżeli nie widzę, że moje cierpienia utorują drogę do zbawienia mnie samemu albo innym osobom, to każde cierpienie jest bez sensu i prowadzi do rozpaczy. Czy księżom łatwiej cierpieć? Nie wiem. Myślę, że najwięcej zależy od głębokości wiary. Moja wiara jest bardzo słaba, ale spotykam wiele osób także świeckich, od których chcę się uczyć wiary, i które podziwiam.

 

Czy ksiądz kłóci się czasem z Panem Bogiem o to, co się teraz dzieje?

 

Nie kłócę się z Panem Bogiem. Nie dał mi powodów. Pan Bóg wie, co robi. Czuję, że to bardzo komuś potrzebne. Oczywiście nie wiem, co będzie, gdy będzie bardzo bolało. Mam nadzieję, że pozostanę wierny. Pan Jezus wie, że jestem bardzo słabego serca. Zresztą On sam mnie zapewnił, że wystarczy mi Jego łaski. Tak powiedział w Piśmie Świętym.

 

Wiele osób, które księdza znają mówi wprost, że to, co teraz dzieje się z księdzem jest niesprawiedliwe...

 

Po ludzku może tak, ale nie zastanawiam się nad tym. I tu ciekawostka. Jeżeli czujemy, że dotknęła nas niesprawiedliwość i na tym tracimy, to podnosimy bunt. I pewnie słusznie. Ale kiedy na skutek niesprawiedliwości zyskujemy, to uważamy, że tak ma być. Podam przykład. Co roku w styczniu przedstawiałem moim kochanym parafianom bilans ekonomiczny za miniony rok. Prawie co roku więcej było wydatków niż wpływów, bo Pan Bóg nam błogosławił i wiele w kościele robiliśmy. I proszę mi wierzyć że nikt nie przyszedł, żeby okazać bunt. Jak to? Przecież to niesprawiedliwość! Szczerze mówiąc ja też się nie buntowałem. Ale to tylko na marginesie. Natomiast nie uważam, że moja choroba jest niesprawiedliwością. Pan Bóg ma inną sprawiedliwość niż my. Pan Bóg mówi u proroka Izajasza: „Moje myśli nie są myślami waszymi, a drogi moje nie są waszymi drogami”. Pan Bóg ma jeden cel. Zbawić człowieka. I dlatego dotknie brakiem, niesprawiedliwością, stratą, żeby tylko uratować człowieka. Głęboko wierzę, że moja choroba wpisuje się w Boży plan zbawienia.

 

Trudno to jednak zrozumieć, przyzna ksiądz...

 

Po ludzku, owszem. Znowu prosty przykład. Jeżeli ktoś jest chory na nowotwór, to lekarz bez wahania amputuje pół żołądka, pierś, nogę, żeby tylko uratować życie. Pan Bóg robi dokładnie to samo. Z tym, że tu stawka jest o wiele wyższa. Chodzi o życie wieczne, czyli o wszystko. Nikt nie powie lekarzowi: panie doktorze to niesprawiedliwość, aby wycięto pół żołądka. Raczej powiemy proszę amputować, jak najszybciej, żebym tylko żył. Wierzę, że podobnie jest z moją chorobą. Ona jest właśnie po to, żeby ocalić życie moje albo cudze.

Reklama

 

Być może tak jest, ale parafianie, księdza przyjaciele, znajomi, rodzina... trudno nam się z tym pogodzić.

 

Jest taka stara chińska bajka o sadzie. Podobno był człowiek, który miał sad. Rosły tam różne owocowe drzewa. Wszystkie rodziły średniej jakości owoce, ale drzewo, które rosło w środku ogrodu, rodziło owoce niezwykle smaczne. Człowiek kochał to drzewo, a ono odwzajemniało się tym samym. Któregoś dnia człowiek podszedł do drzewa i powiedział: muszę cię ściąć. Ale dlaczego? - zapytało drzewo. - Przecież ty mnie kochasz, a ja ciebie. - Ale muszę. - Dobrze. Jeżeli trzeba. - Muszę też obciąć Twoje gałęzie. - Ale to moja ozdoba, to tak jakbyś kobiecie ściął włosy. - Ale muszę. - Jeżeli tak trzeba, to dobrze. - Muszę też wydrążyć wzdłuż całego konara otwór. - To tak jakbyś mi wyrwał serce. - Ale muszę. - To dobrze. Człowiek ściął drzewo, ściął gałęzie, wydrążył otwór i tym otworem doprowadził do środka sadu wodę i oto wszystkie drzewa w sadzie dzięki temu zaczęły rodzić wspaniałe, soczyste owoce. To oczywiście prawda o Panu Jezusie, ale może faktycznie moja choroba albo uzdrowienie albo śmierć przysłuży do czyjegoś nawrócenia, albo otworzy oczy na cuda, wśród których żyjemy, albo pomoże do osiągnięcia zbawienia to chwała Panu, a dla mnie pożytek.

 

Co ksiądz poczuł, gdy dowiedział się, że to SLA, śmiertelna choroba?

 

Po pierwsze nie miałem pojęcia co to jest. Kiedy już się dowiedziałem, nie było we mnie negatywnych uczuć. Myślę, że to zasługa mojego Taty. Kiedy rozmawialiśmy o śmierci On za każdym razem powtarzał: - A co ja tu mam? A gdy pytałem, czy jest dobrze? Odpowiadał: - Dobrze, to będzie tam. Myślę, że Tato nauczył mnie dobrego podejścia do śmierci. Na dziś nie boję się śmierci, ale cierpienia. Bardzo się go lękam. Pan Jezus dał też w tym czasie wiele pociech. Zresztą nie wiem, jakie są Boże plany. Wiem natomiast, że Pan Jezus jest dobry i tak mnie prowadzi, żeby było z tego dobro...

 

Jest ksiądz pewien zbawienia?

 

Często słyszę to pytanie. I często odpowiadam, zgodnie z prawdą, że chcę do nieba. Może stąd to pytanie. Ale ja nigdy nie powiedziałem, że na pewno po śmierci czeka mnie zbawienie. Przeciwnie, kiedy robię rachunek sumienia i przyglądam się moim myślom, słowom i czynom, to dochodzę do wniosku, że jestem godny potępienia. Wiele osób skrzywdziłem. Pan Jezus wiele wycierpiał w bliźnim z powodu mojej pychy, egoizmu i lęków. Ale wiem też, że mój Bóg we mnie mieszka i całą nadzieję pokładam w miłosierdziu Bożym. To dla mnie jedyna nadzieja. Jeżeli Pan Jezus będzie sprawiedliwy, to nie mam szans. Pamiętam opowieść ojca Jacka Woronieckiego, wybitnego dominikanina. Ojciec Jacek napisał kilkutomowe dzieło Katolicka Etyka Wychowawcza. Potem opowiedział, że miał sen, w którym stanął przed tronem Boga na sądzie. Pan Bóg jedną ręką wzywał ojca, a drugą położył na Katolickiej Etyce i powiedział: „no, ojcze Jacku, teraz będę cię sądził według tego coś napisał”. Ojca zalał zimny pot, bo w książkach moralności chrześcijańskiej postawił bardzo wysoko poprzeczkę i odpowiedział: „panie Boże, ja jeszcze napisałem taką małą książeczkę o Miłosierdziu Bożym, to może raczej według tego mnie sądź”. Tak sobie myślę, że kiedy staniemy przed dobrym Bogiem, to wszyscy będziemy liczyli jedynie na Boże Miłosierdzie, a ja na pewno.



Komentarze do artykułu

Michał

Modlę się aby ksiądz wrócił do zdrowia. Pamiętam księdza z dzieciństwa, w Kętrzynie. Był był ksiądz w parafii św. Jacka. Zawsze ksiądz był miły, uśmiechnięty, życzliwy do ludzi, pomocny, po prostu złota, dobra osoba. Po kolędzie ksiądz chodził, zawsze miło się rozmawiało. Serce się kraje ????????. Życzę księdzu dużo zdrowia i łaski Bożej. Wracaj do nas, do zdrowia! Prosimy walcz. ❤️

Maria

Koronka do miłosierdzia Bożego jest modlitwą, która mi towarzyszy każdego dnia, dla Ciebie.

Wiesława

Dokładnie tak samo myślę. Nie boję się śmierci ale cierpienia i liczę na Boże Miłosierdzie. Życzę Księdzu wielu łask Bożych, sił, wytrwałości i niesłabnącej wiary. A przede wszystkim pewności że nie jest Ksiądz sam, że On, Miłość największe jest cały czas obok i nigdy nie opuści. Szczęść Boże

Aga

❤❤❤

Jadwiga Łodziewska

Niechaj Pan rozpromieni Swe oblicze nad Tobą i niechaj objawi Swą MOC i niechaj Cię uzdrowi.w ????

Krystyna K.

Modlę się za księdza od kiedy usłyszałam o chorobie o cud uzdrowienia , wierzę że to nastąpi,????????????

Renatka

Niech Bóg będzie uwielbiony w księdzu Andrzeju????❤️

Agata

Przyjeżdżam do Szczytna do siostry dwa, trzy razy w roku i zazwyczaj chodzę do kościoła, gdzie posługiwał Ks. Andrzej. Raz też byłam u niego u spowiedzi (kilka lat temu) i do dziś pamiętam słowa Ks. Andrzeja, które mnie wtedy bardzo poruszyły. Miałam poczucie, że spowiada mnie święty człowiek. Dziękuję za Księdza świadectwo życia.

Nika

Słów nie mam. Przypomina mi sie tylko kochany ks. Kaczkowski ❤️‍????❤️‍????❤️‍????

Andrzej

Modlę się o cud. Chciałbym aby Bóg pokazał swoją moc.

Irena Hadziewicz z Kętrzyna

Czytam ten piękny artykuł będąc u mojej córki Ani w Warszawie. Wiele księdzu zawdzięczam. Dał mi ksiądz siłę i wiatę w lepsze jutro. Dziękuję za wszystko i zasługujesz Andrzeju na cud i łaskę Bożą. Jesteś wyjątkowym księdzem. Pozdrawiamy serdecznie

MK

Piękna, refleksyjna rozmowa.

Maria Bernadetta

Życzę Ksiedzu wielu Łask Bożych .Pozdrawiam z Kętrzyna Maria z rodziną

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama