Wtorek, 19 Marca
Imieniny: Aleksandryny, Józefa, Nicety -

Reklama


Reklama

Grzegorz Zapadka – jubileusz władzy (rozmowa „Tygodnika Szczytno”)


Już niedługo, bo w listopadzie burmistrz Wielbarka – Grzegorz Zapadka – świętował będzie swoisty jubileusz: 20-lecie sprawowania funkcji. Przy ostatnich wyborach samorządowych zapowiedział, że kolejnego jubileuszu nie doczeka, bo już dłużej władać gminą nie zamierza, chociaż w myśl nowej ordynacji, mógłby to robić jeszcze jedną kadencję. To rzadki przypadek, by ktoś z własnej woli rezygnował z władzy. O latach minionych i przyszłych rozmawiamy.



20 lat to w przypadku rodzica czas od narodzin dziecięcia do jego dorosłości. Ogrom zmian rozwojowych. W przypadku gminy jest podobnie?

 

Kontynuując porównanie: niektóre dzieci, które urodziły się w pierwszych latach mojego rządzenia gminą, już brały udział w ostatnich wyborach i – być może – niektóre na mnie głosowały. Ale gminę ocenia się inaczej. W samorządach obowiązuje kontynuacja. Nikt nie zaczyna od zera. Przejmuje się to, co już zostało zrobione wcześniej. Oczywiście, że w Wielbarku i całej gminie nastąpiły zmiany, ale one nie zrodziły się na „ziemi niczyjej”, miały swój początek znacznie wcześniej.

 

Największy sukces tych 20 lat?

 

Stabilizacja. Zarówno finansowa, jak i społeczna. To, że gmina uzyskała taki poziom rozwoju, że nie ma zagrożeń dla budżetu, a mieszkańcom zapewne żyje się obecnie lepiej. W niewielkich samorządach nie jest to łatwe do uzyskania. Trudno jednak wskazać konkretną tego przyczynę. Złożyło się na to wiele czynników, w tym – oczywiście – nowe zakłady pracy, które w Wielbarku się pojawiły. Gdy sporo lat temu mówiłem, że ceny nieruchomości w Wielbarku wzrosną pięciokrotnie, to słuchający uśmiechali się kpiąco. A tak się stało. Może nawet wzrosły więcej, niż pięciokrotnie. Jakieś 15 lat temu działka budowlana w Wielbarku kosztowała około 8 tysięcy złotych, a obecnie około 55 tysięcy.

To pozytywne zjawisko?

 

Oczywiście. Świadczy właśnie o rozwoju. W terenie, gdzie nie ma solidnej infrastruktury, ulic, pracy, przyszłości, nikt nie będzie chciał się osiedlać, budować, wiązać z daną gminą na stałe. Wzrost cen nieruchomości świadczy o wzroście zapotrzebowania. Widać to także po inwestycjach, prowadzonych przez deweloperów, po budowanych nowych blokach, osiedlach. A przecież nie wznosi się domu czy nie kupuje mieszkania na rok – dwa. To inwestycja na całe życie, dokonywana w miejscu, z którym chcemy się na to życie związać.

 

Czy widać to także po liczbie mieszkańców, bo ten boom w nieruchomościach powinien o tym świadczyć?

 

Liczba nie maleje. To już jest pozytywny przejaw, bo taka niemalejąca tendencja jest już sama w sobie sukcesem. Równie ważne jest to, że społeczność wielbarska się odmładza, podczas gdy w wielu innych samorządach, nie tylko wiejskich, liczba seniorów, ludzi w wieku tzw. poprodukcyjnym, rośnie tak dalece, że góruje nad młodszymi pokoleniami. W Wielbarku osiedla się sporo młodych ludzi, co sprawia, że ta statystyka wiekowa nie jest u nas niepokojąca. To jest ta społeczna stabilizacja, o której wspomniałem wcześniej.

 

A największa porażka? Marzenie gospodarza gminy, którego nie udało się zrealizować?

 

Nic mi nie przychodzi na myśl. To wszystko, co zamierzałem, właściwie zostało wykonane. Mało tego. Nawet te pomysły, które kiedyś tylko nieśmiało kiełkowały, też zostały zrealizowane...

 

Czy to powód, dla którego postanowił pan już nie kandydować?

 

Nie, bo na pewno miałbym jeszcze wiele do zrobienia. W samorządzie nigdy nie nadchodzi i nigdy nie nadejdzie taki moment, że nie będzie żadnych potrzeb, że nie będzie co robić. Uznałem jednak, że w tej pracy 20 lat to już jest wystarczająco długo. Koniec kadencji – to już będzie 21 lat władzy, dokładnie tyle samo, ile ma na „koncie” mój poprzednik, Wiesław Markowski. To całe jedno pokolenie, dziecko od narodzin do dorosłości, jak powiedziałaś na początku. W przypadku dorosłego człowieka nie ma już takich wielkich zmian, jak w drodze do tej dorosłości. Praca, rodzina, dom, praca, rodzina, dom... I tak do emerytury. Pora więc na nowe narodziny...

 

To wyjątkowe, by przez tak wiele lat rządziło w gminie zaledwie dwóch ludzi...

 

To nie jest wadliwe. Zapewnia ciągłość działań. Zbyt częste zmiany, inne wizje, inna polityka, inne oczekiwania i zamiary kolejnych wójtów czy burmistrzów mogą powodować zahamowania w działalności. Ktoś coś rozpoczął, ktoś inny nie kończy, zaczyna coś nowego...

 


Reklama

To wymaga też długofalowego planowania, do czego potrzebna jest jednak akceptacja rady; gminy czy też miasta. Składy rad zmieniają się co kadencję, czasem dość radykalnie... W Wielbarku współpraca pomiędzy władzą uchwałodawczą a wykonawczą układała się dobrze?

 

W czasie tych 20 lat wielbarska rada rzeczywiście się zmieniała. Jej pracami kierowało dwóch przewodniczących. Wcześniej Andrzej Kimbar, obecnie Robert Kwiatkowski. Niezależnie od składu personalnego, współpraca zawsze była dobra. Oczywiście, że wymagało to wielu dyskusji, rozmów, argumentów, wyborów... Ale na tym to polega. Władza – to sztuka kompromisu. Patrzenie wyżej i dalej niż własne ambicje czy oczekiwania. Ten sposób widzenia spraw wielbarskich radni – początkowo gminni, a później miejscy - umieli stosować. Szczerze mówiąc nie pamiętam, by w ciągu tych minionych lat dochodziło u nas do jakichś poważniejszych spięć, podziałów, walki... Może truizmem jest dziś twierdzenie, że zgoda buduje, ale to wciąż jednak odwieczna, podstawowa prawda...

 

Mówi się też, że odchodzący włodarz powinien wychować sobie następcę... Czy tak jest w Wielbarku? Wśród potencjalnych następców najczęściej wymienia się już dwa nazwiska: Jerzego Szczepanka – aktualnie wicestarosty oraz Roberta Kwiatkowskiego, aktualnego przewodniczącego wielbarskiej rady. Któryś z nich jest tym wychowankiem, desygnowanym następcą?

 

W tej kwestii nie będę się wypowiadał. Do kolejnych wyborów jeszcze półtora roku. To czas, by potencjalni kandydaci, i ci niby już znani, jak i inni, przekonali do siebie wielbarską społeczność. Sami. Ja nie zamierzam nikogo pokazywać palcem. Czyniąc to, brałbym na siebie także odpowiedzialność za to, jak sprawy miejsko-gminne będą kształtowane w kolejnych latach, w kolejnych kadencjach, przez kolejnego burmistrza. A kto chciałby odpowiadać za cudze czyny? Poza tym sądzę, że mieszkańcy mają obecnie już na tyle wysoki poziom tzw. społecznej świadomości, że nie dadzą się omamić propagandowym lepem. Będą oczekiwali realnych konkretów w programach wyborczych. Mogę mieć jedynie nadzieję, że przyszli kandydaci swoje kampanie opierać będą właśnie na rzetelnych deklaracjach, bo obiecywanie przysłowiowych gruszek na wierzbie, to przejaw braku szacunku dla wyborców.

 

Nie wiem czy dobrze liczę, ale po upływie tej kadencji, za półtora roku, nie będzie pan dość leciwy, by stać się klientem ZUS...

 

Będę. Już mam uprawnienia emerytalne. To efekt wcześniejszej mojej pracy...

 

Jakiej?

 

W Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Czarni. Przepracowałem tam 20 lat, początkowo jako wychowawca w internacie, później jako zastępca dyrektora. W Czarni zresztą jakiś czas mieszkałem, także w Myszyńcu. Do Wielbarka na stałe wróciłem w 1990 roku. Wróciłem, bo tu się urodziłem i wychowywałem, chociaż tata pochodził z Surowego, też w gminie Czarnia.

 

Po 20 latach jednej pracy w SOSW decyzja, by ubiegać się o fotel wójta (wówczas) zapewne nie była łatwa...

 

Nie była, ale... kusiło. Owszem, taką propozycję złożyła mi grupa wielbarczan, w tym Andrzej Kimbar, ale nałożyła się ona na moje widzenie gminy. Zależało mi na tym, żeby zdjąć z Wielbarka odium złodziejskiego miasteczka, denerwował mnie i smucił brak perspektyw, codzienna szarzyzna, marazm, tkwiące w mieszkańcach poczucie rezygnacji. Ten stan miał swoje podstawy. Trzeba pamiętać, że wówczas bezrobocie w gminie sięgało 35%.

 

I wtedy pojawiła się IKEA?

 

Jeszcze nie. Zaczynałem powoli, od drobnych rzeczy. Od tych, na które gminę było stać. Chodnik, droga, jakiś remont... Potem przyszedł czas na większe przedsięwzięcia. Impulsem rozwoju gospodarczego nie była IKEA. To zasługa Mariusza Spychała i jego wytwórni podłoża zastępczego. Zatrudnił wtedy sto osób, co przy panującym bezrobociu miało dla gminy niebywałe znaczenie. Ten przykład pokazał i udowodnił, że Wielbark ma gospodarczy potencjał. Później po prostu trzeba było ten potencjał odpowiednio wypromować, „sprzedać” inwestorom... IKEA jest dziś z pewnością największym zakładem w Wielbarku, ale nie jedynym. To element większej całości. A właściwie jeszcze nie całości, bo terenów do gospodarczego zagospodarowania wciąż mamy wiele.

 

Reklama

Z historycznej perspektywy patrząc można by powiedzieć, że Wielbark swój status najlepiej rozwijającego się samorządu zawdzięcza... nosom mieszkańców Szczytna. To tzw. złowonne zapachy, dochodzące z WPZ w Lemanach, swego czasu tak bardzo „szkodziły” szczytnianom, że ich walka z zakładem skłoniła pana Spychała do przeniesienia zakładu, a właściwie do budowy zupełnie nowego, nowoczesnego przedsiębiorstwa. Trochę przysłużyli się też mieszkańcy gminy Dźwierzuty, bo i tam wytwórni nie chcieli przyjąć. Wielbark się odważył...

 

I co ciekawe, przez ten czas jakoś nie miałem żadnych skarg czy uwag, że komuś coś nie pachnie. A takich przedsiębiorców, jak Mariusz Spychał, życzyłbym każdemu samorządowi. Bardzo angażuje się w sprawy gminy, wspiera, pomaga, sponsoruje. Zresztą inne duże zakłady, inni właściciele, czynią podobnie. Myślę, że to efekt dobrej współpracy, którą nawiązujemy z inwestorami już na początku ich drogi. Staramy się ułatwiać proces inwestycyjny i możliwie szybko załatwiać wszystkie procedury.

 

Jednym z ostatnich pańskich pomysłów, już zresztą realizowanych, jest rozbudowa wielbarskiego ratusza. Internauci, w swoich komentarzach, nie odnoszą się do tego przychylnie, ganią przewidywany rozrost biurokracji...

 

Obecnie w tym „ratuszu”, pracuje 25 osób. Jestem pewien, że tak nielicznej obsady urzędniczej nie ma w żadnym innym samorządzie. A mimo to wykonujemy wszystkie zadania, których zresztą jest coraz więcej. Może warto by spojrzeć na urzędników nieco szerzej. To przecież ta garstka osób na co dzień wykonuje mrówczą, często niewdzięczną pracę. To oni mają swój wielki, bo bezpośredni wpływ na to, że w Wielbarku powstaje tyle nowego: zakładów pracy, domów, mieszkań... To urzędnicy załatwiają wszystkie sprawy, których potrzebują inwestorzy. Załatwiają dobrze, skoro nam tych inwestorów przybywa. Spytam więc tych krytycznie usposobionych: czy nie zasłużyli na to, by polepszyć im warunki pracy?

 

Z perspektywy minionych 20 lat: warto było zmienić pewną pracę w SOSW na niepewny los samorządowca?

 

Warto. To zajęcie może niepewne, niewątpliwie trudne i wyczerpujące, ale bardzo satysfakcjonujące. Gdy jadę bądź przechodzę jakąś wielbarską ulicą czy przez jakąś miejscowość, widzę chodnik, lampę, dom, świetlicę... Cokolwiek. Przypominam sobie, co każdy taki chodnik czy lampa kryje w sobie: potrzebę budowy, szukanie pieniędzy, problemy techniczne, a te często występują, szukanie wykonawców... Ale jest. Chodnik służy ludziom, lampy świecą, w świetlicach jest gwarno, po boiskach sportowych biegają dzieciaki, gdy ich rodzice idą do pracy, bo tę pracę mają... I to wszystko jest fajne. Więc tak. Warto było.

 

Ale los emeryta już takich uczuć nie zrodzi. Na bazie czego powstanie satysfakcja?

 

Grzybów i ryb? Zbieranie i łowienie to dwa moje najbardziej ulubione zajęcia w czasie wolnym. Aby zażyć tych przyjemności ludzie przyjeżdżają z daleka i płacą ciężką kasę, a ja mam to za darmo, niemal „za płotem”, na wyciągnięcie ręki....

 

Nie wierzę. Grzyby to 2-3 miesiące, ryby – może częściej i dłużej, ale nie bez przerwy...

 

Pozostaje jeszcze życie rodzinne. Żona też już emerytka, syn, co prawda już dorosły, ale niejako w zamian za siebie dał nam dwóch wnuków. Wspaniałe chłopaki. Mieszkają nieopodal Kwidzyna, ale to nie jest jakaś odległość nie do pokonania.

 

I nie szkoda będzie tę wiedzę i doświadczenie poświęcić grzybom i rybom? Wnukom – to nie szkoda, ale przecież nie będą u dziadka non stop...

 

Tak całkiem doświadczenia nie zaprzepaszczę. Jakieś plany mam, ale na razie nie chcę o nich mówić. Przede mną jeszcze półtora roku burmistrzowania. To sporo czasu i wiele może się zdarzyć.

 

 

Historyczny sylwester 2018. Tuż po północy, od 1 stycznia 2019 roku Wielbark stał się miastem, a Grzegorz Zapadka – burmistrzem.

Fot. Zbigniew Gołda

 

 



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama