Wraz z grupką pięciu innych osób znaleźliśmy się znowu w Kenii, a dokładnie w ubogiej wiosce leżącej około 50 km na zachód od Mombasy. Kiedy piszę ten tekst, jest niedzielne popołudnie, 13 marca. Słońce praży dokładnie nad naszymi głowami, spiekota panuje niemiłosierna. Na szczęście od morza wieje orzeźwiający wiatr, który pozwala nam jako tako funkcjonować, byle w cieniu. Gorzej jest w nocy, kiedy przestaje wiać, ale jest nadal dość gorąco i nie da się spać, wszak to koniec pory suchej i wszyscy czekają tu na nadejście pory deszczowej. Oby po naszym wyjeździe, bo wtedy zacznie się pogoda i wilgotność jak w saunie.
Dla większości członków naszej grupy jest to już trzeci raz, kiedy jesteśmy gośćmi i misjonarzami, którzy przybyli do tej wioski, by w chrześcijańskiej szkole prowadzić z dziećmi coś w rodzaju półkolonii.
Uczniowie tej szkoły mają bowiem obecnie czas wakacji, więc cały ubiegły tydzień spotykaliśmy się z nimi codziennie od godziny 9.00 do 15.00, by bawić się z nimi, uczyć chrześcijańskich piosenek dla dzieci, a nade wszystko mieć z nimi lekcje biblijne. Trzy grupy młodsze poznają elementy zbroi Bożej, którą powinien zakładać na co dzień każdy chrześcijanin, ponieważ toczymy wciąż walkę ze złem i z pokusami. Natomiast w najstarszej grupie, gdzie mamy 27 dzieci, razem z żoną uczymy je poznawać historię życia patriarchy Józefa. Dzieci otrzymały od nas podręcznik – studium dla dzieci pt. „Joseph – God’s superhero” („Józef – Boży superbohater”). Zauważyliśmy, że przez ostatnie ponad dwa lata dzieci poczyniły duże postępy w znajomości języka angielskiego.
Dziś, to jest w niedzielę, byliśmy w lokalnym kościele na nabożeństwie, gdzie mogłem wygłosić kazanie i zaśpiewaliśmy dwie pieśni, które śpiewamy codziennie ze wszystkimi dziećmi - jest ich ogółem ponad setka. Kiedy będziecie czytać ten felieton, my będziemy już blisko końca naszej misji, ponieważ w piątek będziemy kończyć nasz dwutygodniowy program i w sobotę wieczorem planujemy całonocny lot do Warszawy z przerwą na tankowanie samolotu w Egipcie.
Nie było nam łatwo wyjechać tym razem do Kenii, ponieważ ledwie niecały tydzień wcześniej wybuchła ta nieszczęsna wojna i trzeba było w trybie pilnym zająć się uchodźcami napływającymi z Ukrainy, czego oczywiście nie przewidzieliśmy. Zaś przygotowania do naszej wyprawy do Kenii trwały już od jakichś sześciu miesięcy, bilety zostały wykupione, testy okazały się negatywne, więc z modlitwą i wiarą postanowiliśmy nie rezygnować, bo dzieci, którym służyliśmy jeszcze przed pandemią dwa razy, czekały na nas z utęsknieniem. My zresztą też.
Jednakże członkowie Zboru Kościoła Chrześcijan Baptystów w Szczytnie, gdzie służę jako pastor, wyprawili nas z modlitwą i błogosławieństwem, zaś sami – spontanicznie i bardzo ofiarnie zajęli się przygotowaniem naszego kościelnego Ośrodka Katechetycznego w Świętajnie na przyjęcie pierwszej grupy uciekinierów z Ukrainy, którzy przybyli tutaj w liczbie około 40 osób. Kiedy my pracujemy w Kenii wśród biednych, ale wspaniałych dzieci, to jednak myślami i modlitwami jesteśmy z nimi.
Mamy również nadzieję, że wszyscy oni, służąc ludziom boleśnie doświadczonym wojną, pamiętają także o nas w swoich modlitwach. Służenie innym ludziom, a szczególnie biednym i pokrzywdzonym przez los, to nie tylko obowiązek, ale również nasz chrześcijański przywilej i dług do spłacenia. Wspominamy bowiem czas stanu wojennego w Polsce, kiedy to my Polacy byliśmy w potrzebie i cały świat przyszedł nam wtedy z pomocą. Jakże mielibyśmy jej odmówić teraz, kiedy nasi sąsiedzi przeżywają tak krytyczne i bolesne doświadczenia?
Kiedy więc Pan Bóg pozwoli nam wrócić szczęśliwie do kraju, nie będziemy mieli chyba czasu na odpoczynek, bo będziemy chcieli dołączyć do tych, którzy niosą pomoc Ukrainie. Dziś nasi sąsiedzi są blisko nas i nie przypadkiem liczą na nasze wsparcie i pomoc. Jestem dumny, że jako naród stanęliśmy na wysokości zadania i teraz, w sposób godny naśladowania, my sami spłacamy dług wdzięczności. Tak zresztą powinniśmy zawsze traktować naszych bliźnich, sąsiadów i braci. To się nazywa chrześcijaństwo w praktyce.
Andrzej Seweryn
andrzej.seweryn@gmail.com
JAMKA LECH farmaceuta
te rzeczy nie robi się dla pieniędzy. Nawet jak UNIA nie na funduszy też pomożemy szanowny panie katoliku czy pastorze. Czytać mądre książki- jest taka jedna i do tego mieć sumienie
wikuś
W Kenii biedne dzieci umierają w Kenii, ale internet i kościół mają. Też jestem dumny, że dzięki temu wysiedleniu Ukraińców, lada dzień dotknie nas katastrofa humanitarna, dobrze byłoby wspomnieć, że UE w swej hojności, nie wspomoże Polski nawet jednym Euro i zamiast debatować o pomocy dla nas, Polaków, to debatują jak tu tą wspaniałą Polskę jeszcze dobić kolejnymi karami.