Oskar Sadowski stracił słuch, gdy miał cztery lata. Wciąż nie akceptuje ciszy, w której żyje, bo ona na wiele lat zamknęła go w ciasnych ramach. Kilka miesięcy temu otworzył się na świat. Dzisiaj realizuje swoje pasje i głośno miga, że bariery tworzymy sami.
Oskar urodził się w 2002 roku, zdrowy i silny. Był aktywny, energiczny i radosny. W wieku czterech lat często dopadały go infekcje, które kończyły się w lekarskim gabinecie. Tego roku mały Oskar dostał trzy razy antybiotyk. Lek spowodował, że chłopiec zaczął tracić słuch.
- Zaczęło się o tego, że Oskar dziwnie chodził. Przechylał całe swoje ciało w lewą stronę – opowiada Katarzyna Gloger, mama chłopca. - To było niepokojące, zaczęłam go obserwować. Zrozumiałam, że to problem ze słuchem.
Najgorszy dzień w życiu
Od tej chwili rozpoczęła się trudna droga po diagnozę. Najpierw szukanie specjalistów. Później pobyty w szpitalach. To Instytut Matki i Dziecka w Warszawie, Instytut Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Wszędzie jedna diagnoza: chłopiec traci słuch.
- Łapałam się wszystkiego. Miałam nadzieję, że można ten proces zatrzymać. Lekarze szukali przyczyny, wyjaśnienia tego co się dzieje. Przebadali go wzdłuż i wszerz. Przeszedł nawet badania genetyczne – opowiada mama Oskara. Dopiero w Międzynarodowym Centrum Słuchu w Kajetanach zapadła ostateczna diagnoza.
Katarzyna dokładnie pamięta dzień, w którym Oskar całkowicie pogrążył się w ciszy. Często ten obraz do niej wraca. Mały chłopczyk oglądał bajkę, ona była w kuchni. W pewnym momencie usłyszała krzyk swojego dziecka. Kiedy pobiegła do pokoju chłopiec stał przed telewizorem krzyczał i pokazywał, że nic nie słyszy.
- To był najgorszy dzień w moim życiu – kwituje kobieta.
Czas na język migowy
Wtedy Oskar dostał szansę na to, by jednak słyszeć. Lekarze zdecydowali o wszczepieniu implantu ślimakowego. Pierwszy implant się nie przyjął. Konieczny był kolejny zabieg. Tym razem wszystko poszło dobrze, ale korzystanie z implantu dla Oskara okazało się udręką.
- Strasznie bolała go głowa. Dźwięki, które słyszał były dla niego nie do zniesienia – wspomina pani Kasia. - Widziałam, jak mu jest ciężko, gdy musi go nosić.
Pomimo tego chłopiec cały czas walczył o normalne funkcjonowanie. Lekarze i rehabilitanci naciskali, żeby cały czas do Oskara mówić. To miał być sposób na to, by nauczył się funkcjonować z urządzeniem, które miało zapewnić mu w miarę normalne życie. Nie było też mowy o tym, żeby uczyć się języka migowego. Mamę ostrzegano, że nauka migowego może sprawić, że dziecko zrezygnuje ze słyszenia.
Izolacja była straszna
Oskar zaczął uciekać w swój świat. Izolował się, nie chciał nawiązywać relacji. Tak jakby bał się świata albo coraz bardziej przyzwyczajał się do ciszy, która zaczęła go pochłaniać. Najchętniej znikał w pokoju i budował konstrukcje z klocków.
- Któregoś dnia popatrzyłam na niego przez drzwi i pomyślałam, że tak być nie może. Nie chciałam już tracić kontaktu ze swoim dzieckiem. Przeraziło mnie to, że powoli przestaję go znać, że on dorasta, zaczyna się zmieniać, a my nie jesteśmy w stanie porozmawiać, bo implant nie zdaje egzaminu – wspomina mama. - Zaczęliśmy uczyć się języka migowego.
Oskar też zaczął naukę w szkole dla dzieci niesłyszących w Olsztynie. I wbrew nadziejom mamy, że zacznie należeć do społeczności, nadal się izolował. Z jednej strony nie słyszał dzieci, które mówiły, z drugiej nie potrafił migać na tyle dobrze, by nawiązać relacje z tymi, które tak jak on żyły w ciszy. Nie rozumiał również nauczycieli. Przed nim był kawał pracy do zrobienia.
Zapadła również decyzja o tym, że chłopiec przechodzi na nauczanie indywidualne. Dopiero po sześciu latach dołączył do rówieśników. Teraz uczy się w szkole zawodowej dla osób niesłyszących, na kierunku gastronomicznym, w Olsztynie.
Nie trzeba słyszeć, by realizować marzenia
Pandemia Covid-19 dała się Oskarowi we znaki. Jak przystało na przyszłego kucharza, musiał sporo gotować, a swoje prace przesyłać do oceny nauczycielom. Ponieważ Oskar lubi bawić się smakami i eksperymentować w kuchni, więc pandemiczna edukacja przyniosła mu nie tylko nowe doświadczenia gastronomiczne, ale również kilka gratisowych kilogramów, z którymi musiał się uporać, przede wszystkim dla zdrowia. I tu nieoceniony okazał się wujek Sławek.
- Jest nieźle wysportowany, każdego dnia chodzi na siłownię. Trochę mu zazdrościłem sylwetki – miga Oskar. - Tu wkroczyła mama, która zapytała wujka czy mnie potrenuje.
Wujek Sławek zgodził się bez namysłu, chociaż obawiał się problemów komunikacyjnych, bo nie zna języka migowego. Jednak, gdy w grę wchodzi sport i pasja, język nie jest problemem. Oskar się zafiksował. Tak jak wujek, siłownię odwiedzał każdego dnia, a nawet poszedł nieco dalej i w klubie zostawał jeszcze po jego wyjściu.
Nadwaga, 15 kilogramów, zniknęła bardzo szybko, a z każdym dniem spędzonym na treningach wśród ludzi, z którymi znalazł wspólny mianownik i którzy okazali mu wsparcie stawał się coraz bardziej otwarty na świat.
- Okazało się, że jest on całkiem spoko – tłumaczy Oskar. - A to, że nie słyszę nie jest problemem, aby realizować swoje marzenia.
Otworzył się na świat i pasje
To postępujące otwarcie na świat było nieco przerażające dla jego mamy. Odkrywanie nowych pasji nie zawsze było rozsądne.
- Oskar postanowił morsować. Poszedł więc na Szczycionek sam i wykąpał się w przeręblu – wspomina mama. - Myślałam, że go uduszę, bo zachował się bardzo nieodpowiedzialnie.
Katarzyna jednak zachowała spokój i umówiła syna z Jackiem Koniecznym z Morsów Szczytno Reset, który Oskara wprowadził w świat lodowatej przygody. Na opowieść mamy nasz bohater reaguje tylko wzruszeniem ramion.
Teraz zaraża swoją sportową pasją innych członków rodziny. Na siłowni dołączyła do niego mama. Młodsze siostry namówiły go na jazdę konną. Chociaż dopiero zaczyna, widzi, że to coś dla niego.
Oskar długo nie wiedział jaki pozytywny wpływ wywiera na ludzi ze swojego otoczenia. Dzięki niemu cała rodzina jest dwujęzyczna. Wszyscy znają język migowy. Nawet siostra jego mamy, jedna z ulubionych ciotek, nauczyła się migać, żeby móc z nim pogadać. Dzisiaj prowadzi w Olsztynie jedyny salon fryzjerski, gdzie osoby niesłyszące mogą bez problemu wytłumaczyć, na jakiej fryzurze im zależy.
Migowy nie jest potrzebny, by rozmawiać
Dzisiaj Oskar ma 20 lat. Jest młodym mężczyzną, który ma wiele marzeń i planów. Chociaż w dalszym ciągu trudno mu zaakceptować swoją niepełnosprawność, to chce żyć jak najnormalniej. Uczyć się, pracować, poznać miłość swojego życia. Już wie, że to jest możliwe. O czym marzy?
- Chciałbym czuć się potrzebny i nauczyć się grać na gitarze – podsumowuje krótko.
Pytamy Oskara, co jest dla niego największą barierą w wyjściu do ludzi? - Chyba to, że osoby słyszące boją się nawiązać z nami kontakt. Może myślą, że nas zranią tym, że nie mówimy tym samym językiem – wyjaśnia. - Ale my to rozumiemy. Może rozmowa z nami potrwa chwilę dłużej, ale my jesteśmy i chcemy mieć przyjaciół i znajomych także tych, którzy słyszą.
Bariery tworzymy sami
Oskar trochę żałuje, że na świat nie otworzył się wcześniej. To jednak pozwoliło mu zrozumieć, jak ważne jest, by pokonywać swoje słabości i bariery.
- Każda przezwyciężona słabość sprawia, że jesteśmy silniejsi. Że możemy więcej, a bariery tworzymy sami – podsumowuje. Oskar chce po szkole zostać w Szczytnie. Zależy mu na tym, aby osoby niesłyszące, które mieszkają w naszym mieście i powiecie, wyszły ze swoich domów, były aktywne.
Spotkanie z Oskarem i jego mamą to ogromna przyjemność. Widać, jaka więź ich łączy. Jak mówią o sobie.
- Mama zawsze mnie wspiera, stara się pokazywać mi świat. Bardzo ją kocham – mówi Oskar.
- Oskar jest bardzo wrażliwy, empatyczny. Świetnie opiekuje się małymi dziećmi. Jego rodzeństwo za nim szaleje. Bardzo go kocham – mówi mama.
POMÓŻMY OSKAROWI SPEŁNIĆ MARZENIA
Siłownia Extreme, w której na co dzień ćwiczy Oskar, wytypowała go do udziału w konkursie realizowanym przez markę. Opowiedzieli jego historię i teraz walczy o zwycięstwo i atrakcyjne nagrody. My możemy mu w tym pomóc. Wystarczy, że oddamy na niego swój głos. Co więcej, każda głosująca osoba otrzymuje miesięczny karnet na siłownię Extreme za jedyną złotówkę i również ma szanse na wyjątkowe nagrody. Głosowanie trwa do końca października.
Pokażmy Oskarowi jaki jest wyjątkowy. Głosujemy za pośrednictwem strony: www.razemjestesmy.pl.
Szanowna Redakcjo! Mieszkańcy Gminy Dźwierzuty, wspierający uczciwość aktualnego wójta, pana Dariusza Tymińskiego, pragną poznać imiona i nazwiska osób i merytoryczną podstawę ich rzekomego niezadowolenia. Powyższy artykuł wykazał jedynie daleko idące szykany, a to już podlega pod paragraf. Pan Tymiński piastuje stanowisko wójta, więc jest osobą publiczną. Zostało naruszone jego dobro osobowe uczciwego człowieka. Czekamy na dalszy ciąg dywagacji.
Wiesława Kowalewska
2024-11-23 13:26:27
Jak wielu ojców ma ten sukces????
Tytus
2024-11-23 09:07:21
Czyżby Wójt zaczął zrywać się z paska?
Mieszkaniec
2024-11-22 20:35:39
Przecież to proste zatrzymać się rozejrzeć i przejechać nie zatrzymasz się to cię zdmuchnie z torów a jak są światła to jest super i pewno jest znak stop który większość olewa
Wąski
2024-11-22 19:52:26
I to się liczy, przynajmniej część młodych zostanie
Gość
2024-11-22 14:48:55
Poza tym dobre drogi dają impuls do rozwoju miast.
Gabi
2024-11-22 14:45:17
Art. 261 Dz. U Prawo wodne obowiązujące w Polsce. Wszystkie grunty wodne morza, rzek, jezior stanowią własność Skarbu Państwa, a w tym pas służebności publicznej obowiązuje od lat x do dzisiaj. Posunięcie bardzo sprytne, lecz niezbyt kulturalne i inteligentne. Zapewne amator dzikiego połowu ryb... nie na wędkę.
Wiesława Kowalewska
2024-11-21 11:35:56
Wydaję mi się, że,,ślizganie,, będzie frajdą dla dzieciaków w tak nie zapomnianej do końca ich życia atmosferze świąt.Oczywiście miasto musi odpowiednio lodowisko udekorować.
Warchol
2024-11-20 13:46:48
Ciekawe , co powiecie , gdy za kilka lat subwencje ekologiczne traktowane obecnie jako \"marchewka\" zostaną obcięte ,lub wycofane z uwagi na biedę budżetową.?
Andrzej
2024-11-20 10:35:58
Mam pewną wątpliwość. Otóż jak dotrzymują słowa politycy wszystkich opcji już wiemy. Czy ktoś bierze pod uwagę fakt ,że przy obecnej mizerii Budżetu, a przyszłość może być jeszcze czarniejsza , subwencja ekologiczna zostanie okrojona lub zlikwidowana.? A Park zostanie ,ze wszystkimi tego konsekwencjami. Następni politycy powiedzą: Sorry- to nie ja obiecywałem. Sam jestem leśnikiem i leży mi na sercu ochrona przyrody, ale jestem przeciwny , aby ludzie z Warszawy z 7-go piętra w bloku \"urządzali\" życie tubylcom -czasem wbrew ich woli. Podejście obecnego kierownictwa Ministerstwa Klimatu nie wskazuje na analizę przyszłych skutków swoich planów. Przepraszam za porównanie ,ale najbardziej mi się to kojarzy z \"Rewolucją kulturalną \"w Chinach. Co z tego wyszło ,ludzie interesujący się historią i polityką wiedzą. Pozdrawiam.
Andrzej
2024-11-20 10:26:15