Środa, 25 Grudzień
Imieniny: Dionizego, Kaliksta, Szczepana -

Reklama


Reklama

Andrzej Pyrko – artysta plastyk i jego pasymskie Henrykowo (zdjęcia)


- Myślę, że talent był, ale to, że maluję, to zasługa mojej mamy, która bardzo chciała, bym został artystą – mówi Andrzej Pyrko. - Ja w planach miałem zostać kolejarzem, jak tata. Dzisiaj wspólnie z żoną prowadzi Henrykowo, kameralne muzeum Pasymia. Najbliżej mu do surrealizmu. W jego obrazach chodzi o emocje i przeżywanie świata.



Już przekraczając próg Henrykowa, starej kamienicy z czerwonej cegły, czuć, że jest się w miejscu, które zapadnie w pamięć. Budynek małego prywatnego muzeum Pasymia znajduje się w pierzei kamienic na tyłach zabytkowego ratusza miejskiego. To miejsce powstało z miłości do sztuki i fascynacji otoczeniem. Stworzyli je Andrzej i Marzena Pyrkowie.

 

 

- My w zasadzie nie wiemy do końca kim jesteśmy. Mniej więcej pół roku spędzamy w Pasymiu, pół w Płocku, w którym mamy nasz rodzinny dom – mówi pan Andrzej.

 

Jest on postacią nietuzinkową. Artystą malarzem, człowiekiem przystępnym, który swoje pasymskie muzeum traktuje bardzo poważnie, a wszystkich gości wita z uśmiechem i opowiada o mieście z niespotykanym zapałem oraz żartem. A jak nie od dziś wiadomo, za plecami każdego mężczyzny sukcesu stoi fantastyczna kobieta. Ta prawda potwierdza się również w przypadku naszego bohatera, którego od wielu lat wspiera i rozumie żona.

 

Plastyk z talentami i bez paszportu

 

W zasadzie pan Andrzej nie do końca pamięta, jak zaczęła się jego artystyczna droga. Na wybór życiowego kierunku największy wpływ miały dwie osoby. Mama, której marzyło się posiadanie w domu artysty oraz Papcio Chmiel. Tak - właśnie Henryk Chmielewski artysta, autor jednego z najsłynniejszych polskich komiksów „Tytus, Romek i Atomek” oraz przyjaciel ojca naszego bohatera. Dodając do tego talent młodego chłopaka nie było mowy o innym scenariuszu. To musiało skończyć się z pędzlem w dłoni.

 

- Moje dziecięce spotkania z Henrykiem Chmielewskim przekształciły się w pasję. Później skończyłem szkoły plastyczne. Takim szczególnym etapem w moim życiu było liceum plastyczne w Lublinie – opowiada pan Andrzej. - Miałem wspaniałych profesorów. Artystów przekazujących wiedzę, która dzisiaj chyba jest coraz mniej dostępna. Wielu z nich pochodziło ze Lwowa, mieli niesamowity kunszt i potrafili dzielić się nim z innymi. Wykształcili nas luksusowo.

 

Pan Andrzej jest artystą wszechstronnym. Chociaż z jego pracowni wychodzą głównie oleje, to wykorzystuje również pastele, maluje piórkiem, zajmuje się ceramiką i witrażami. Najbliżej mu do surrealizmu.

 

- Ten świat odkrył przede mną mój przyjaciel Bruno Koper, którego poznałem jako młody człowiek. Ten francuski artysta z polskimi korzeniami przyjaźnił się z Salvadorem Dali – opowiada. - Jest on wykładowcą na uniwersytecie paryskim. O mały włos nie przeniosłem się tam na jego zaproszenie. Jednak czasy socjalizmu skutecznie zablokowały mi możliwość wyjazdu. Nie dostałem paszportu.

 

Pasym dzięki kobietom

W 1975 roku związał się z Siedlcami. Prowadził pracownię plastyczną w Wyższej Szkole Pedagogicznej. Tam poznał studentkę, zakochał się, oświadczył i z miłości przeprowadził za nią do Płocka.

 

- Kobiety potrafią namieszać w życiu – żartuje. - Po przeprowadzce zacząłem przygodę z pracą w instytucjach, m.in. w Wojewódzki Domu Kultury. Współtworzyłem Gostynińskie Towarzystwo Popierania Twórczości Plastycznej.

 

Pan Andrzej nie zamknął się w pracowni. Wielokrotnie brał udział i organizował plenery malarskie, wystawy i aukcje charytatywne. Dzisiaj jego prace są w wielu kolekcjach prywatnych w kraju i za granicą, można je też obejrzeć w instytucjach państwowych.


Reklama

 

Do Pasymia trafił również za sprawą żony.

 

- Moja przyjaciółka ze studiów dostała tu pracę w szkole, wyszła za mąż, a my ją odwiedzaliśmy każdego roku – opowiada pani Marzena - Pierwszy raz jak tu przyjechaliśmy, mieszkała w namiocie, dopiero w listopadzie przeprowadziła się do służbowego pokoju. Później z mężem zamieszkali w domu.

 

- Ale ile człowiek może komuś zwalać się na głowę – wtrąca pan Andrzej. - Bardzo polubiliśmy to miejsce, więc przyszedł czas żeby kupić coś swojego.

 

Artystyczna wizja historii

 

W 2012 roku wybór padł na starą kamienicę.

 

- To była dosłownie ruina. Andrzej od początku widział to miejsce, wiedział, co chce tu zrobić, ja zrozumiałam je dopiero jak posprzątał bałagan na środku – wspomina żona artysty.

 

Wszystko zrobili tu sami. Od początku do końca są autorami koncepcji tego miejsca. Wiedzieli, że chcą stworzyć muzeum. Przestrzeń, w której będą dzielić się wiedzą o miejscu, które trochę wybrali na swój drugi dom.

 

W Henrykowie większość historii opowiedziana jest ręką pana Andrzeja. Obok eksponatów, które do muzeum przynieśli przyjaciele i sąsiedzi...

 

- Proszę koniecznie zaznaczyć, że mamy najwspanialszych sąsiadów na świcie – wtrąca artysta.

 

...cała reszta to sztuka. W jednej części wiszą portrety postaci związanych z historią miasta…

 

- Czasami ludzie pytają mnie, skąd wiedziałem jak ktoś wyglądał. Część informacji na ten temat można wyczytać w historycznych materiałach, część to moje przypuszczenia, wiedza o anatomii człowieka i fantazja – wyjaśnia pan Andrzej.

 

Pod oknami znajdują się dwa modele miasta z różnych epok, również wykonane przez naszego bohatera. Na wprost drzwi stoją gabloty z historycznymi pamiątkami zebranymi przez gospodarzy.

 

Natomiast tuż nad nimi namalowane piórkiem grafiki grodu Galindów oraz płaskorzeźby przedstawiające jego mieszkańców z okresu VI-VIII wieku. Po prawej stronie od wejścia wiszą olejne pejzaże Pasymia. Różne strony miasta uchwycone na płótnach. Na zapleczu muzeum stoi zabytkowa bryczka, taka, na której do miasta mógł przyjechać sam Napoleon. Eksponatów jest wiele, każdy ma znaczenie.

 

- To muzeum, to odpowiedź na zamiłowanie historią, którą rozbudziła we mnie moja profesor historii sztuki z liceum – mówi pan Andrzej.

 

Przedpasymskie Henrykowo w centrum miasta

 

Również nazwa muzeum ma swoje konotacje w historii. Mistrz Konrad von Rothenstein założył w 1386 roku Pasym w miejscu, gdzie pierwotnie istniała wieś kościelna biskupów warmińskich Heinrichswalde czyli Henrykowo.

 

- W naszym otoczeniu znajduje się wiele zabytkowych przedmiotów. Staramy się je odzyskiwać i przywracać im pierwotny charakter – mówi pan Andrzej. - To dla nas ważne, nawet kosztem wygody. Śpimy w łóżku, które jest dla nas za krótkie, bo dawniej ludzie byli niżsi, niż obecnie – uśmiecha się pani Marzena.

Reklama

 

W Pasymiu i okolicach urzekła ich przestrzeń. Lasy, łąki, jeziora, architektura.

 

- W Płocku mieszkamy po sąsiedzku z ZOO. Nawet słyszymy ryczącego lwa. Mamy Wisłę i zupełnie inną przestrzeń niż tu – opowiadają. - Dla nas to szczęście, że część roku możemy spędzać tam, a część w Pasymiu.

 

Dzisiaj, gdy patrzą wstecz, zastanawiają się, jak udało im się to zrobić. Bo inwestycję rozpoczęli jeszcze w czasie, gdy oboje byli czynni zawodowo.

 

- Żona pracowała w szkole, więc przyjeżdżała tu na dwa miesiące, ja dojeżdżałem i tak staraliśmy się to wszystko tu zbudować – wspomina pan Andrzej.

 

W tworzeniu tego miejsca wspierali ich synowie. Marcin i Bartek mają już własne rodziny, ale cały czas są częścią tego przedsięwzięcia. Dla państwa Pyrków najważniejsze jest zdrowie i rodzina. Są dziadkami rozpoczynających studia bliźniaczek Heleny i Hani. Z niecierpliwością czekają na narodziny najmłodszego wnuka.

 

Galeria tych, co tworzyli... Pasym

Na szczęście tworzenie muzeum nie spowodowało, że pan Andrzej przestał... tworzyć. Cały czas maluje. Obok pejzaży i portretów również te szczególnie ważne obrazy surrealistyczne. Jak mówi o sobie, w jego sztuce nie chodzi o oryginalność czy odkrywczość, a o emocje i jego własne przeżywanie świata. O sztuce może mówić godzinami. Wiele czasu może spędzać również w pracowni. Tworząc. To jego świat.

 

- Żona mówi, że jak maluję, to ona woli do pracowni nie wchodzić. Twierdzi, że słyszy nawet jak przeklinam, gdy coś mi nie wychodzi. Ja tego nie pamiętam – uśmiecha się.

 

W wyobraźni pana Andrzeja rodzą się nie tylko kolejne obrazy, ale i pomysły. W najbliższym czasie planuje rozpocząć portretowanie postaci ważnych dla historii Pasymia. Zarówno tych, którzy na jej kartach zapisują się pozytywnie, jak i negatywnie.

 

- Jury będą mieszkańcy, moi sąsiedzi, znajomi, bo to oni najlepiej wiedzą, kto odegrał tu ważną rolę. Żadni urzędnicy, po prostu zwykli ludzie – mówi.

 

W głowie już ma pierwsze postaci, które uwieczni. Marzy mu się też organizacja wyjątkowego pleneru w Pasymiu. Takiego, na który przyjechaliby jego przyjaciele artyści i podzielili się swoją wiedzą.

 

- To są wspaniali ludzie, artyści nietuzinkowi, którzy mogliby wiele zaprezentować – wyjaśnia.

 

Na razie oboje są w Pasymiu. Ich muzeum można będzie odwiedzić do późnej jesieni.

 

- Wyjedziemy jak nie będzie już grzybów – żartuje pan Andrzej. Ale zaznacza, że wiosną obije z żoną wrócą i otworzą wrota Henrykowa.



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama