Piątek, 29 Listopad
Imieniny: Andrzeja, Maury, Ondraszka -

Reklama


Reklama

Wciąż jestem tą samą Adą ze Świętajna – rozmowa z minister Adrianą Porowską


Była mieszkanka Świętajna została Ministrem do spraw Społeczeństwa Obywatelskiego, przewodniczącą Komitetu do spraw Pożytku Publicznego. Mowa o Adrianie Porowskiej (46 l.) z domu Białczak. Wcześniej była też wiceprezydentem Warszawy. Ale jej prawdziwą pasją jest pomoc potrzebującym. Zajmuje się tym od ponad 20 lat. - Ministrem się bywa, a Adą jest się każdego dnia – o tej zasadzie nigdy nie zapominam – mówi „Tygodnikowi Szczytno” minister Porowska, która często odwiedza swoją rodzinę oraz przyjaciół w Świętajnie.



Ada Porowska to absolwentka Szkoły Podstawowej w Świętajnie. Potem ochrony środowiska uczyła się w Zespole Szkół Drzewnych i Leśnych w Rucianem Nidzie. Ostatecznie wybrała studia z zakresu pracy socjalnej na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej.

 

- Sądziłam, że w Warszawie zostanę na czas nauki i wrócę na Mazury – opowiada – „Wielki” świat mnie ciągle dziwił i to dziwienie się światu było czynnikiem, który ukierunkował moją drogę życiową, czyli pomoc innym, głównie bezdomnym.

 

Impulsem było przypadkowe spotkanie ze starszą, żebrzącą kobietą w Warszawie.

 

- Gdy przechodziłam obok, wyciągnęła rękę po pomoc – wspomina pani minister. - Na młodej dziewczynie z prowincji zrobiło to ogromne wrażenie. Zatrzymałam się, porozmawiałam z tą panią. Nie bardzo wówczas wiedziałam, jak jej pomóc, więc zrobiłam to, co każdy. Wyciągnęłam pieniądze i jej dałam, choć sama wówczas niewiele ich posiadałam. Wiem, że pewnie jej to mało pomogło. Na zajęciach zaczęłam rozmawiać o tym z wykładowcami. Drążyłam temat. Szukałam odpowiedzi. Sposobu, jak skutecznie wspierać takie osoby. Z czego wynika to, że ktoś staje się bezdomny, zostaje bez niczego? U nas w Świętajnie taka sytuacja nie byłaby możliwa – kontynuuje Ada Porowska. - W małych społecznościach każdy zna każdego. W dużych miastach jest ogromna anonimowość. W tłumie ludzie tacy, jak ta pani, są bardzo samotni. Przechodzi tysiąc osób i nikogo nie rusza to, że ktoś leży na przystanku, że prosi o pomoc.

 

 

Młoda studentka szybko trafiła do organizacji zajmujących się pomocą bezdomnym, jako wolontariuszka w Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej. Trzy lata później została jej szefową. W jednym z wywiadów dziennikarka „Gazety Wyborczej” zapytała Adrianę czym jest dla niej pomaganie.

 

- Mój mąż byłby wdzięczny za odpowiedź na to pytanie, bo mawia, że trzeba zacząć od diagnozy, a potem leczyć. Pomaganie to po prostu część mojego życia – odpowiedziała wtedy przyszła pani minister.

 

Porowska to z zawodu i pasji pracownik socjalny. Od ponad 20 lat pracuje z osobami wykluczonymi. Prowadziła schronisko dla bezdomnych, mieszkania treningowe, zajmowała się streetworkingiem. Jest współprzewodniczącą Komisji ekspertów ds. Przeciwdziałania Bezdomności przy Rzeczniku Praw Obywatelskich, najmłodszym członkiem rady społecznej Rzecznika Praw Obywatelskich, doradcą Szymona Hołowni w zakresie polityki społecznej. Uważa, że nie ma bezdomności z wyboru i każdemu można pomóc.


Reklama

 

Adriana Porowska od maja była wiceprezydentem Warszawy. W ratuszu odpowiadała m.in. za komunikację społeczną i współpracę z organizacjami pozarządowymi. Była też doradczynią Szymona Hołowni. Prezydent Andrzej Duda powołał ją 16 października na stanowisko ministra ds. społeczeństwa obywatelskiego. Zastąpiła Agnieszkę Buczyńską.

 

- Te stanowiska pojawiły się ot, tak – mówi pani minister. - Nigdy o nie nie zabiegałam. Podczas pracy w organizacjach pozarządowych poznałam Szymona Hołownię. Mamy podobną wizję pomocy potrzebującym. Wspierałam go podczas kampanii wyborczych. Nawet proponowano mi start w wyborach na prezydenta Warszawy, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się poprzeć Rafała Trzaskowskiego, a ja zostałam wiceprezydentem stolicy. Trzaskowskiego znałam doskonale, bo współpracowaliśmy przy Kamiliańskiej Misji. Praca wiceprezydenta była ciekawym doświadczaniem. To 18 dzielnic, ponad 7 tys. organizacji pozarządowych. W październiku tego roku zaproponowano mi urząd ministra. Decyzja nie była łatwa, ale lubię wzywania – dodaje z uśmiechem pani minister.

 

W Świętajnie na hasło Adriana Porowska niewiele osób reaguje. Ale gdy dodajemy, że pytamy o Adę Białczak od razu pojawia się uśmiech i ludzie kojarzą osobą.

 

- Jej mama pracuje chyba w sklepie – mówi starszy pan, którego spotkaliśmy w poniedziałek w Świętajnie. - Jest ministrem? To pokazuje, że nawet z naszego małego Świętajna można robić karierę. Cieszę się.

 

Adrianna Porowska ma męża oraz 18-letniego syna.

 

- Trochę już się przyzwyczailiśmy do jej medialnych wystąpień – śmieje się Marlena, siostra Ady. - Ale jak powiedziała, że będzie wiceprezydentem Warszawy to był dla nas szok. Odkąd została ministrem, to już nic nas nie zdziwi – śmieje się. - Oczywiście, że jesteśmy dumni.

 

Korzystając z okazji podpytujemy panią Marlenę, jaką siostrą była Ada.

 

- Zawsze było jej pełno, była otwarta, chętnie poznawał nowych ludzi – mówi. - Uwielbiała pomagać. Każdemu. I tak zostało jej do dziś. Jak za coś się bierze, to zawsze musi być to zrobione na sto procent. Gdy wybuchła wojna na Ukrainie, to na nikogo się nie oglądała. Była po 20 godzin dziennie na dworcu w Warszawie i robiła swoje. Pomagała. Cała Ada.

Reklama

 

 

Czy myślała pani, że z niewielkiego Świętajna trafi pani do polskiego rządu?

Absolutnie nie miałam takich marzeń. Jako małej Adzie zawsze wydawało mi się, że będę komuś pomagać, kimś opiekować. Na początku myślałam, że zostanę policjantką i będę stawała w obronie ludzi. Ale im byłam starsza, tym bardziej widziałam, że policjanci nie do końca mają taką rolę. Zakochałam się w zawodzie pracownika socjalnego, każdego dnia uczyłam się mądrego pomagania. I przyznam, że nie wyobrażałam sobie, że można opuścić organizacje pozarządowe.

 

A jednak zdecydowała się pani na ten krok...

Owszem. Ale wciąż działam w zakresie pomocy, którą kocham. Wciąż współpracuję z organizacjami pozarządowymi. Znam ich potrzeby, oczekiwania. Znalazłam się chyba w dobrym miejscu.

 

Czy to, że pochodzi pani z małej miejscowości ułatwia, czy przeszkadza w „zdobywaniu wielkiego świata”?

Ta ciekawość świata, to ciągle zadziwienie to mój atut. Patrzenie na te wielkie sprawy z perspektywy mieszkańca małej miejscowości jest inne. Wciąż odwiedzam swoją rodzinę, przyjaciół, znajomych w Świętajnie. Dzięki temu wiem, z jakimi rzeczami się mierzą: mieszkalnictwo, komunikacja, ubóstwo, wykluczenie społeczne... Wiem, jak działają organizacje pozarządowe. Wciąż jestem tą samą Adą ze Świętajna.

 

Adą?

Tak Adą, bo w mojej rodzinnej miejscowości chyba nikt nigdy nie mówił na mnie Adriana (śmiech). Moim marzeniem nie było zostać ministrem, a raczej zmieniać świat na lepszy. Od ćwierć wieku jestem w Warszawie, ale wciąż sercem na Mazurach w Świętajnie. Tam jest mój dom. Nie zapominam o tym. Kieruję się jedną zasadą „Adą jestem każdego dnia, zostanę nią do końca życia, a ministrem, prezesem po prostu się bywa”.

 

 



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama