Przejechałem w trakcie ostatnich kilku dni sporo kilometrów za kółkiem i przy okazji dość dokładnie przyglądałem się napisom, jakie powszechnie rozkwitają na różnych murach, murkach, drzwiach i innych w miarę płaskich powierzchniach. Zainspirował mnie napis, jaki zauważyłem niedaleko, na przystanku autobusowym we wsi nieopodal Makowa Mazowieckiego. Popularne i jak najbardziej w dzisiejszych czasach oficjalnie wspierane ogłoszenie „strefa wolna od LGBT” zostało z lekka osłabione dopiskiem „ale pełna idiotów”. Pluralizm bije w oczy.
W samej stolicy powitał mnie wielki napis na płocie okalającym plac budowy – „Koronoświrusy”. To ja rozumiem, porządny budowlaniec przed jakąś tam zarazą nie pęka, swoje w życiu przeżył. Ktoś mniej odporny nerwowo, chyba w drodze na przebieżkę w Lesie Kabackim, wielkimi czarnymi literami wypłakał się na płocie okalającym zajezdnię metra – „śmierć i tak przyjdzie po nas wszystkich”. Żałuję, że nie miałem potrzebnego sprzętu, bo aż się prosiło o dopisek „i izba skarbowa też”.
Przy dworcu w Skarżysku Kamiennej zwróciłem uwagę na ostrzeżenie „strefa mrocznej białej czekolady”. Fajne, daje do myślenia zdecydowanie bardziej niż „biała siła” od lat bohatersko smarowana w przejściu pod blokami na Polskiej w Szczytnie. W Krakowie, a właściwie w Nowej Hucie, na płytach, którymi wyłożony jest jeden z placów ktoś wyartykułował nurtujący go problem „Gdzie zadzwonić, gdy policja cię wali?” Hmmm… może do marszałka Czarzastego?
W Łodzi, na pięknym nowym ciągu spacerowym przy Akademii Medycznej sfrustrowany przyszły lekarz zamarzył sobie, by „Przyłączyć Polskę do Rwandy”. Ciekawe, dlaczego do Rwandy? Może właśnie dlatego, aby pobudzić wyobraźnię? O wulgaryzmach nie wspominam, jest tego najwięcej i raczej ot tak smarowane, aby na dzielni nudy nie było.
Gdy już jesteśmy przy słowie pisanym, parę lat temu trafił mi się w załodze, z którą pływałem po jeziorach, debiutant polonista. O żeglowaniu wiedział niewiele, ale urzekły go nazwy niektórych jachtów. Jeszcze w Giżycku kupił sobie okolicznościowy kajecik i pilnie notował. Zainspirował go jacht o wdzięcznej nazwie „Dar teściowej”, a potem to już poszło…
Przy wieczornych pogaduchach wyjmował tenże kajecik i częstował nas co ciekawszymi propozycjami. Rzecz jasna nie wzbudziła entuzjazmu „Prohibicja”, lecz już „Cztery piwka” zostały przyjęte z uznaniem. Do refleksji skłoniła ożaglowana dezeta „Smażony zielony pomidor” – jak się później okazało z rodakami ze Szczytna na pokładzie. Mijaliśmy się gdzieś po drodze z „Paskudą”, „Garbusem” i „Gąską Balbinką”. W Sztynorcie (notatki były prowadzone dokładnie) cumował „Bar Młodzieży”, chociaż, jak pamiętam, ta młodzież w peselu musiała mieć chyba piątkę na początku.
Sympatycznie wyglądał poczciwy stary „kaczor” (nic wspólnego z polityką, były takie łódki) nazwany „Kiwaczkiem”. Z pewnością wzbudzała zainteresowanie sportina, którą jakiś marzyciel ochrzcił jako „Lep na baby”. Można się tylko domyślać jak armator wpadł na pomysł, aby na burcie napisać „Milczenie żony” albo „Hipoteka”. Można by tak jeszcze długo, bo zeszyt liczył kilkadziesiąt stron.
Jak słyszałem ostatnio, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie zwróciło się z prośbą do uczestniczek wieczornych spacerów wkurwionych Polek, aby nie wyrzucały kartoników z hasłami i dostarczyły je na wieczną rzeczy pamiątkę. Nie ma się czemu dziwić. Parę lat na tym świecie żyję, sporo widziałem, ale chyba pierwszy raz (od czasów „pomarańczowej alternatywy) mamy do czynienia z kartonowym tekstem jako narzędziem obalania władzy.
Począwszy od nader poważnego „Przepraszamy za utrudnienia, mamy rząd do obalenia” czy „Kobieta myśląca zagrożeniem dla władzy” przez oczywiste stwierdzenia „Chcę mieć wybór”, „Nie chcę być kinderniespodzianką” po groźbę, jak przypuszczam, wkrótce karalną „I tak urodzę ci lewaka!”. Do myślenia powinno skłonić „Rząd nie ciąża, da się usunąć”, „Umiem gotować i zgotuję wam rewolucję” czy „Uprzejmie proszę wypierdalać”.
Niesamowite wrażenie, w każdym razie na mnie zrobiło hasło „Anuszka już rozlała olej”. To znaczy, że młodzież nie tylko czyta klasykę, ale i ją rozumie. Tylko dlatego warto jeszcze trochę pożyć! Z drugiej strony są nawiązania do gry komputerowej, która była inspiracją hasła „Takiej patologii nie da się zrobić nawet w Simsach”. Pięknie w Alejach Szucha w Warszawie zabrzmiało „Podmiot nie zgadza się z orzeczeniem”, tradycje solidarności kontynuuje „Nigdy nie będziesz szła sama”, a powszechne narzekanie na wulgarne wyrażanie uczuć obala „Uprzejmie prosimy uciekać prędziutko”. Na czym dzisiaj zakończę.
Wiesław Mądrzejowski (wiemod@wp.pl)
Krajan
W tych hasłach kartonowych żyje duch prawdziwych Polaków. Też od początku fascynowałem się kartonowymi deklaracjami. W genach bowiem mamy opór wobec nonsensów.