Te słowa, najbardziej charakterystyczne dla Wojciecha Szewczaka, byłego już dyrektora Gminnego Ośrodka Kultury w Rozogach, mieszkańcy gminy słyszeli często. Dawał radę przez 3 lata. Zrezygnował z pracy w maju, obecnie jest bezrobotnym bez prawa do zasiłku, ale już we wrześniu zaczyna pracować jako nauczyciel na Białorusi. Z dyrektorem rozmawiamy o byłej już pracy, powodach odejścia i planach na przyszłość.
Od czego zaczął pan pracę w rozoskim GOK-u?
Początek był wyjątkowo trudny. Kiedy obejmowałem obowiązki w GOK-u istniały jedynie klub seniora i dwa zespoły folklorystyczne, które pochłaniały, moim zdaniem, zbyt duże fundusze. Mimo dużej kubatury budynku brakowało sal do prowadzenia zajęć. Brakowało sprzętu i pierwsze imprezy nagłaśniałem prywatnymi głośnikami. Od początku do końca pełnienia obowiązków pracowałem na prywatnym komputerze i aparacie fotograficznym. Niestety, budżet GOK-u był niski i żeby były pieniądze na działania, to trzeba było oszczędzać. Z drugiej strony dwie sale były zagracone starym, bezużytecznym sprzętem. Był np. nawet odtwarzacz wideo, zapewne nie używany od przynajmniej 10 lat. Na dodatek objąłem obowiązki 1 lipca, więc musiałem skupić się na organizacji największej imprezy gminnej czyli dożynek.
Jak więc udało się przetrwać ten najtrudniejszy czas?
Nie można było tego czasu tylko przetrwać, trzeba było działać i to działać na tyle aktywnie, żeby mieszkańcy widzieli sens istnienia GOK-u. Zdecydowana większość mieszkańców odniosła się do mnie pozytywne do tego stopnia, że czasami miałem wrażenie, jakby na mnie czekali. Przede wszystkim trafili mi się bardzo dobrzy pracownicy, zaangażowani i pracowici: Jola Sypijańska i Janek Wiśniewski. W tym pierwszym okresie na nich właśnie opierały się działania GOK-u. W pierwszych dniach pojawiła się u mnie Magda Golon. Po przejrzeniu CV i krótkiej rozmowie nie mogłem uwierzyć, że osoba z takim wykształceniem muzycznym i umiejętnościami nie została zatrudniona w GOK-u wcześniej. Z czasem załogę GOK-u uzupełniła Mirka Jóźwik, mająca bardzo dobry kontakt z dziećmi, odpowiednie podejście do ludzi, zaangażowana i bardzo szybko się ucząca. Wiele z działań dla dzieci to były jej pomysły i w dużej mierze realizacja. Mówiąc o całym okresie mojej pracy nie można pominąć mieszkańców gminy, którzy również mocno angażowali się w nasze działania. Ogromną pomocą służyli sołtysi i wielu działań nie udałoby się przeprowadzić bez nich. Bardzo życzliwi byli dyrektorzy szkół i przedszkoli. Nie pamiętam sytuacji, żeby odmówili mi jakiejkolwiek pomocy.
W Internecie podziękował pan właśnie mieszkańcom, dyrektorom i sołtysom. Nie ma tam podziękowań dla wójta gminy i radnych.
Po prostu uważałem, że wystarczy jak na jesieni podziękują im wyborcy.
Jak zmieniał się GOK w ciągu tych trzech lat?
Zależało mi, żeby GOK oferował jak najszerszy wachlarz działań, żeby każdy mieszkaniec znalazł coś dla siebie. Dwa - trzy razy w roku organizowaliśmy wystawy z wernisażami. Wystawy wiązały się z kameralnymi koncertami. Była to również okazja do prezentowania talentów plastycznych i muzycznych dzieci i młodzieży z gminy. Duży nacisk kładłem na zajęcia cykliczne. Nie są one tak spektakularne i medialne jak wielkie imprezy ale moim zdaniem, właśnie ta codzienna praca świadczy o działalności GOK-u. Powstały 4 grupy wokalne i zespół skrzypcowy. W Klonie mieliśmy dwie grupy taneczne, którymi opiekowała się Ela Mróz. Później warsztaty taneczne dla maluchów zaczęliśmy organizować również w Rozogach. Brakowało pieniędzy na instruktorów, dlatego niektóre zajęcia zacząłem prowadzić osobiście. Jesienią rozpoczęliśmy cykl warsztatów filmowych w Rozogach i Orzeszkach. W Orzeszkach zawsze bardzo pomagał nam sołtys Leszek Samsel. W okresie jesienno-wiosennym prowadziłem w Rozogach koło modelarskie, na którym uczyłem sklejać modele plastikowe i modele z napędem gumowym. Stworzyliśmy Klub Małego Artysty z grupami w Rozogach i Dąbrowach, który prowadziła Marzena Ostrowska. Maluchy wielokrotnie zajmowały pierwsze miejsce w konkursach, nagrody finansowe przeznaczaliśmy na wycieczki. Z czasem powstały też dwie grupy gitarowe.
Dużo mówi się o bardzo dobrej promocji GOK-u w okresie, kiedy kierował Pan ośrodkiem.
Informacja i promocja to, moim zdaniem, bardzo ważna część działań GOK-u. Przede wszystkim, żeby mieszkańcy angażowali się w działania, muszą o nich wiedzieć. Szybko stworzyłem profil na FB i uzbieraliśmy 1067 fanów. Aby móc odpowiednio promować działania plakatami, ulotkami i zaproszeniami, kupiłem tanią w eksploatacji kolorową kopiarkę dużego formatu. Sam robiłem zdjęcia na imprezach i warsztatach, prywatnym aparatem. Wymagało to sporego wysiłku, a mój aparat i obiektywy dostały mocno w kość, ale to było konieczne, bo ludzie dziś nie chcą oglądać byle jakich zdjęć, a GOK nie mógł pozwolić sobie na zakup dobrego sprzętu. Bardzo dobrze współpracowało mi się z lokalnymi mediami, które chętnie publikowały informacje o naszych działaniach.
Pod Pana kierownictwem GOK zaczął się też zajmować sportem w gminie.
Tak, rozpoczęliśmy dwa cykle dużych halowych imprez sportowych. Corocznie jesienią odbywały się gminne rozgrywki w piłkę nożną, a wiosną w piłkę siatkową. Było bardzo duże zainteresowanie zarówno drużyn, jak i kibiców tymi rozgrywkami. Tu duże podziękowania należą się Marzenie Murawskiej i Wioletcie Żylińskiej-Zyśk, które umiały rozgrywki zawsze fajnie poprowadzić. Poza tym w czasie dożynek organizowaliśmy w każdym roku turniej tenisa ziemnego i turniej plażowej piłki siatkowej. Współorganizowaliśmy mistrzostwa świata w indiace i I turniej karate. Były też mniejsze imprezy: rajdy rowerowe i marsze z kijkami.
Sporo tego jak na trzy lata.
Teraz sam się dziwię, że udało się tyle zrobić. Trzeba pamiętać o ograniczonym budżecie, mieliśmy o wiele mniej pieniędzy niż np. ośrodek w sąsiadującej z nami gminie Świętajno, ale jakoś dawaliśmy radę. To były trzy lata naprawdę wytężonej pracy, za którą dziękuję pracownikom GOK i mieszkańcom, którzy z nami współpracowali i nam pomagali. Bardzo wspierał nas też ks. Krzysztof Salamon z Klonu nie tylko pracą, ale też finansowo. Bardzo dobrze współpracowało mi się z ks. Zbigniewem Kaczmarczykiem z Dąbrów i ks. Robertem Nurczykiem z Faryn. Dopiero w tym roku dostaliśmy znacząco większy budżet, wreszcie mogliśmy więc zamówić gwiazdę na letnią imprezę. Po rozmowach z mieszkańcami zdecydowałem się na Power Playa.
Były jeszcze jakieś inne działania?
Wycieczki dla dzieci do kin, sal zabaw, muzeów itp. Dzieci z Rozóg jeździły nawet transporterem opancerzonym. W ferie i wakacje prowadziliśmy spotkania z policjantami i ratownikami medycznymi, warsztaty fotograficzne, kaletnicze, robienia mydełek zapachowych, kulinarne, rytmiczne. Ja osobiście uczyłem dzieci robić świece zapachowe i prowadziłem warsztaty historyczne w izbie regionalnej. Zapraszaliśmy też do nas teatry dla dzieci. Mieliśmy w GOK-u warsztaty teatralne zakończone spektaklem i dziennikarskie. Wydaliśmy nawet piękny album z baśniami, które napisali i zilustrowali mieszkańcy gminy. Zależało mi, żeby na co dzień działy się fajne i ciekawe rzeczy. Dla dorosłych mieliśmy kurs tańca towarzyskiego, który cieszył się dużym powodzeniem, kursy gwary kurpiowskiej, tu bardzo dobrze współpracowało się nam ze Związkiem Kurpiów. Kilka razy w roku jeździliśmy z dorosłymi do teatrów i mimo sporych wpłat uczestników zawsze bez problemu zbierał się pełen autokar chętnych, czasem nawet brakowało miejsc. Przy tych wyjazdach bardzo pomagał sołtys Księżego Lasku Zdzisław Zęgota. Zawsze też GOK mógł liczyć na pomoc Marka Stolarczyka, sołtysa Rozóg. Bardzo ważnym osiągnięciem było dla mnie doprowadzenie do wspólnego występu zespołów folklorystycznych z terenu gminy. W obrzędzie dożynkowym wystąpiły wówczas po raz pierwszy obok siebie zespoły Burśtynki, Klonowskie Kurpsianki, Dąbrozionki i Babskie Olekanie. Tu wielką rolę odegrał wspaniały muzyk ludowy i tak samo wspaniały człowiek Janek Kania. Poza tym robiliśmy imprezy osadzone w tradycji gminy od lat: dożynki, konkursy palmy wielkanocnej, ozdób choinkowych, kolęd i pastorałek i inne.
Stworzył Pan też w GOK-u małe muzeum.
W zniszczonej piwnicy w oparciu o zbiory nieżyjącego już regionalisty Henryka Dąbrowskiego przechowywane wcześniej na strychu szkoły, stworzyliśmy Izbę Regionalną. Pomieszczenie było dość obskurne, a pieniędzy brakowało, kupiliśmy więc tylko materiały, a remont zrobił Janek Wiśniewski. W izbie prowadziłem warsztaty historyczne, odwiedzali ją również turyści.
Co jest więc najważniejsze na stanowisku dyrektora GOK-u?
Dla lokalnej społeczności najważniejsze są zapewne kompetencje, pomysłowość i gospodarność osoby kierującej placówką, a dla samego dyrektora… najważniejsze to cały czas pamiętać, że nie rodzimy się dyrektorami, wójtami czy radnymi tylko ludźmi i wcześniej czy później dyrektorami, wójtami czy radnymi znowu nie będziemy. Trzeba umieć odnaleźć się w każdej sytuacji. Umieć zarządzać i umieć odejść, kiedy trzeba. W warunkach, które zaistniały musiałem złożyć rezygnację, problemem było jedynie w jakim stylu odejdę. Nie było krzyków, dziwnych zwolnień lekarskich, głuchych telefonów do GOK-u i anonimowego oczerniania następcy. Czy zrobiłem to tak, jak należało? Zapewne kiedyś się dowiemy.
W Rozogach dość głośno mówi się o tym, że będzie Pan kandydował na stanowisko wójta. Czy to prawda?
W polityce i samorządzie niczego wykluczyć nie można, ale nie będę komentował tych głosów.
Dziękuję za rozmowę.
Również bardzo dziękuję.
Wojtek
A ja słyszałem zawsze słowa \"...spokojnie jakoś to będzie...\" i tak jakoś zawsze było, coś się udało bardziej, a coś mniej. Loteria, brak profesjonalizmu pomimo prawdopodobnie dobrych chęci to wiele spraw z tego co zaobserwowało wiele osób było niedopiętych pozostawionych czystemu przypadkowi.
Mieszkaniec
Pan Wojtek niektórym aż za bardzo dziękował, choć uważam że to taka reklama dla pewnych osób przed nadchodzącymi wyborami. Z niecierpliwością czekam na ogłoszenie list wyborczych w naszej gminie i czy będzie widniało nazwisko byłej pracownicy Pana Wojtka. Radni i wójt nie są nieomylni, w końcu to też zwykli ludzie i mają prawo popełniać błędy a wyborcy sami zdecydują komu dać jeszcze szansę a komu nie.
Przecież nie trzeba wielkiej filozofii, żeby dowiedzieć się przez kogo odszedł dyrektor goku. Odpowiedz jest w powyższym wywiadzie, a w nim redaktor pyta dyrektora czemu podziękował wszystkim, poza wójtem i radnymi. Dyrektor z sarkazmem odpowiedział, że ma nadzieję, że im już mieszkańcy gminy ,,podziękują,, przy wyborach.
Obserwator
"Mieszkaniec" dobrze to ujął i nie szukajcie innego problemu
Była mieszkanka Rozog
Otóż to - władze nie doceniają kreatywnosci i osiągnięć, które ewidentne było widać. Dużo się działo, nietylko "od wiekszego swieta". I dla dzieci i dla dorosłych. My nie mieliśmy do dyspozycji tak ogromnej puli warsztatów i zajęć. Trzeba pamiętać też o tym, ze każdą pracę tworzy zespół i widać, ze ten zespół się sprawdzał. Szkoda, iż władze kierują się bardziej osobistymi uprzedzeniami niż do widocznych efektów pracy zespołu.
Mieszkaniec
Trzeba przyznać że Pan Wojciech bardzo aktywnie działał w GOK i zrobił bardzo dużo, lecz odnoszę wrażenie że odszedł z powodu jednej osoby z kręgu pracowników GOKu. Niektórzy mówią o nacisku radnych i nie tylko ale ale ja myślę że to tylko tak wygodna wymówka. Szkoda takiego dyrektora. Mam tylko nadzieję że obecna Pani dyrektor będzie w stanie poskromić osobę, która zapomniała na jakim etacie pracuje i od czego jest.
Albert E
Nie dacie, jesteście bandą nieudaczników
Magda
Niestety jak ktos jest dobry to trzeba go się pozbyć, wladze nie doceniają ludzi zdolnych, twórczych i ambitnych.Pozdrawiam Pana Wojciecha i życzę wszystkiego dobrego.