Zatelefonowała do mnie wnuczka z nieszablonowym zapytaniem: - Dziadek, przeżyłeś tyle lat, niewątpliwie znasz wielu sławnych ludzi!? - Jakich sławnych ludzi? - odrzekłem zdziwiony. - Nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie. Kto jest osobą sławną i znaną mi osobiście? - Oj dziadek, pomyśl, najlepiej żeby to byli ludzie ze Szczytnem związani - marudziła wnusia. - Znam takich jak Henryk Sienkiewicz, Jurand ze Spychowa, Bogumił Linke i wielu innych, tylko szkopuł w tym, że oni mnie nie znali. Ale faktycznie byli i są w Szczytnie znane osoby.
Do nich zaliczyć mogę Konrada Bukowieckiego, polskiego lekkoatletę, z tym, że go osobiście nie znam. Znam natomiast i to dość dobrze Karolinę Piechowicz, obecnie będącą na topie, mistrzynię w pływaniu. Znam też Pawła Grzegorczyka, polskiego gitarzystę i wokalistę, założyciela zespołu Hunter z którym miałem przyjemność być radnym miejskim.
Od wielu lat znam Sylwię Jaskulską, radną sejmiku naszego Województwa i członka zarządu województw. Znam Urszulę Pasławską, aktualną posłankę na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej. Poważam ją i popieram od wielu lat, gdyż lansuje i rozpowszechnia myślistwo, w przeciwieństwie do niektórych polityków.
- Dziadek, mnie ci ludzie nie interesują - przerwała moje wywody wnuczka. Coś jej nie pasowało, więc zaczęła z innej beczki: - A znasz osobiście ludzi, którzy mają wystawione pomniki? Zamyśliłem się, podumałem i oznajmiłem zadowolony: -Tak, znałem trzech. Wszyscy nie żyją, bo żyjącym pomników się nie stawia, chyba że za życia ktoś zostanie świętym. Dwóch z nich nie jest bezpośrednio ze Szczytnem związanych, jeden tak. Pierwszy to „Parasolnik” z Sopotu! W latach 60, 70 i 80 zdobył w Sopocie lokalną sławę ze względu na swoje ekscentryczne zachowanie. Często pojawiał się na ulicy w kolorowych przebraniach. Nazywał się Czesław Bulczyński. Pracował w cyrku. Po przejściu na emeryturę zamieszkał w Sopocie, parał się naprawą parasolek, no i spacerował zawsze z kolorową parasolką, stąd ksywa „PARASOLNIK”. Z parasolką jest przedstawiony na swoim pomniku ustawionym w Sopocie.
Zapamiętałem dobrze pana Czesława z upalnego lata 1965 roku, gdy przyjechał do Wrzeszcza. Miał już wtedy 53 lata. Maszerował przez obecny plac im. Czerwonych Gitar w kierunku komendy dzielnicowej MO.
Jak tylko mnie ujrzał, to zapragnął żebym go doprowadził na miejsce. Zawstydzony jego stylem bycia, dreptałem przy jego boku modląc się, żeby jak najszybciej dobrnąć do Komendy M O. Wyglądał ekstrawagancko. Ubrany był w kolorowe, krótkie spodenki, białą, bawełnianą podkoszulkę z angielskimi napisami, na głowie słomkowy kapelusz. Dziś taki strój nikogo by nie dziwił, wtedy nie był uważany za wyjściowy.
Na nogach miał jakieś białe półbuty z zawiniętymi czubami. Dziwaczności dodawały włosy, broda i wąsy – czarne i bardzo długie, co wtedy też było osobliwością, mimo że Krzysztof Klenczon zaczął już lansować na Wybrzeżu długie włosy. W dzisiejszych czasach nikt by na Parasolnika nie zwracał uwagi, ale gdy szliśmy we dwóch, ludzie stawali i gęby rozdziawiali! Dziś, to jest to dla mnie wielki zaszczyt, że go znałem.
Drugi to wojewoda śląski z lat 80. - Jerzy Ziętek – nie tylko polityk, ale wojskowy w stopniu generała brygady. Jego główny pomnik ustawiony jest w Katowicach, a popiersie stoi przed sanatorium w Ustroniu, w którym miałem przyjemność się kurować jesienią 2000 roku.
Gdy przechodziłem z moim towarzystwem obok popiersia, to mu się nisko kłaniałem, mówiąc do kuracjuszy, że to mój znajomy. Nie dowierzali mi, myśleli, że żarty z nich sobie stroję. A ja faktycznie poznałem Jerzego Ziętka w 1984 roku, gdy z ówczesnym naczelnikiem Szczytna Janem Hoffmanem gościliśmy w Bielsku Białej u Józef Buzińskiego, który na początku lat 70. był I sekretarzem KW PZPR w Olsztynie.
Pan Józef załatwiał nam przydział farb i materiałów malarskich dla kończącej się budowy przychodni na ul. Kościuszki 20. W tym samym dniuodwiedził pana Buzińskiego wojewoda Jerzy Ziętek. Z Jankiem Hoffmanem znali się, jak przysłowiowe łyse konie. Spędziliśmy wspólnie całe popołudnie umówiliśmy się na kolejne spotkanie, już na Mazurach.
Trzeci ze znanych mi i sławnych to Krzysztof Klenczon, którego pomniki są nie tylko w Szczytnie, ale w wielu innych miastach. Kilka z nich uzurpuje sobie tytuł rodzinnego miasta artysty, ale ja wiem, że to ze Szczytnem był najbardziej związany i to Szczytno było, jest i będzie miastem Krzysztofa Klenczona.
- Dlaczego dziadku? - zapytała zaciekawiona wnuczka. - No bo w Szczytnie Krzysztof spędził szczenięce i najmłodsze lata. Tu chodził do szkoły podstawowej, średniej, tu rozpoczął pracę zawodową. Tu mieszkali jego rodzice, tu mieszka do dziś jego najbliższa rodzina. On do Szczytna wracał jak bumerang: na wakacje, z koncertów, tu spędzał wszystkie urlopy i święta! Po nieszczęśliwej śmierci w Chicago, również jego prochy wróciły do Szczytna na stałe, i spoczywają na naszym cmentarzu komunalnym.
Kondukt żałobny z prochami Krzysztofa Klenczona na ulicach Szczytna.
Razem z nim spoczywa jego matka, niedaleko jego ojciec, bliższa i dalsza rodzina.
- Dziadku, ale on się urodził w Pułtusku - weszła mi w słowo wnuczka. - Masz rację, ale wychowywał się w tym mieście tylko przez 3 lata i 4 miesiące, bo w maju 1945 roku wraz z rodzicami przybył do Szczytna. A znałeś osobiście Klenczona? - dopytywała mnie wnuczka. - Bardzo dobrze. Jego oraz najbliższą rodzinę Klenczonów. Poznałem Krzyśka w 1958 roku, gdy miałem 12 lat. On był kilka lat starszy.
Wówczas dni wolne spędzałem z nim i jego przyjaciółmi nad jeziorem, gdzie Krzysiek śpiewał i grał na gitarze! Pamiętam współuczestników z jego klasy: Halinę Biedrzycką, Marysię Pitak, Anię Sobieszczańską, Józka Grono, Janusza Ferenca, Czesława Grada, Zygmunta Gierwatowskiego, Ryśka Burlińskiego. W gronie tym bywał też Rysiek, brat stryjeczny Krzyśka, który również potrafił grać na gitarze.
- Dziadziuś, a kogo znałeś jeszcze z rodziny Klenczonów? - Pamiętam jak przez mgłę matkę Krzyśka Helenę, ale dobrze znałem ojca Czesława, z którym mój ojciec, a więc twój pradziadek razem pracował na PKP w Szczytnie, byli zaprzyjaźnieni. - Dziadek, a czy znasz kogoś sławnego, kto żyje? - Powiem ci, że nie tak dawno zapoznałem ciekawego pisarza, aktualnie mieszkańca naszej ziemi Jerzego Niemczuka. Zaliczam go do sławnych ludzi, gdyż jest znanym pisarzem, prozaikiem, autorem sztuk telewizyjnych, wielu słuchowisk i wspaniałych książek dla dzieci. Ogromną popularność zapewnił mu też serial „Ranczo”, którego scenariusz współtworzył.
Jerzy Niemczuk wpisuje dla mnie dedykację o treści: Dla Leszka na początek dobrej znajomości...
Leszek Mierzejewski
sakramentalny? jaki to sakrament? celebrycki?
KuloMiot
2024-10-02 10:47:24
o to dlatego pojechał ten lans bez formy na IO? pilnować białogłowej?
Dzidzia
2024-10-02 10:44:00
smutne. a jaki morał? znaczy nie warto zap.. do roboty na złamanie karku?
Dzidzia
2024-10-02 10:42:44
Dobrze, że mamy wykształconych mieszkańców wśród nas.
Gabi
2024-10-01 20:15:47
Pod latarnią najciemniej.
Ot co.
2024-10-01 16:24:04
,, Jans\'\' - nie twoja sprawa
tak
2024-09-30 14:29:12
tych powinni odstrzelić w lesie, a nie kolejny zakaz dostanie
Dzidzia
2024-09-30 07:37:16
Szanowna Pani Dziennikarka jest w \"mylnym błędzie\" Sakramentalne \"tak\" mówi podczas udzielania sakramentu małżeństwa. Jako że uroczystość była świecka, powiedzieli sobie zwykle \"tak\". Ot taka drobnostka. Powszechny celebrytki ślub. Za parę lat się rozejdą.
Jans
2024-09-29 22:45:31
Dzieci chcą pogadać z mikołajem
Basia Pydynkowska
2024-09-29 22:01:44
Mam tylko kilka pytań Czy ścieżka rowerowa zostanie połączona z tą przy ulicy Piłsudskiego i z terenami przy Jeziorze Małym Domowym. Bo w tej chwili prowadzi z nikąd do nikąd. Czy zostaną zlikwidowane ruiny po \"trupku\" przy ulicy Wyspiańskiego bo bardzo \"zdobią\" nasze miasto i sama ta \"uliica-polna droga\" też. Mam nadzieję, że mój komentarz będzie opublikowany.
Jans
2024-09-27 21:57:35