„Załatwię was, zapier... was w karetce...” - takie słowa mieli słyszeć ratownicy medyczni, którzy pomagali 20-latkowi w Nowym Dworze. Potem pacjent uderzył jednego z ratowników w głowę. Interweniowała policja. Mimo agresji 20-latek nie usłyszał zarzutów. Ratownicy są oburzeni. - Był to bezpardonowy atak na funkcjonariusza publicznego na służbie – mówi Grzegorz Achremczyk, szef szczycieńskiego pogotowia ratunkowego. Zdarzenie z Nowego Dworu pozwala postawić pytanie, jak zabezpieczani są ratownicy medyczni. Agresywnych pacjentów nie brakuje.
Schody i alkohol
Do zdarzenia doszło w sobotę, 12 lutego. Załoga karetki pogotowia została wezwana do Nowego Dworu w gminie Jedwabno. Ze zgłoszenia wynikało, że poszkodowany to 20-latek, który spadając ze schodów doznał ran klatki piersiowej i brzucha.
- Wyjechaliśmy natychmiast po zgłoszeniu – mówi Grzegorz Achremczyk, szef szczycieńskiego pogotowia ratunkowego. - Na miejscu okazało się, że pacjent był pod wpływem alkoholu i nie był skory do współpracy. Byli też inni domownicy. Pacjent wszystko negował, co ratownicy mówili. Po negocjacjach zgodził się pojechać do szpitala. Ale już idąc do karetki zaczął wyzywać naszych ratowników, grozić im, krzyczał, że załatwi ich, rozwali, zapier... w karetce. W końcu odwrócił się do jednego z ratowników i uderzył go w głowę.
Pacjent w ukryciu, w akcji policja i straż
To wzbudziło w medykach znaczny niepokój i zdecydowali się wezwać policję. 20-latek uciekł do domu i zamknął się w pokoju. Gdy na miejsce przyjechali policjanci mężczyzna rzeczywiście był zamknięty w domu. Wezwano strażaków, aby wyważyli drzwi. Po negocjacjach udało się jednak dostać do 20-latka bez użycia siły.
- Analizujemy całe zdarzenie – mówi sierżant Izabela Cyganiuk ze szczycieńskiej policji. - Ranny 20-latek rzeczywiście był pod wpływem alkoholu. Miał w wydychanym powietrzu około 0,6 promila. Z relacji ratowników wynikało, że miał być agresywny, wyzywać ich i uderzyć jednego z nich w głowę. Ratownik nie miał obrażeń, jest to słowo przeciwko słowu. Nie bagatelizujemy jednak tego zdarzenia. Tyle na razie mogę powiedzieć. Jeśli doszło do naruszania nietykalności ratownika, to usłyszy on zarzuty.
Ratownicy medyczni są oburzeni lekkim podejściem do sprawy policji.
- Trochę nas to dziwi i smuci, że służba, która ma nas chronić tak do tego podchodzi – mówi Grzegorz Achremczyk, szef szczycieńskiego pogotowia. - Na razie nie będę jednak komentował tej sprawy, bo nic oficjalnego ze strony policji do nas nie trafiło. Według nas był to bezpardonowy atak atak na funkcjonariusza publicznego na służbie.
Ratownicy bez ochrony
Zdarzenie z Nowego Dworu pozwala postawić pytanie, jak zabezpieczani są ratownicy medyczni. Agresywnych pacjentów nie brakuje.
- Takie zderzenia mają miejsce coraz częściej – mówi Grzegorz Achremczyk. - Do najgroźniejszego zdarzenia, jakie pamiętam doszło w gminie Wielbark, gdzie jeden z pacjentów, do których pojechaliśmy, zaczął strzelać do nas z wiatrówki.
Czy ratownicy medyczni, którzy do zdarzeń jeżdżą we dwóch lub dwoje przechodzą jakieś szkolenia z negocjacji, samoobrony, czy mają jakieś inne narzędzia do obrony?
- Nie posiadamy żadnych narzędzi, które pozwoliłoby zadbać o nasze bezpieczeństwo – mówi Grzegorz Achremczyk. - Jedyną rzeczą, którą mamy, to przycisk na tablecie, który po wciśnięciu włącza alarm w dyspozytorni. Nic więcej.
Słowa ratownika potwierdza Beata Kostrzewa, dyrektor Zespołu Opieki Zdrowotnej w Szczytnie, któremu pogotowie ratunkowe podlega.
- Czekam na oficjalną notatkę z tego zgłaszania od kierownika pogotowia i sprawę zgłoszę do wydziału zarządzania kryzysowego w Olsztynie oraz Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego oraz oczywiście na policję w Szczytnie – mówi dyrektorka. - Nasi ratownicy dość często spotykają się ze słowną agresją i obrażaniem, ale fizyczne ataki to rzadkość. Na pewno nie możemy na to pozwolić.
Ratownik, który został pobity to doświadczony medyk, z pogotowiem związany jest od 2006 roku.
Ewa
Policjantowi jak by przyłożył to szybko by trafił na dołek, i przed sąd, albo wywieźli by i pobili napastnika. A że to ratownik karetki to mają gdzieś. I gdzie tu sprawiedliwość?
Tyle w temacie.
Powinni posiadać do samoobrony gaz łzawiący lub paralizator.