Do tej pory pani Jolanta Studniak była mało zauważalną pracownicą szpitala w Szczytnie. Teraz być może jest najważniejszą osobą w placówce. To ona osobiście dba o bezpieczeństwo każdego lekarza, czy pielęgniarki w szpitalu. Jak? Od kilku dni własnoręcznie szyje tak potrzebne maseczki chirurgiczne, których dramatycznie brakuje na rynku.
Zagrożenie koronawirusem skutkuje tym, że maseczki chirurgiczne - tak bardzo potrzebne w codziennej pracy lekarzy - są niemal niedostępne na rynku. Co więcej, jeśli już są, to ich koszt jest znacznie wyższy niż jakiś czas temu. Dlatego szpital w Szczytnie wziął sprawy w swoje ręce i maseczki szyje sam. A dokładnie szyje je Jolanta Studniak.
Panią Jolę trudno znaleźć na korytarzach szpitala w Szczytnie. Swoje centrum dowodzenia, w którym stoją dwie maszyny do szycia, bele z materiałem i gumki do maseczek, ma w budynku pogotowia ratunkowego. Na jego ostatnim piętrze. Gdy nasz reporter odwiedził panią Jolę, ta zajęta była produkcją maseczek chirurgicznych.
- Wiem, że to w tej chwili bardzo ważne rzeczy, które pozwalają bezpiecznie pracować lekarzom, pielęgniarkom, czy ratownikom medycznym – mówi. - Staram się szyć ich jak najwięcej, choć tak naprawdę nikt mi nie powiedział, ile ich potrzeba – dodaje z uśmiechem. W poniedziałek od godziny 7 rano do godziny 13 pani Jola uszyła ich, aż 70. I tak każdego dnia, od początku „awantury” z koronawirusem.
Pani Jola ze szpitalem w Szczytnie związana jest od 1990 roku.
- Na początku zajmowałam się głównie szyciem pościeli, becików, obszywaniem materaców szpitalnych, czy cerowaniem i naprawą szpitalnych piżam, mówiąc ogólnie szpitalnej bielizny – wspomina z uśmiechem początki swojej pracy. - Z czasem zajęłam się też magazynem i szpitalną pocztą. Teraz ponownie oddelegowano mnie wyłącznie do szycia.
Ze swojej pracownicy zadowolona jest Beata Kostrzewa, dyrektor ZOZ w Szczytnie.
- Pani Jola pracuje u nas od wielu lat i doskonale zna się na swoim fachu – mówi. - Odjęliśmy jej w tej chwili inne obowiązki i poprosiliśmy, aby zajęła się wyłącznie szyciem maseczek. Nigdy nie byliśmy bogatym szpitalem. A bieda sprawiła, że musieliśmy sobie jakoś radzić, dlatego etat szwaczki został w naszej placówce zachowany. Na szczęście.
Dziś widać, że to etat bardzo potrzebny, na tyle, że od niego może zależeć nawet życie lekarzy, pielęgniarek, ratowników, czy pacjentów...
- Nasz szpital miał zamówione jednorazowe maseczki, czy fartuchy ochronne dla personelu, tego właściwie nigdy nie brakowało – przyznaje dyrektor Kostrzewa. - Problemy z dostawami odzieży ochronnej pojawiły się dlatego, że ich cała produkcja jest w Chinach. Po zamieszaniu z koronawirusem transporty zostały wstrzymane. W tej chwili zamówiliśmy stroje medyczne wielokrotnego użytku. Czekamy na ich dostawę.
Na razie maseczki szyje jedna osoba. - Ale jeśli będzie potrzeba zwiększyć moją produkcję, to mam tu drugą maszynę i zapraszam do pomocy – śmieje się pani Jola. - Do emerytury zostały mi trzy lata i przyznam, że nie spodziewałam się, że jeszcze aż tak będę potrzebna – mówi. - Przez całą moją pracę nigdy nie było tak poważnej sytuacji. Ostatnio czuję się nieco podziębiona, ale wiem że moja praca jest w tym momencie bardzo potrzebna więc robię co mogę, aby sprostać temu wyzwaniu.
Prywatnie pani Jola ma męża oraz dwie dorosłe już córki. Jej hobby to wyszywanie i oczywiście krawiectwo.
- Ale lubię też dobre książki i wszelakie prace na działce.
Pani Jolanta pochodzi z Oświęcimia. Do Szczytna przyjechała za mężem, który w tamtych stronach odrabiał w kopalni służbę wojskową. - Była to miłość od pierwszego wejrzenia – śmieje się pani Jola. - Gdy skończył tę służbę - pracę i chciał wrócić do Szczytna nie miałam wyboru, serce zadecydowało. W 1983 roku przyjechałam i zostałam...
To panj Studniak czy Szydlik super, że są takie osoby i dobrze że mabPzni fizelinę medyczną.....pozdrawuam