Niedziela, 28 Kwiecień
Imieniny: Bogny, Walerii, Witalisa -

Reklama


Reklama

Pamięć, humor i długowieczność Stanisław Krysik z wyjątkową historią (zdjęcia)


W poniedziałek, 8 stycznia do grona stulatków dołączył Stanisław Krysik ze Szczytna. Jubilat z naszym miastem związany jest od 70 lat. Pochodzi z Chorzel. W dniu urodzin seniora odwiedził burmistrz Krzysztof Mańkowski. Były prezenty, życzenia oraz... wspomnienia. A tych jubilatowi nie brakuje.



Pan Stanisław ma doskonałą pamięć. Na pytanie ile ma wnuków odpowiada prawie dobrze - 14! Humor jubilata też nie opuszcza, bo gdy drążymy temat pytając o prawnuków mówi z uśmiechem: – Oooo, tu to chyba ze sto będzie.

 

Jubilat wraz z żoną wychował 5 dzieci. Ma 16 wnuków, 24 prawnuków oraz 4 praprawnuków. Co sprawia, że pan Stanisław zachowuje doskonałą formę? Pewną teorię ma na ten temat jego wnuczka Magda.

 

- Dziadek uwielbia bimber i od czasu do czasu „rozrzedza” nim krew – śmieje się.- To jego sposób na zachowanie doskonałej formy. Twierdzi, że współczesny alkohol jest za słaby, więc czasami, jak nikt nie widzi, wzmacnia go spirytusem – dodaje. - Bywa, że ktoś o tym nie wie, przy jakiejś uroczystości sięgnie po taki trunek i jest... zaskoczenie.

 

Stanisław Krysik urodził się dokładnie 8 stycznia 1924 roku. W Szczytnie mieszka już od 70 lat. Pochodzi z Chorzel. Tam mieszkał do 1950 roku.

 

- Pracował przez 37 lat w fabryce mebli – opowiada jego córka Teresa. - Z mamą Haliną, która zmarła 7 lat temu, zawsze żyli w zgodzie. Kochali się, to było widać. Jeszcze w wieku 92 lat jeździł rowerem po zakupy dla niej. Pięknie było na to patrzeć.

 

W czasie wojny pan Stanisław pracował „u Niemca” w Wyzegach.

 

- W gospodarstwie rolnym – wspomina stulatek. - Źle tam nie miałem. Jedzenie zawsze było. Najgorzej było ze spaniem, bo jakaś derka tylko była. Ale nauczyłem się niemieckiego. Po wojnie nawet mnie odwiedzali ci moi gospodarze.


Reklama

 

Po wojnie pan Stanisław też się nie lenił.

 

- Woziłem drzewo z lasu – mówi. - Nawet dobrze zarabiałem. Gdy moi znajomi się dowiedzieli, to też poszli do lasu. Ale dla nich było za ciężko. Ja miałem najlepszego konia w okolicy. Kładłem trzy metry drzewa. Bywało, że wóz pękał, ale koń ciągnął, taką miał siłę – śmieje się.

 

Po poznaniu żony pan Stanisław zdecydował się przenieść do miasta, do Szczytna. Najpierw zamieszkał przy ulicy Jeziornej.

 

- Gdyby ktoś wówczas zaproponował mi, aby wrócił na wieś, na kolanach bym poszedł – wspomina. - Miasto nie było dla mnie. Trudno było tu przywyknąć. Ale zostałem. Dziś nie żałuję – śmieje się.

 

Podczas wojny pan Stanisław był też kilka miesięcy w obozie w Działdowie. Miał wówczas 17 lat.

 

- Obóz był pełen uciekinierów z Niemiec – mówi pan Stanisław. - Mówili, że z obozu nikt żywy nie wyjdzie. Siedzieli i każdy za piecem swoje nazwisko wyskrobywał. Potem słuch po nich ginął. Widziałem tam nazwiska swoich nauczycieli. Na śniadanie była kromka chleba i kawa. Mówili, że kawa z kory dębu była, ale czy to prawda, to nie wiem. Na obiad zdarzała się zupa. Jak kartofel się komuś trafił to wybrańcem był.

 

Z obozu pana Stanisława wydostał jego niemiecki gospodarz, bo w gospodarstwie ktoś przecież pracować musiał.

 

Reklama

- Pamiętam, że w marcu była wielka śnieżyca i do obozu przywieźli zakonnice, ze 30 ich było – mówi. - Stały w tym mrozie cały dzień, potem słuch o nich zaginął...

 

Mimo tych smutnych doświadczeń pan Stanisław jest pełen uśmiechu.

 

- Gdy pytam dziadka, jak mu się żyło w 1945 roku to zawsze odpowiada, że lepiej niż teraz, bo miał przyjaciół i dziewczyny były – śmieje się wnuczka Magda.

 

Ale jedyną miłością pana Stanisława była jego żona Helena. Poznał ją w Wyzegach. Przyjechała z terenu dzisiejszej Białorusi.

 

- Ale kiedyś była to Polska – mówi córka Teresa. - Wspólnie zamieszkali w Szczytnie.

 

- Na Jeziornej hodowaliśmy kurki, kaczki, świnki, a bywało, że się tym też handlowało, aby dorobić. Pamiętam jak sprzedałem kiedyś maciorę ze 267 kilo miała. Takie były to czasu – opowiada senior.

 

Setne urodziny pan Stanisław świętował w gronie najbliższych. Wnuczka powietrzem z własnych płuc napompowała 100 balonów, które wisiały w salonie, gdy odwiedziliśmy jubilata. Na oknie wieki napis 200 lat!

 

- Dziadek docenił ten gest – śmieje się Magda. - Piękne były to urodziny.



Komentarze do artykułu

też dziadek

Dziadek Stasio wie co dobre!

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama