Barbarę Trusewicz znają w gminie Pasym, a także w gminie Dźwierzuty jako aktywnego, kreatywnego samorządowca. To jednakże nie jedyna życiowa jej aktywność. Ma także swoją wielka pasję, która w przypadku kobiet zbyt powszechna raczej nie jest. I samej pani Basi trudno jest orzec, co ją bardziej pochłania: praca czy pasja, a może rodzina? Wszystko jednak wskazuje na to, że wszystkie te życiowe funkcje i obowiązki można ze sobą doskonale pogodzić.
Z pewnością umie pani pływać, jak to na Mazurach...
Oczywiście. Nauczyłam się już w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Naukę zorganizowała nam szkoła, w której się uczyłam, czyli pasymska podstawówka. Jeździliśmy na basen do Olsztyna dziurawym, zdezelowanym osinobusem, tak zardzewiałym, że można było wkładać palce w dziury w podłodze. Można by więc powiedzieć, że jak na rodowitą Mazurkę współczesną, nauczyłam się dość późno. Pływania nie „wyssałam” więc z mlekiem matki, bo moja mama akurat pływać nie umiała i nie umie.
Mama też rodowita pasymianka? A tata?
Też. Tata był z Mazowsza, pochodził z niewielkiej miejscowości z okolic Mławy. A ja trochę pomieszana, ale jednak Mazurka nie tylko współczesna, ale i z korzeni, od babci i prababci. Przodkowie mojej mamy byli Mazurami i mieszkali w Pasymiu lub w pobliżu od pokoleń.
Z tego powodu pani miała jeszcze jakieś przytyki ze strony sąsiadów, rówieśników, czy już jest na to pani za młoda?
Już nie. Jako dziecko nawet nie dostrzegałam żadnych różnic kulturowych, nie rozumiałam ich. Babcia, która zmarła nie tak dawno, w 2016 roku, nigdy nie mówiła czysto po polsku, słychać było w jej mowie twardy akcent, czasem niezrozumiałe dla mnie, jako dziecka słowa, ale nie analizowałam, dlaczego tak jest i skąd się wzięło. Babcia opowiadała jak było, w czasie wojny i wcześniej, ale te opowiadania miały tak bardziej charakter wychowawczy, bo kładła duży nacisk na ten sławny niemiecki ordnung i go w nas zaszczepiła. Spora część rodziny po wojnie wyjechała z Pasymia do Niemiec. Pamiętam czasy siermiężne, gdy przysyłane paczki były dla nas, dzieci, wydarzeniem, bo dostawaliśmy to, czego na co dzień u nas nie było. Ale nie było w tym wszystkim jakiegoś szczególnego kultywowania mazurskości. Mieszkaliśmy w Pasymiu i byliśmy po prostu tacy sami, jak wszyscy wokół. Tak się przynajmniej czułam i sądzę, że mój brat też, tym bardziej, że młodszy.
.
Zawodowe marzenie z dzieciństwa?
Mundurowe... Zawsze chciałam zostać policjantką. Do dziś mam ogromny szacunek do tego zawodu. Dobrych parę lat temu zostałam zatrzymana na drodze przez radiowóz, którym jechała właśnie policjantka - kobieta. Chciała zobaczyć jedynie mój dowód osobisty. Tak byłam przejęta i zauroczona panią w mundurze, że wszystkie marzenia wróciły, a ja z tego wszystkiego zapomniałam, jak miał na imię mój tata, a o to mnie właśnie pani policjant spytała. Więcej już bezpośrednio z policją nie miałam do czynienia i dziś już mi to marzenie zawodowe też z głowy wywietrzało.
.
Czyli już nie chce pani munduru. Dlaczego?
Chyba dlatego, że nie chciałabym podlegać rozkazom. Owszem, mam w pracy szefa nad sobą, ale ja jestem bardziej zadaniowa. Lubię mieć wyznaczony cel, do którego zmierzam. W policji, tak mi się przynajmniej wydaje, cel zawodowy, indywidualny, jest mniej ważny. No i chyba trudno być twórczym, trudno działać w poszukiwaniu czegoś nowego, to chyba bardziej rutynowa praca i działania, ściśle określone procedurami. Zresztą, mam za sobą już 12 lat pracy w samorządach, więc się przyzwyczaiłam i na razie nie zamierzam nic zmieniać.
Praca w policji, to jednak adrenalina, przynajmniej od czasu do czasu. Jakieś pościgi na przykład, a nawet zwykła interwencja podczas awantury domowej może się zakończyć garnkiem wrzątku na głowie... Rozumiem, że tę adrenalinę dostarcza pani nurkowanie?
Moje nurkowanie nie było poszukiwaniem adrenaliny. Właściwie był to zupełny przypadek. W Pasymiu poznałam Krzysztofa Grzelaka, o którym trochę później dowiedziałam się, że jest instruktorem nurkowania w pasymskim klubie – szkole nurkowania. Któregoś dnia przysłał mi smsa czy nie chciałabym ponurkować. Umówiliśmy się na środę na tzw. intro, czyli takie bardzo amatorskie nurkowanie bez uprawnień, z instruktorem. I tej jeden raz mi wystarczył. Następnego dnia zostałam już kursantką. Certyfikat nurka otrzymałam dokładnie w dniu urodzin, 3 października 2019 roku.
Czyli jest pani nurkiem stosunkowo młodym...
Ale bardzo intensywnym. Na razie mam uprawnienia do nurkowania wyłącznie w jeziorach, co czynię bardzo często i z ogromną ochotą. Nawet zimą zrobiłam sobie bardzo krótką przerwę. Pływałam w tzw. piance, co samo w sobie rodziło zdumienie wśród kolegów i nie tylko. Nie jest to metoda dogodna w naszych warunkach klimatycznych, a już na pewno nie zimą. Ale chęć nurkowania była silniejsza...
A dokładniej coś o tej piance.
To cienki, neoprenowy skafander, w którym pływa się „na mokro”. Polega to na tym, że ten skafander wypełniam nie tylko ja, ale i woda, która ogrzewa się od ciała. Od nurkowania w piance zaczyna się w ogóle nauka, ale w innych temperaturach. Chodzi o to, że zimą temperatura wody nawet na większych głębokościach jest niska, sięga około 6 stopni zaledwie. Jest więc tak, że ani na powierzchni, ani pod wodą nie ma czym się ogrzać, a człowiek wychładza się szybko. Dlatego nie ma wielu chętnych do nurkowania w piance zimą. Ja w każdym razie też już chętna na to nie jestem. Obecnie już nurkuję w suchym skafandrze.
Jak reaguje rodzina na to hobby?
Mama, mam wrażenie, jest dumna. Może dlatego, że jestem jedyną nurkującą kobietą w Pasymiu. Syn, dopiero dziewięcioletni, się przyzwyczaja. Początkowo, gdy widział mnie w skafandrze, z całym tym rynsztunkiem: butlą, maską itp. był przerażony, a teraz... zakłada piankę. Przyzwyczaja się do skafandra, pływa w nim, ale jeszcze nie nurkuje.
Rozumiem, że poznała już pani nasze jeziora od spodu.
Nurkuję głównie w Jeziorze Leleskim. Zanurzałam się też w innych jeziorach, ale Leleskie jest bezkonkurencyjne. Trudno to opisać. Pod wodą są przepiękne łąki, czyli całe połacie wodnych roślin. Co ciekawe, ryby przed nami nie uciekają. Szczególnie pięknie i ciekawie jest nocą. Na przykład w jednym miejscu jeziora mieszka lin, jakieś 30 cm długości. Jest tak leniwy, że można go wziąć w dłonie, przenieść w inne miejsce, przytrzymać, zrobić zdjęcie i położyć z powrotem na jego legowisku. Nie dalej jak wczoraj byłam świadkiem, jak mały szczupak złapał o wiele mniejsza rybkę i ją konsumował. Dwa tygodnie temu pierwszy raz w życiu zobaczyłam węgorza, który nie leżał na talerzu.
Co panią najbardziej zadziwiło bądź wciąż zadziwia w tym naszym jeziornym, ale podwodnym świecie?
… samochody. W Jeziorze Leleskim na dnie leżą dwa: land rover i jakiś dość stary chyba peugeot. Land rover jest domem miętusów, których w jeziorze też nie brakuje. Zresztą zatopione samochody są też w innych jeziorach, np. trabanty w jeziorze w Warchałach. Cudne są też np. ławice uklei. Nie są to ryby cenne dla wędkarzy, ale dla nas, nurkujących, płynięcie w środku takiej ławicy jest niezwykłym przeżyciem.
Dla laika umiłowanie nurkowania kojarzy się raczej z Wielką Rafą Koralową czy przeszukiwaniem morskich wraków...
Zapewniam, że w jeziorach, szczególnie tych naszych, mazurskich, nikomu naprawdę wspaniałych wrażeń nie zabraknie. Może mówię tak dlatego, że jak na razie mogę nurkować tylko w jeziorach, ale zamierzam to zmienić. Zamierzam ukończyć kolejny, specjalny kurs, którego ukończenie da mi możliwość właśnie przeszukiwania wraków. Chcę ten kurs zrobić jak najszybciej. Obecnie mogę nurkować do głębokości 20 metrów, ale chcę też uzyskać uprawnienia do schodzenia niżej. I chcę też uzyskać uprawnienia instruktora nurkowania.
Zważywszy chociażby na tę liczbę oczekiwań i pragnień można śmiało powiedzieć, że spora część pani życia przeniosła się pod wodę...
Niewątpliwie. Jestem absolutnie zafascynowana jeziornym życiem pod powierzchnią. Pewnie, że marzy mi się także podwodny świat morski, ale przypuszczam, że ta najpierwsza miłość, do głębin Jeziora Leleskiego, nigdy mnie już nie opuści. Nurkowanie to ogrom procedur, szczegółów niezwykle ważnych, które muszą być bezwzględnie respektowane, bo od tego zależy życie nurka, a często też i innych osób. W tej dziedzinie niezbędny jest perfekcjonizm, a to cecha, która mi w życiu towarzyszy od dzieciństwa, od tego babcinego, mazursko-niemieckiego „ordnungu”.
Może sprawić, że z urzędniczki stanie się pani w przyszłości zawodowym płetwonurkiem?
Nie jestem w stanie przewidzieć przyszłości. Teraz jestem rozdarta, bo swoją pracę też bardzo lubię, nurkowanie pochłania każdą moją wolną chwilę, ale mam też inne zainteresowania. Chyba też od zawsze interesowało mnie projektowanie wnętrz. W tym roku ukończyłam specjalny kurs, który zresztą jako jedyna w grupie zaliczyłam. Od września zaczynam szkolenie na drugi stopień zaawansowania w tym samym kierunku. Myślę, że tym projektowaniem będę się zajmowała po pracy, pewnie głównie zimą, gdy raczej nie będę nurkować. To projektowanie traktuję bardziej jako relaks po pracy. Ale jest to też jakiś bufor bezpieczeństwa. Stanowisko sekretarza gminy jest związane z władzą, jest pewne, a i to nie zawsze, od wyborów do wyborów. Krótko mówiąc, aktualnie praca w samorządzie gminnym też mnie w pełni satysfakcjonuje, robię to, co lubię, co przynosi konkretne, namacalne korzyści dla gminy.
Jest w pani życiu coś, co pani robi, bo musi? Co nie stanowi pasji, nie rodzi satysfakcji, nie daje zadowolenia?
Nic mi nie przychodzi do głowy. Nawet codzienne obowiązki matki nie rodzą jakiejś niechęci. Sprzątam, gotuję i nigdy nie myślałam o tym, że muszę. Robię, bo trzeba, bo to naturalne, oczywiste. Tak chyba traktuję całe swoje życie, rodzinne, zawodowe i to, związane z zainteresowaniami. Spełniam się w każdej roli. Każda mnie satysfakcjonuje. Może i tak jest, że nikt nie ma idealnego życia. Może... Ja tego jakoś nie dostrzegam. Zadowala mnie wszystko, co mnie otacza, co robię i jak. To chyba jest kwestia indywidualnego zaangażowania, podejścia do siebie, do życia. Recepta, wbrew pozorom, nie jest skomplikowana. Wystarczy po prostu polubić wszystko to, co się robi, we wszystkim znaleźć pozytywne strony, sprawić, by to życie nawet najbardziej zwyczajne, nie było nudne. A mnie nie nudzi nawet najzwyklejsze zmywanie naczyń. Bo liczą się efekty i wystarczy się nimi cieszyć.
Pasymiak
Tak sobie usiadłem, wziąłem popcorn i czytam... Wniosek jest jeden. Ktoś chce bardzo zaszkodzić Pani Sekretarz. Oj bardzo! Pozdrawiam szczerze grono fanów, ale więcej robicie złego niż dobrego, karramba! Jak ktoś chce nurkować - niech nurkuje, ale najpierw niech będzie osobą znaną z czegoś innego. Bracie nie ciągnij tego lansu!
Karamba
Tak sobie usiadłem, wziąłem popcorn i czytam... Wniosek jest jeden. Ktoś musi się bardzo obawiać Pani sekretarz. Oj bardzo...
Taki sobie czytelnik
Droga Beniu oraz inni komentatorzy bohatersko stający w obronie pani Sekretarz: tu nie chodzi o zawiść, zazdrość. Tym bardziej nie chodzi o nienawiść do człowieka o ciekawym hobby. Pewnie nie byłoby takich opinii gdyby - poza tym ciekawym hobby - pani Sekretarz miała na koncie zawodowym osiągnięcia podobne do ryzykownych, podwodnych wypraw. Tyle w temacie zazdrości. Ciekaw jestem, czy wyznania urzędnika - obojętnie jakiego szczebla - ale z udowodnionymi osiągnięciami zawodowymi na swoim stanowisku - że jego ulubionym zajęciem w czasie wolnym jest jazda na rowerze - wzbudziłyby takie emocje. Pewnie nie. Prawdopodobnie więc o to tu chodzi: ludzie mają swoją ocenę działalności tej pani i dają temu wyraz. Więcej nie będę angażował się w promocję tej pani sekretarz z Dźwierzut. Niech więcej temu poświęci się tamtejsza Wójt.
Benia
Pani Barbaro, tak sobie myślę, jak bardzo puste i marne życie muszą wieść ci wszyscy komentujący żeby aż tak nienawidzić kogoś, kto czerpie radość z życia, ma pasję, a do tego wdzięk, urodę i ogromny dystans do siebie. To przerażające, jak bardzo potrafimy nienawidzić innych tylko za to, że nie siedzą na dupie i nie narzekają.
Taki sobie czytelnik
Szkoda, że tak kreatywnej osoby pozbył się Burmistrz Pasymia. Chyba, że obawiał się konkurencji. Dobrze, że różni urzędnicy mają swoje zainteresowania, ale żeby zaraz o tym publicznie komunikować? Ale z drugiej strony ciekaw jestem prywatnego hobby paru innych sekretarzy gmin z Powiatu Szczytno. Czemu z nimi nie przeprowadzono wywiadów! Co też oni robią w czasie wolnym, jakie mają przemyślenia o życiu...? To byłoby bardzo zajmujące, co ci tak zajęci ludzie robią dla przyjemności w domowych pieleszach.
Obserwator
Super że są ludzie którzy mają ambicje i pasje a nie tylko siedzą w domu przed TV. Przykre jest to że inni ludzie bez ambicji i pasji z zazdrości wylewają pomyje... Super Pani Basiu tak trzymać!
Aleksander Zając / obserwator
Znam Panią sekretarz tylko z dokumentów które były opatrzone jej podpisem oraz z wypowiedzi publikowanych w Kurku. Niestety , w mojej ocenie Pani ta nie powinna piastować takiej funkcji. W moim przekonaniu dojdzie do podjęcia próby oczyszczenia Urzędu z urzędującej Pani Wójt. Ale jeżeli Pani Wójt nie widzi zagrożenie to już nie moje zmartwienie. Z przykrością muszę napisać : Pani ta w mojej ocenie bardziej szkodzi gminie niż ją promuje.
Malkontenci są wśród nas
Ależ tu powiało polskością. Zazdrość płynie jak rzeka. Polecam wizytę w aptece. Jest taka maść na pewne bóle.
Anonimowy
Artykuł fajnie pokazuje, że można mieć życie po pracy. Dziwi mnie wylewanie wiadra pomyj na kogoś, kto prawdopodobnie ma ciekawsze życie. Pani Barbaro, życzę powodzenia i dalszego rozwijania swoich zainteresowań!
Śmieszek
Cha, cha - nie tylko Wójt Dźwierzut jest zagrożona! Rośnie konkurencja dla jeszcze inne Dźwierzutanki - Sylwii Jaskulskiej! Niech obie panie mają się na baczności! Może Starosta wybierze - zupełnie jak ten nieszczęsny Parys?!
Mazur-ski
Po pierwsze: jak panna (pani) jest taka Mazurka z tradycjami po babci - to węgorza (a i inne ryby też) powinna widzieć nie tylko na talerzu, ale przede wszystkim - wekowanego w słoikach w galarecie. To był dawnymi czasy bardzo popularny przetwór Mazurek. Po drugie: uprawianie tak ryzykownego sportu, jak nurkowanie, będąc matka 9-latka jest dość nieodpowiedzialne. Po trzecie: zauważyłem, że o tacie mowa tylko, że jest z Mazowsza, zupełnie jakby go nie było w życiu córki - klan amazonek? Po czwarte: nie mam pretensji, że pani się promuje, ale mam wrażenie, że w sposób nad wyraz infantylny. Po piąte: zgodzę się z anonimowym Pasymianinem, że obecna Wójt Dźwierzut hoduje sobie w związku z tym konkurencję. Ale... może nie, sekretarz gminy, która nurkuje...
Wiesława Kowalewska
Uroda szybko mija, a smród w dokumentacji jako sekretarza gminy na wieczność po niej pozostanie. Na przykładzie Orzyn daje się zauważyć jak rabunkowa gospodarka pod jej nadzorem kwitnie. Patologia nowej Pani sołtys z brakiem wykształcenia, widoczna jest gołym okiem. Zniżyć się do jej poziomu należałoby się podkopać. Z nieliczną grupą mieszkańców tworzących spójność...za przysłowiowe wiadro żeru i kankę bimbru, -sprzedali Sołectwo. Stan boiska woła o pomstę do nieba, stwarzając zagrożenie dzieciom,, grającym w piłkę , hala sportowa zamknięta, świetlicy brak, a jej budowa staje się utopijnym marzeniem. Otttt... drugie WILKOWYJE !!!
Jaro
W Pasymiu zrobiła taką \"karierę\" że musiała do Dźwierzut uciekać ????
,,Barbarę Trusewicz znają w gminie Pasym, a także w gminie Dźwierzuty jako aktywnego, kreatywnego samorządowca\".... Polemizowałabym z tą opinią. Z pewnością w gminie Pasym jest ta Pani znana jako rodowita mieszkanka. Pytanie, kto panią sekretarz zna w gminie Dźwierzuty? Na pewno pracownicy urzędu w Dźwierzutach, radni, sołtysi a poza tym kto? Kreowanie wizerunku Pani sekretarz jako samorządowca aktywnego i kreatywnego jest chyba trochę na wyrost, bo tak naprawdę my , mieszkańcy gminy nie jesteśmy informowani o konkretnych, namacalnych dowodach aktywności zawodowej Pani sekretarz na rzecz rozwoju Gminy Dźwierzuty. Zastanawiam się mocno nad celem publikacji tego artykułu. I tak sobie myślę, że to Wójt powinna się martwić, bo wszystko na to wskazuje, że pod jej skrzydłami rośnie konkurencja.
Taki Tam
Kurcze, strach się wychylić. Jak tylko ktoś ma jakąś pasję, hobby lub po prostu jest ciekawym człowiekiem, to od razu spotyka go zasłużona krytyka ze strony malkontentów. Dziwne czasy, dziwna mentalność. Nie znam pani Barbary ale pozdrawiam gorąco.
Waga
Co za bełkot pseudointelektualny. Gdyby nie wywnętrzyła się na łamach TS, byłaby atrakcyjną kobietą z zagadką w sobie. A tak - to już nic poza ładną buzią i dobrą figurą. Jak sama powiedziała - jest zadaniowa i liczą się efekty.
Wiesława Kowalewska
Kobieto... sprzątaj, gotuj, nurkuj, lej wodę i rób to, co umiesz najlepiej. Większą karierę zrobisz jeszcze na wybiegu, niż jako sekretarz gminy.