Niektórzy rodzą się z włosami albo bez, z długimi rzęsami lub bez, a o Ewie Żenczykowskiej-Sawickiej można by powiedzieć, że urodziła się z książką. W obecnej dobie, gdy na mizerotę czytelniczą coraz bardziej się narzeka, bezwarunkowa miłość do słowa pisanego i to trwająca dziesięciolecia, z pewnością jest czymś wyjątkowym. Książka pok...
Niektórzy rodzą się z włosami albo bez, z długimi rzęsami lub bez, a o Ewie Żenczykowskiej-Sawickiej można by powiedzieć, że urodziła się z książką. W obecnej dobie, gdy na mizerotę czytelniczą coraz bardziej się narzeka, bezwarunkowa miłość do słowa pisanego i to trwająca dziesięciolecia, z pewnością jest czymś wyjątkowym. Książka pokierowała też życiem zawodowym mojej dzisiejszej rozmówczyni. Jest nauczycielką, polonistką, a od dekady także dyrektorem Gimnazjum nr 1 w Szczytnie.
Pierwszy swój kontakt, taki najwcześniejszy, z literkami - pamiętasz?
Hmm. Ewa Szelburg-Zarębina – zbiór wierszy pt. „Idzie niebo ciemną nocą”. Tę książeczkę przeczytałam już sama, jeszcze w przedszkolu, bodaj jako 6-latka. Ale wcześniej poznałam twórczość Janiny Porazińskiej, bo mi babcia śpiewała kołysankę „Na Wojtusia z popielnika iskiereczka mruga”. Miałam w domu stolik obciągnięty papierem i na tym rysowałam, czy raczej pisałam literki. Właściwie w domu wszystkie meble, jakie się tylko dało, były „opakowane” papierem, bo po wszystkim malowałam czy pisałam.
To było już w Szczytnie?
Tak, chociaż istotnie pierwsze trzy lata życia spędziłam z biologicznymi rodzicami w Szczecinie. Było nas dużo, a w domu z kolei... nie było dużo. Zaopiekowała się mną mieszkająca w Szczytnie babcia, zwana w rodzinie Abunią – kresowa szlachcianka, a przede wszystkim kobieta w każdym calu szlachetna i dobra. Wszystko, co umiem, co i jak robię, co kocham, to, w jaki sposób widzę świat, jaki mam stosunek do ludzi – Jej zawdzięczam. W sporym stopniu, jeśli nie wyłącznie, także i swoją drogę zawodową, bo Abunia była nauczycielką. Nie byłam z pewnością najgrzeczniejszą i najspokojniejszą wnuczką, na pewno przysporzyłam Abuni sporo różnych zmartwień, bo tak już jest w tym odwiecznym „konflikcie pokoleń”, ale tym bardziej jestem i będę zawsze Jej wdzięczna za to, jaka jestem i kim jestem. I to Ona nauczyła mnie czytać i zaszczepiła miłość do książek.
Skoro szłaś do szkoły już z tą umiejętnością, to się chyba nudziłaś...
Na pewno nienawidziłam robienia szlaczków. Moje były po prostu obrzydliwe. To ich robienie było absolutnie nudne. Nie mogłam zrozumieć, jaki jest sens rysowania kółeczek czy innych „ptaszków” przez całą linijkę zeszytu. Poza tym nie lubiłam lektur szkolnych i ich przerabiania. Te, które były wymagane w szkole średniej, to zwykle miałam już dawno przeczytane w podstawówce, więc właściwie tak co najmniej od jakiegoś 13 czy 15 roku życia już czytałam to, co chciałam, a nie to, co kazali.
Średnią szkołę wybrałaś poza Szczytnem...
Tak, aż przy Pułtusku. To było Technikum Hodowlane. Wyobrażałam sobie, że będę się zajmować zwierzątkami np. w zoo, je tresować, opiekować się... A okazało się, że miałam się nauczyć doić krowy. Do dziś tego nie umiem, ale szkołę ukończyłam, maturę zdałam. Z języka polskiego bez problemu, z matematyki zadania koledzy mi podyktowali, bo o ile w literkach się lubowałam, o tyle liczby były dla mnie czarną magią.
Studia więc już chyba już były zgodne z upodobaniami?
Najpierw na studia się nie dostałam. Zdawałam na pedagogikę, bo już wiedziałam, że wolę być nauczycielka niż dojarką. Jednak na egzaminie z historii doszłam do wniosku, że w ogóle mnie nie interesuje Rewolucja Październikowa. Taka argumentacja dobrze brzmi, ale prawda taka, że zwyczajnie się do tego egzaminu nie przygotowałam. Uczyłam się więc w Szczytnie w Kolegium Nauczycielskim na kierunku: nauczanie początkowe. Ale z małymi dziećmi jakoś nie umiałam znaleźć wspólnego języka, więc nie kontynuowałam, a zmieniłam specjalizację. Zaczęłam od początku – już na filologii polskiej. I wtedy właściwie trafiłam w końcu w swój kierunek. Studia kończyłam zaocznie. Już pracowałam. Najpierw w Łatanej Wielkiej. Bardzo mile ten okres pracy wspominam.
Mimo konieczności dojeżdżania?
Nie dojeżdżałam. Wtedy było inaczej. Wiejski nauczyciel z marszu dostawał stancję, za którą płaciła szkoła. To zwykle był pokój wynajmowany u którejś z rodzin. Ja miałam szczęście zamieszkać u Emilii i Janka Dąbkowskich – cudownych, ciepłych ludzi. Emilia była nauczycielką w tej samej szkole i bardzo dużo się od niej nauczyłam. Spędziłam u nich i w tamtej szkole trzy lata. Później wzięłam i się wydałam za mąż. Zmieniłam stan cywilny i szkołę. Przeszłam do Jerutek, następnie do Nowego Dworu. Gdy wprowadzono reformę i powstały gimnazja, w tym szczycieńskim znalazło się miejsce dla mnie. I tak już to trwa.
Urząd dał ciała i tyle, zwłaszcza, że Połukord jest znanym - w stanie spoczynku - wieloletnim pracownikiem i szefem Rejonu Dróg w Szczytnie. Nie wiem w jakich mediach społecznościowych funkcjonuje p. Połukord, ale może jak nie ma go w tik toku - to go po prostu nie ma. Taka ta sztuczna inteligencja (dawniej tzw. pracująca) w urzędzie. A co do w miłości i małżeństwie nie czeka się na medale, to skoro \"Senior\" i \"Seniora\" niech odstąpią na łamach lokalnej prasy z odmową przyjęcia medalu z 50 - lecie pożycia, a przede wszystkim niech nie składają o ten medal wniosku. Namawiajcie także swe dzieci, czy też wnuki, o odstąpienie od pobierania 800 plus, bo dzieci się ma z miłości - a nie dla pieniędzy.
Zdumiony
2025-07-09 13:26:14
Proszę o ocenę wiarygodności: udział w badaniu, to 2/3 mieszkańcy samych Dźwierzut, a tylko 1/3 to mieszkańcy z terenu gminy. We wsiach poza Dźwierzutami mieszka 3/4 ludności gminy.
mieszkanka
2025-07-09 11:14:53
Cieszę się, że jeszcze są w Polsce ludzie, którzy myślą jak Pan, którzy nie dają sobie mydlić oczu i dyktować, co jest dobre, a co złe, tylko sami potrafią ocenić, że coś jest uczciwe lub nie, bez względu na to, czy dotyczy to kogoś, kogo się popiera czy nie. Obawiam się jednak, że takich ludzie nie jest już wielu i jest to zła wiadomość dla nas wszystkich, bez względu na to, w co wierzymy i na kogo głosujemy.
Kowal
2025-07-08 22:54:44
Te żarciki niech zatrzyma dla własnej żony. Ciekawe, czy taki mądry jest w domu.
Julita
2025-07-08 20:27:35
Mam Stare auto audi 80 b 4
Marcin Wilczewski
2025-07-08 19:58:37
Czy dla medali składa się przysięgę małżeńską? Liczy się szczera miłość, która nie szuka poklasku i jakiś odznaczeń. Najważniejsze szczera miłość.
Seniora
2025-07-08 18:35:26
pewnie mamusia malowała się i nie dostrzegła mrugajacego czerwonego światła
konrado
2025-07-08 09:00:57
Za czasów burmistrzów Bielinowicza, ś.p. Kijewskiego i Żuchowskiego - to ludzie dostawali telefony, lub korespondencję \" w związku z tym, iż z dokumentów wynika...\", czyli informację o trybie organizacji uroczystości i zgłaszania chęci w niej udziału. Ale wtedy to urzędnicy wiedzieli do czego służą. Było się świadkiem takich jubileuszów. Nigdy nie było takiej poruty. Ale w biurze obsługi interesanta niejedno pismo ginie. Bez obrazy - trafi się jakiś stażysta bez opieki - i problem gotowy. Ale już o takie sprawy trzeba się w sposób szczególny troszczyć. I rzeczywiście - co to jest - masz 50-lecie małżeństwa i z tego honorowe odznaczenie, urzędową fetę, ale odkładają ci to wszystko na następny rok, a wiadomo, czy dożyjesz? Ty, albo twoja połowa? Zawsze jest aktualne: myślałem, że sięgnąłem dna, a tam usłyszałem pukanie z dołu. Może jednak Pan Połukord z Małżonką - postacie w Szczytnie powszechnie znane - zasłużą na odpowiednie potraktowanie przez p. burmistrza. Ale na końcu się wyzłośliwię - tak to jest z inoziemcami. Pływają po cudzych wodach i błądzą.
Śmieszek
2025-07-07 17:44:24
Daleko do Szczytna ale pomysł przedni. Zamiast tracić pieniądze na rozrywki iść do lasu po spokój.
Kuba
2025-07-07 15:41:44
Ostatni do pożaru albo wcale a po Laury pierwsi! To jest nienormalne!
Marek
2025-07-06 21:53:10