Elżbieta Kasznia, znana i ceniona artystka ludowa z Rozóg, została laureatką Nagrody im. Oskara Kolberga. To najstarsze i najważniejsze w Polsce wyróżnienie za upowszechnianie kultury ludowej. Pani Elżbieta nagrodę odbierze osobiście w lipcu podczas uroczystej gali na Zamku Królewskim w Warszawie. Jest drugą mieszkanką gminy Rozogi i naszego powiatu, która otrzymała to wyróżnienie. Pierwszą była nieżyjąca już Waleria Żarnoch z Dąbrów.
O przyznanie nagrody pani Elżbiecie wnioskował Gminny Ośrodek Kultury w Rozogach. - Drugiej takiej artystki, która tak doskonale czuje tradycje ludowe, żyje nimi, gromadzi zapomniane rzeczy, odtwarza, śpiewa... chyba nie ma w naszym powiecie – wyjaśnia Karolina Lewandowska–Zając, dyrektor GOK w Rozogach. - Poza tym potrafi swoją pasją zarazić młodych. W mojej ocenie pani Ela zasłużyła na tę nagrodę, jak mało kto.
Nagroda im. Oskara Kolberga „Za zasługi dla kultury ludowej” trafia do wybitnych twórców ludowych z różnych regionów Polski, zespołów folklorystycznych i kapel ludowych, a także instytucji i organizacji zasłużone w opiece i upowszechnianiu kultury ludowej. Nagrody, w siedmiu kategoriach, zostaną wręczone po raz 47. podczas uroczystej gali, która odbędzie się 6 lipca na Zamku Królewskim w Warszawie.
W kategorii twórców z dziedziny plastyki i folkloru muzyczno-tanecznego jednym z laureatów została Elżbieta Kasznia – śpiewaczka i twórczyni ludowa z Rozóg. Elżbieta Kasznia kultywuje tradycje Kurpiowszczyzny.
- To będzie najważniejsza moja nagroda, bo większej dla artystów ludowych nie ma – śmieje się pani Elżbieta. - Co prawda, jestem drugą mieszkanką naszej gminy po pani Walerii Żarnoch, do której to wyróżnienie trafia, ale ja mam zdecydowanie mniej lat niż ona – żartuje Kurpianka. - Z panią Walerią spotykaliśmy się czasami na wstępach, ale dobrze jej nie znałam – dodaje pani Elżbieta, która 30 listopada skończy dokładnie 65 lat.
Jej rodzice pochodzą z Krysiaków, ale ona urodziła się już w Rozogach. Jak sama mówi o sobie - śpiewała całe życie.
- Ale wcale nie zaczynałam od pieśni ludowych – opowiada. - Śpiewałam to, czego uczyli nas w przedszkolu, czy w szkole. Ale uwielbiałam śpiewać. Potem razem z moją siostrą, gdy spędzałyśmy wakacje w Wolkowych dawałyśmy koncerty rodzinie. W dużej izbie. Ale nie za darmo – śmieje się Kurpianka. - Wstęp był po 2 zł. Potem szłyśmy parę kilometrów do sklepu i kupowałyśmy sobie słodkości. Były to pierwsze klasy podstawówki. Rodzina miała z nami wesoło. Gdy chodziłam ze swoim bratem ciotecznym pasać krowy, ja mu śpiewałam, a on opowiadał mi bajki.
Pieśni kurpiowskich pani Elżbieta uczyła się od ciotek, sąsiadek i znajomych.
- Kurpiowskie śpiewanie słyszałam już, jako mała dziewczynka, w domu, gdy przychodzili do nas goście – wspomina. - Po wódeczce, gdy ludziom poprawiał się humor zawsze było słychać śpiew. Tak to kiedyś właśnie się działo. Nikt tego nie nagrywał, bo nie było jak, nie spisywał. Trzeba było się nauczyć na pamięć. Lubiłam słuchać, choć sama nie przepadałam za śpiewaniem ludowych rzeczy. Przynajmniej na początku.
Elżbieta Kasznia zaczęła występować w latach 80., gdy zaczęła pracować w miejscowe bibliotece. Początkowo z zespołem ludowym, a potem wybrała karierę solową. W repertuarze ma kilkaset pieśni. Pasją artystki jest też wyszywanie i haftowanie strojów ludowych. - Mam tyle zamówień na te wyszywanki, że nie wyrabiam z ich realizacją – mówi z uśmiechem.
Czy ktoś panią uczył śpiewów ludowych?
Nikt. Jestem samoukiem. Słuchałam, zapamiętywałam i śpiewałam. Pierwszy mój konkurs, w którym wzięłam udział, dotyczył tematyki weselnej. Pamiętam, że zbierałam wówczas co się dało z kurpiowskiej tradycji ludowej. Nie było możliwości nagrania czegokolwiek. Musiałam wykuć na pamięć. Był to rok 1988. Konkurs odbył się w Myszyńcu. Zajęłam tam drugie miejsce. Potem był konkurs w Ostrołęce, Kazimierzu Dolnym... miałam niespełna 40 lata i zawsze byłam w pierwszej trójce. Dla mnie było to ogromne wyróżnienie, bo zazwyczaj takie konkursy zwyciężali dużo starsi twórcy ludowi.
A rodzina? Dzieci, wnuki? Śpiewają?
Mam dwójkę dzieci, śpiewać umieją, ale czy wybitnie, to trudno powiedzieć (śmiech). Oboje mieszkają w Niemczech. Chyba nie ciągnie ich w kierunku twórczości ludowej. Jeden z wnuków bliźniaków zaczął trochę podśpiewywać. Ostatnio podejrzał mnie, babcię, w internecie z orkiestrą kurpiowską i sam zaśpiewał „Jadą goście”, był też taniec w jego wykonaniu. Pokrzykiwał, jak babcia po kurpiowsku. Uśmiałam się co niemiara. Naprawdę bardzo fajnie mu to wyszło. Jest w babcię wpatrzony, więc kto wie, może pójdzie w moje ślady (śmiech).
Tradycja kurpiowska to nie tylko stroje, czy muzyka, ale też kuchnia, jedzenie...
Wiem, ale do kuchni jakoś mnie nie ciągnie. Wiem, jak zrobić tradycyjne potrawy kurpiowskie i czasami je wykonuję, ale zdecydowanie bardziej wolę śpiewać. Lubię kapustę z kaszą, bigos kurpiowski, rejbaka... I czasami to robię. Potrafię też zrobić piwo kozicowe, ale nie przepadam za nim. Zdecydowanie wolę piwo zrobione z podpiwka, ale to już nie jest tradycja kurpiowska. Na Kurpiach żyło się skromnie. Kuchnia też była uboga. Kartofle, zsiadłe mleko, kasza jaglana to była podstawa w każdym domu.
Jak pani zbiera wiedzę na temat tradycji ludowych?
W dzieciństwie słuchałam starszych ludzi. Dziś staram się przypomnieć sobie to wszystko. Poza tym wciąż wynajduje nowe rzeczy, bo chciałabym mieć jak największą wiedzę w tej dziedzinie, aby móc przekazać ją grupom, które uczę.
Uczy pani kultury kurpiowskiej?
Tak. I dorosłych, i dzieci. Moim marzeniem jest, aby ta kultura nie zanikła.
Jest to możliwe?
Patrząc na dzieci, które chodzą na moje zajęcie, tak. Wierzę, że jest to możliwe. Naprawdę to chłoną. Nie wstydzą się. Chcą śpiewać, tańczyć, grać. Co więcej, już wygrywają konkursy twórców ludowych. Mam takie swoje dwie prymuski (śmiech). To Rozalia Kaczmarczyk i Michalina Dąbkowska. Kto wie, może za jakiś czas któraś z nich mnie zastąpi...
Fot. Elżbieta Kasznia po „cywilnemu” i w stroju „służbowym”.
Nagroda im. Oskara Kolberga „Za zasługi dla kultury ludowej”
- to najstarsze i najważniejsze wyróżnienie w dziedzinie kultury tradycyjnej w Polsce ustanowione w 1974 roku. Jej patronem jest Oskar Kolberg (1814-1890), polski etnograf, folklorysta i kompozytor.
Wieża ratuszowa dobrze \"brała\" jako obiekt atrakcji turystycznej jak była pod opieką muzeum w Szczytnie. Bo się zajmowali nią ludzie, którzy się na tym znali. Ale jak to amatorzy - wywalają otwarte drzwi..
Taki sobie czytelnik
2025-12-18 15:58:52
nawet okna mają zabytkowe
że tak powiem
2025-12-17 23:18:26
A co z rewitalizacja Parku Andersa???
Ja
2025-12-17 22:12:37
Nie jestem fanem nowego włodarze z Myszynca ale skoro już radni wydali na to zgodę niech robią. Pewnie będzie ładniej niż jest. Kwestia na jak długo nie zrobimy przez to innych inwestycjo bo to nam turystów na pewno nie przyniesie. Takie wieże są w innych miejscach i tłumów tam nie ma. Nikt z Wloszczowej nie przyjedzie gapic się na Szczytno z lotu ptaka. Poza tym mamy wieże w ratuszu ktora jakoś slabo funkcjonuje a ma te same walory. Noji kwestia odrapanej obok szkoły...
Jan
2025-12-17 05:02:18
Jak zwykle to jest potrzebne tylko nie przy moim domy. To niech Ci wlasciciele domów dojeżdżają autobusami elektrycznymi do pracy i nie smrodzą miasta, w którym mieszkam. Swego czasu powstawał pewien zakład pogrzebowy na Niepodległości. Ileż to było hałasu o to. I co? Wszyscy żyją? Da się żyć? W Rudce też były protesty ze market powstaje, market powstał, pięknie się prezentuje i służy ludziom bo mają blisko.
Kamil
2025-12-17 04:56:25
A co będzie z orlikiem, czy też zniknie bez wieści jak plac zabaw z plaży? Korzysta z niego dużo osób. Wydano dużo pieniędzy na jego wybudowanie. Kto się z tego rozliczy?
Zaniepokojona
2025-12-16 11:58:26
Jestem pod wrażeniem naszego ,, zamku\'\' - coś pięknego.
Już
2025-12-16 11:37:29
Czy przekształcanie okolic wieży w \"uporządkowaną przestrzeń publiczną\" bedzie polegać na zaoraniu ponad stuletniej szkoły i zamiana w nowy deptak?
Taka ciągle tutejsza
2025-12-15 19:25:16
Wyśmienite spotkanie Gratuluję p Ambroziakowi pomysłu sposobu prowadzenia spotkania. Wójt byl dobrze przygotowany Duża dawka wiedzy Piękny koncert
Joanna
2025-12-15 18:56:49
Karolina Piechowicz (mam nadzieję, że nie pomyliłem nazwiska), była topową pływaczką wśród juniorów i jakoś słuch po niej zaginą po tym jak wyjechała do Ameryki. Ktoś coś wie, co znią? Teraz ma pewnie ok. 22 lata.
Olek
2025-12-15 07:10:40