Dźwierzucki Gminny Ośrodek Kultury zaprosił widzów na kolejne już, niesztampowe wydarzenie i kolejny już spektakl teatralny, będący niemal w całości dziełem... lokalnym. Tym razem trupa INANIS porwała się na jeden z najtrudniejszych gatunków, mianowicie na dramat. I – co ważne – udowodniła, że ten „król scen” nic nie traci ze swego majestatu, gdy w role wcielają się tzw. zwykli ludzie: leśnicy, handlowy, młodzież, mamusie czy tatusiowie. Warto dodać, że już niemal „etatowymi” aktorami w grupie INANIS są lokalni samorządowcy, w tym nawet sam przewodniczący Rady Gminy.
„Władza” z zasady nie lubi się „pospolitować”, pokazywać „poddanym”, że sama jest też z krwi i kości, miewa chwile smutku, ale też potrafi się wyluzować, zejść z piedestału i bawić się, a nawet innych – właśnie wcielając się w sceniczne postaci. Jest to rzadkie zjawisko, a szkoda.
Być może nieliczni pamiętają jeszcze, jak to przed 12 laty grupa miejskich radnych, urzędników i osób zaprzyjaźnionych, z burmistrz Danutą Górską na czele, przygotowała w tajemnicy bajkę „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków”.
Najmłodsi mieszkańcy Szczytna byli zachwyceni, a i starsi przednio się bawili podczas prezentacji wersji dla dorosłych, z wieloma żartobliwymi wtrętami o lokalnie politycznej konotacji. Cóż to było za wydarzenie! Niestety, na kolejne podobne zabrakło już miejskim samorządowcom dystansu... do siebie.
Na szczęście nie brak go samorządowcom dźwierzuckim, którzy (nawet jeśli tylko dwóch jak dotąd) nie ograniczają się do jednego występu i jednej formy. Chwała im za to, chociaż zasługa to przede wszystkim Radosława Dąbrowskiego, autora scenariusza i reżysera „Klauna”. To właśnie Radek, wbrew swemu bohaterowi, mógłby powiedzieć: „Życie, to nie cyrk, to... życie”. I o życiu właśnie – tym teatralnym, w Dźwierzutach, rozmawiamy.
Co zrobić, żeby Przewodniczący Rady Gminy Dźwierzuty przeistoczył się na scenie w despotycznego dyrektora cyrku?
Oj, nie jest łatwo (śmiech). Potrzeba sporo czasu i wielu prób, bo na co dzień to bardzo sympatyczny człowiek. Na jego nieszczęście, najbardziej pasowała mu właśnie ta rola. Rola złego dyrektora. Choćby z racji na słuszną posturę i respekt, który budzi. Ale doprawdy, przeobrazić pana Arka w złego dyrektora łatwo nie było.
Przewodniczący Rady Gminy Dźwierzuty Arkadiusz Nosek.
W jego alter ego, dobrego i wrażliwego tytułowego Klauna wcielił się inny samorządowiec – Sebastian Orłowski. To przypadek?
Tak i nie. Przypadek, bo kiedyś, trzy lata temu, przyszedł na pierwszą próbę zawiązującego się w GOK koła teatralnego INANIS, a nie przypadek, bo objawił się w nim niesamowity talent sceniczny. Jego role stawały się coraz bardziej „obfite” w ilość tekstu, treść, emocje do przekazania, aż w miniony piątek czarował publiczność, jako tytułowy, nieszczęśliwy Klaun.
Radny - Sebastian Orłowski.
Grupa INANIS – co oznacza ta nazwa i ile osób ją tworzy?
Inanis, to po łacinie „brak formy”. To znakomita nazwa dla grupy, która z jednej strony się tworzy, kształtuje, a zarazem jest ciągle na początku i w drodze. Z drugiej zaś strony nie ma aż na tyle warsztatu i ambicji, aby mówić o sobie: „jesteśmy amatorskim teatrem dramatycznym”. Nic to, że amatorskim, ale DRAMATYCZNYM! Podchodzimy z dużą pokorą do tego, co robimy. Dla nas to przede wszystkim możliwość dobrego i kreatywnego spędzenia czasu. Pobycia w grupie ludzi, którzy mają wspólną pasję, którzy chcą siebie wyrażać w ten sposób. Chcą się czegoś nauczyć, czegoś doświadczyć. To wspólna droga, po której staramy się iść. I w jej trakcie dołączają kolejne osoby. Obecnie grupę tworzy dziesięć osób, ale są kolejni chętni. Zaczynaliśmy od znanych bajek: Brzechwy, Tuwima. Potem wzięliśmy na warsztat bajkę nieco dłuższą, mojego autorstwa. O wartościach rodzinnych, o tym, co naprawdę ważne. I w jej wystawienie zaangażowało się w sumie siedemnaście osób. Głównie mieszkańców gminy. To, co mnie bardzo cieszy, to że teraz mamy trzech aktorów spoza Dźwierzut, więc to już „mieżdunarodnaja” wręcz trupa (śmiech).
Kim są członkowie? O samorządowcach już wspomniałeś.
Tak, jest dwóch radnych gminy Dźwierzuty. Ale oni są nie tylko radnymi. Arek Nosek jest na co dzień leśnikiem, Sebastian Orłowski handlowcem. Do grupy szturmem wdarła się jego żona, Kasia, która na co dzień jest pełnoetatową mamą. Jest Ola Sztymelska, uczennica gimnazjum. Logopeda Ewa Mirota. Drugi leśnik Robert Jakubowicz i wreszcie inicjatorka powstania tej grupy Ewa Dolińska-Baczewska, dyrektor GOK. Jest jeszcze Beata Lipska, która przepięknie animuje dzieciaki na świetlicy osiedlowej. I ostatnio dołączyła do nas moja jedenastoletnia córka Karolina. Mam nadzieję, że z nami zostanie.
Co sprawia, że ludzie chcą się przeobrazić? Wejść w inną rolę, niż ta, którą pełnią w życiu?
A tu pozwolę sobie wręcz ich zacytować, bo o to pytały ich ostatnio media. Tak, tak. Udzielają już wywiadów (śmiech). Motywy są bardzo różne. Jedni podkreślają, że od dziecka marzyli o tym, by grać, być aktorem. Inni mają taką potrzebę oderwania się od codzienności. Dla innych to sposób na radzenie sobie z lękiem, z traumą. Uczenie się wystąpień publicznych. Albo po prostu fajna zabawa. Dla mnie to ogromny zaszczyt, naprawdę zaszczyt i radość, towarzyszyć im. W jakimś sensie kierunkować na scenie. I patrzeć, jak się przeobrażają. Jak wchodzą w rolę. Jak stają się postacią, którą początkowo mieli jedynie zagrać. I, tu znów cytat, to nie moje słowa. Wiele osób z widowni premierowego „Klauna” wychodziło ze spektaklu ze słowami: zagrali jak zawodowcy. I ja w pełni się z tą opinią zgadzam. Tego dnia ich gra zaskoczyła chyba najbardziej mnie. Bo dzień wcześniej, na próbie, było po prostu bardzo dobrze. A w czasie premiery stali się naprawdę postaciami. Przenieśli się gdzieś w te lata dwudzieste XX wieku i tam przez półtorej godziny byli jako wspomniany dyrektor, klaun, asystentka iluzjonisty i jej dystyngowana matka, knująca intrygi bileterka, sparaliżowana żona dyrektora, czy inspektor policji. Ja, choć napisałem scenariusz i półtora roku oglądałem ich i ustawiałem na próbach, w czasie premiery patrzyłem jak oniemiały i miałem ciarki na karku i łzy w oczach. Magia. Magia cyrku. Magia sceny.
Scena w dźwierzuckim GOK sprzyja teatrowi?
Na pewno po remoncie wiele ułatwia. Pojawiły się kulisy, horyzont, automatyczna kurtyna. To z pewnością pomaga w graniu, w budowaniu scenografii, jej zmienianiu. Wcześniej o wiele więcej trzeba było budować i o wiele mniej można było zrobić. Mam na myśli choćby zupełnie techniczne schowanie zmienianych rekwizytów. Teraz jest nie tylko ładnie. Ale po prostu praktycznie. Ale jest coś, co warto podkreślić. Jedna rzecz to ogólna atmosfera, która panuje w Dźwierzutach. Jest głód sztuki, tworzenia. I jest atmosfera, która temu sprzyja. GOK jest bardzo otwarty. Nie mamy też żadnych nacisków z góry i sztuka, którą tworzymy nie musi być poprawna politycznie (śmiech). I tu akurat śmieję się przez łzy, bo sam kiedyś doświadczyłem sytuacji, że mnie wygoniono z amatorskiej grupy, bo nie byłem po linii partii. Brzmi jak jakiś tani żart, ale to fakt. Choć moja działalność we wspomnianym zespole ograniczała się do grania na instrumencie. Nawet nie miałem mikrofonu, żeby cokolwiek powiedzieć. Tu czegoś takiego nie ma. Jest miejsce dla każdego. W tworzeniu tego klimatu ogromna jest rola Ewy Dolińskiej-Baczewskiej, dyrektor GOK, która stara się przenieść na nasz dźwierzucki grunt swoje doświadczenia z bardzo prężnego i kulturalnie naprawdę stojącego wysoko Mrągowa. Druga sprawa, to zaangażowanie osób z grupy. Im się ciągle chce więcej. Oni nie szukają powodów do odwołania prób. Kiedy mieliśmy remont i nie było gdzie ich robić, to ciągle się dopytywali: kiedy wreszcie ruszamy? To dla mnie bardzo motywujące.
Skąd pomysł na „Klauna”? Na jego postać, na realia przedstawienia?
Pomysł na samego klauna, jako postać dramatyczną, fatalną, nieszczęśliwą, rodził się we mnie jakiś czas. Mnie zawsze fascynowały maski, fasady. Wiedziałem, że pod ich grubą warstwą jest coś zupełnie innego. Klaun w tym naszym, inanisowym wydaniu, to postać dwubiegunowa. Pełna sprzeczności. Na scenie król życia, władca publiczności. W swoim pokoju przestraszony nieszczęśnik, zmagający się ze straszną historią. To wokół niego orbitują inne postaci. Lata międzywojnia, w których rozgrywa się akcja, są jedynie tłem. Wyrazem tęsknoty za pewnego rodzaju elegancją, blichtrem. A sam scenariusz jest dla nas wszystkich swego rodzaju eksperymentem. Powstawał dwuetapowo. Napisałem pierwszy akt. Zaczęliśmy go czytać, ćwiczyć, grać. Aktorzy weszli w role. A wtedy ich zapytałem: jak chcecie, żeby ta historia się skończyła? I oni podjęli decyzje. Drugi akt jest więc w pewnym sensie naszym wspólnym dziełem. Co do samego pisania, wiesz, ja też jestem samoukiem, nie dyplomowanym scenarzystą.
Kiedy i gdzie można zobaczyć „Klauna”?
Najbliższe przedstawienie dajemy 19 stycznia w Dźwierzutach. To, co dla nas niezwykłe, to tempo, w jakim rozchodzą się bilety. Rozdajemy je za darmo, ale chętnych jest na każde przedstawienie zdecydowanie więcej niż może pomieścić sala (180 miejsc). Reklamę i dystrybucję prowadzimy przez profil FB. Dodatkowo miłe jest to, że na premierę przyjechali ludzie z Olsztyna, Szczytna, Pisza, Mrągowa, Działdowa. I to wcale nie byli nasi rodzice i rodziny. Wiele osób widziałem po raz pierwszy. To bardzo miłe, kiedy do maleńkiego ośrodka kultury w małej miejscowości o trudnej do wymówienia nazwie chcą przyjechać ludzie z tak odległych miejsc. I wychodząc pytają: czemu u nas, w dużych miastach, nie dzieją się takie rzeczy? Dla mnie, od kilku lat chłopaka z małej wsi, to powód do dumy (śmiech).
Dziękuję za rozmowę
Dziękuje bardzo.
Krajan
Pan radny Siudak zwłaszcza lubi się pospolitować. On w istocie lubi być z tzw. ludem. Niejeden był świadkiem, o czym wróble ćwierkają. Gratulacje.