Wyjątkowy prezent na 59 urodziny sprawił sobie Piotr Zembrzuski. Został właśnie jedynym Polakiem, który... zdał japoński egzamin na 6 dan. Tak wysokie stopnie mistrzowskie są nadawane głównie z nominacji, za osiągnięcia. - Też mogłem pójść tą drogą – mówi Shihan Piotr. - Ale zawsze mówiłem swoim uczniom, że nic, co łatwo przychodzi, nie cieszy, więc wybrałem trudniejszą drogę. Ten 6 dan smakuje wyśmienicie – śmieje się shihan ze Szczytna. - Opłaciłem go potem i siniakami. Egzamin trwał niemal 8 godzin...
Ile zajęło panu zdobycie 6 dana?
(śmiech) Dokładnie 45 lat.
To długo, czy właściwy czas?
Dobre pytanie. Do tego trzeba dorosnąć. 5 dan i wyżej to nie jest tylko technika, ale stan ciała i umysłu.
To znaczy?
Nie chodzi już wyłączenie o siłę mięśni, czy sprawność fizyczną w ogóle. Jest to ważne, ale na tym etapie nie najważniejsze. Ważna jest głowa, wiedza, czucie, rozumienie tego, co i po co się robi. Rozumienie filozofii karate, bo tylko wtedy można właściwie uczyć młode pokolenie. Karate to nie tylko umiejętność „machania” rękoma i nogami. To umiejętność stawania się lepszym człowiekiem każdego dnia. Do tego trzeba dorosnąć, więc te 45 lat to właściwy czas.
Wróćmy do samego egzaminu, jak on wyglądał?
To był chyba mój najcięższy egzamin w życiu (śmiech). Z przerwami trwał niemal osiem godzin. Najpierw była część techniczna, potem krótka przerwa i część kata. Zaraz po nim test wytrzymałości: 50 przysiadów, 50 pompek i 50 brzuszków i... pięć takich rund bez przerwy. Później dopiero 2-godzinny odpoczynek i... 60 walk, każda po minucie. Ja coraz bardziej zmęczony, a „rywale” wciąż nowi i wypoczęci. A wśród nich nawet mistrzowie i wicemistrzowie świata. To było niesamowite wyzwanie.
Coś pana zaskoczyło?
Chyba ja sam (śmiech). Nie myślałem, że coś takiego może być jeszcze dla mnie. Wydawało mi się, że jestem już za stary. A jednak podjąłem to wyzwanie i okazało się, że można. Przesunąłem kolejną granicę. Daje to ogromną satysfakcję. Zrobiłem wrażenie nawet na samych Japończykach, bo byłem najstarszym zawodnikiem przystępującym do egzaminu. Podchodzili, gratulowali, chcieli robić zdjęcia. Czułem się jak celebryta. Po walkach podszedł do mnie nawet jeden z egzaminatorów, bardzo znana osobistość karate w Japonii i zaprosił do swojego dojo, a potem na kolację. Byłem pod wrażeniem. Zaskoczyło mnie to, że Japończycy nie odpuszczają. Myślałem, że mój wiek potraktują ulgowo. Tak nie było. Bili bardzo mocno. Siniaki do dziś mam i mnie bolą. Intensywność egzaminu, poziom kata i walk najwyższe. Tym bardziej jestem dumny z siebie.
Kiedy i gdzie odbył się egzamin?
W niedzielę, 23 marca, w Japonii w miejscowości Shizuoka. Był to japoński egzamin w organizacji So-kyokushin. Wzięło w nim udział tylko trzech białych, trzech Polaków. Ale byłem jedynym, który zdawał na 6 dana. Zrobiłem sobie taki prezent na moja 59 urodziny, które miałem 17 marca.
Dlaczego przystąpił pan do egzaminu, skoro mógł pan 6 dana otrzymać z nominacji?
Egzamin zdawałem dla siebie, ale też swoich uczniów z klubu. Chciałem pokazać im, że każdą granicę można przesunąć. Ale wymaga to pracy i odpowiedniego przygotowania. Chciałem im pokazać, że nie ma rzeczy niemożliwych. Mam nadzieję, że to będzie dobra inspiracja dla nich.
45 lat temu, gdzie pan zaczynał?
W małej sali w Szkole Podstawowej nr 4 w Szczytnie. To był mój pierwszy krok w stronę karate.
Marzył pan wówczas o czarnym pasie, Japonii?
Ależ skąd (śmiech). Wówczas zielony pas był marzeniem, a brązowy wręcz w ogóle nieosiągalny. O czarnych pasach nie śmiałem nawet myśleć (śmiech).
Co pana boli?
Wszystko (śmiech). I wraz z odchodzącym bólem dochodzi do mnie co zrobiłem. Czuję się wyśmienicie.
Jaka długo przygotowywał się pan do egzaminu?
Takie intensywne treningi trwały od grudnia, ale niewiele osób o tym w ogóle wiedziało. Chciałem zachować to dla siebie. No dobra, i bałem się, że mogę nie dać rady. Ten 6 dan smakuje rozkoszą...
Po co komu ta ruina wynająć buldorzer a nie pchać nie swoje pieniądze radnych i burmistrza pogonić albo niech robią to za swoją kasę rozliczyć przy wyborach
Wiesław rzepecki
2025-04-07 15:44:51
A kto podjął starą, tak nie korzystną dla miasta uchwałę? Wie pan coś na ten temat Panie Krasowski?
aa
2025-04-07 07:26:38
Kamilu i hmmm ..... ale was boli jak ktoś robi coś dobrego .
Krzysztof
2025-04-07 06:56:48
Mi się ta inicjatywa podoba .
Grzegorz
2025-04-06 20:38:08
Wójt mówi o swoich wyobrażeniach, ktoś wynajmuje domek dla 3 osób, a przebywa tam 10. Ciekawe u kogo tak jest? Poza tym, cóż gmina robi dla swoich letników?
Gabi
2025-04-06 16:18:24
4 tory, to maksymalnie 8 osób
2025-04-06 16:07:08
Pamiętam występy pana Lecha w Myszyńcu w szkole, oraz w świetlicy kolejowej. Miałem również zaszczyt,jako młody chłopak, kilkakrotnie wymienić uścisk dłoni z panem Stanisławem.
Wojciech K
2025-04-06 15:57:48
Dwie pieczenie na jednym ogniu.
kumulacja
2025-04-06 15:50:11
Ekstremalnie to szedł Jezus i jemu podobni w dawnych czasach. Nazywanie ekstremalnym jest nieco na wyrost i śmiesznym. Ekstremalnie to sie chodzi do Santiago kilkaset. Ekstremalnie to pracują pracownicy w Azji. Ekstremalnie to można zdobyć 8tysiecznik zima.
Jan
2025-04-06 10:17:32
Zacznijcie sprawdzać, kto siedzi w tych komunalnych mieszkaniach na Sobieszczańskiego - rodziny, osoby, które sa świetnie ustawionego ansowo,mają własne firmy, latają 4 razy w roku na egzotyczne wakacje i nabijają się z tych, ktorrzy muszą płacić kredyty na swoje mieszkanie.
Ojojoj
2025-04-06 09:04:39