Dom państwa Grendów położony jest na końcu wsi Jeruty w gminie Świętajno. Wciąż jednak jest integralną częścią miejscowości. - Czujemy się tak, jakby zapomniano, że tu mieszkamy – mówi pan Stanisław. Jesień daje się małżeństwu we znaki. Liście spadające z pobliskich klonów dosłownie wdzierają się na ich posesję. - Niestety, zdrowie już nie to i nie mamy jak sobie z tym poradzić – dodaje.
Pani Krystyna od urodzenia mieszka w Jerutach. Męża znalazła w... lesie. Poznali się przez przypadek podczas zbierania jagód. Małżeństwem są już 52 lata. Oboje mówią, że jest to ich miejsce na ziemi i nie planują nigdzie indziej szukać szczęścia.
- Tu mamy wszystko. Blisko jeziora, lasy – mówi pan Stanisław.
Złota, polska jesień była udręką
Jednak sen z powiek państwa Grendów spędza jesień. A ta, jaka jest, każdy widzi. Nieco przewrotna, czasami kapryśna ale przede wszystkich niezła z niej bałaganiara. Wiedzą o tym szczególnie ci, którzy mieszkają w domach jednorodzinnych i każdego roku toczą walkę z opadającymi liśćmi.
- My też to wszystko sami ogarnialiśmy, ale zdrowie już nie te i ciężko jest nam z tymi liśćmi się uporać – wyjaśnia pani Krystyna.
A w przypadku małżeństwa z Jerut jest z czym się mierzyć. Dosłownie naprzeciwko ich posesji rosną dwa potężne klony, z których wciąż spadają liście. Zalegają na chodniku, a gdy zawieje wiatr, przez nikogo nieproszone wdzierają się na posesję państwa Grendów.
- Interweniowaliśmy w gminie. Prosiliśmy, żeby może przyciąć gałęzie – opowiada pan Stanisław. - Ktoś miał tu przyjechać z urzędu i zobaczyć jak to wszystko wygląda. Niestety chyba o nas zapomnieli.
Małżonków boli to szczególnie, że miejscowość była sprzątana, ale o jej krańcu i domu państwa Grendów najwyraźniej zapomniano. - Mówiliśmy o tym pani sołtys, prosiliśmy też radnego o to, by coś w naszej sprawie zrobił, ale liście jak tu były, tak są.
Prace społecznie bezużyteczne
W Urzędzie Gminy w Świętajnie poinformowano nas, że do dyspozycji pani sołtys zostało oddelegowanych dwóch pracowników w ramach prac społeczno-użytecznych.
- Pracą tych panów zarządzała pani sołtys. Przez dwie godziny dziennie ich zadaniem było wykonywanie prac porządkowych – powiedział nam Maciej Templin.
Niestety, 28 września, zakończyli oni prace na terenie Jerut, a ich główną rolą było dbanie o plac odnowy wsi.
- Panowie mieli w pierwszej kolejności zajmować się tym terenem. Kiedy skończyli prosiliśmy, by zajmowali się innymi miejscami – mówi sołtys Elżbieta Jabłonowska. - Być może nie zdążyli zrobić wszystkiego. 90 procent ich czasu to była praca właśnie na placu – dodaje.
Jednocześnie zaznacza, że faktycznie pan Grenda prosił ją o pomoc w uprzątnięciu chodnika, ale wówczas nie było jeszcze mowy o liściach.
- Jeżeli pomoc tym państwu będzie potrzebna postaramy się to jakoś zorganizować – zapewnia pani sołtys.
Tymczasem małżeństwo znalazło się w dość niekomfortowym położeniu. Droga w Jerutach to powiatówka. W związku z tym administrowanie nią leży w gestii Zarządu Dróg Powiatowych w Szczytnie. Ten jednak nie ma w kompetencjach sprzątania chodników, a jedynie odśnieżanie jezdni w czasie zimy. Ta sytuacja powoduje, że gmina ma związane ręce i nie może nikogo zadysponować do walki z liśćmi.
- Jeżeli chodzi o drzewa to znajdują się one na prywatnej posesji. Dlatego nie możemy nawet wykonać czynności pielęgnacyjnych – dodaje Maciej Templin.
Mili sąsiedzi mile widziani
Wygląda więc na to, że małżeństwo znalazło się w patowej sytuacji. W związku z powyższym państwu Grendom pozostaje jedynie albo zakasać (mimo problemów zdrowotnych) rękawy i samemu toczyć nierówną walkę z jesienią, zapłacić komuś za usługę lub pokochać zalegające wszędzie liście. Przyglądając się sytuacji w jakiej znaleźli się nasi bohaterowie zastanawiamy się ilu mieszkańców naszego powiatu dzieli ich los, boryka się z podobnymi niedogodnościami.
Być może rozwiązaniem takich problemów będzie jakiś czas temu wprowadzony przez rząd program odpłatnej pomocy sąsiedzkiej. Smutne jednak wydaje się to, że w wielu miejscach, nawet w tych małych miejscowościach, zanika duch solidarności. Przestajemy znać problemy sąsiadów i niechętnie ruszamy im z pomocą.
Chociaż pani Krysia i pan Stanisław problemów mają zapewne znacznie więcej niż jesienne liście, to wciąż są uśmiechnięci.
- Żona kolekcjonuje porcelanowe figurki, ja z kolei uwielbiam czytać książki i zbieram różne bibeloty – mówi pan Grenda.
Ich wspólny sposób na codzienność jest prosty i warto go od nich pożyczyć. - Nie przejmować się drobiazgami i iść przez życie z humorem – mówią zgodnie.
Kola Jeż
Zadzwonić do szkoły i w ramach zajęć edukacyjnych zrobią schroniska -zimowiska dla jeży. Kilka zdjęć i do prasy lokalnej i jest EKO. Ludzie trochę inwencji a nie narzekania.
Sposób na opał.
Brykiet z liści.