Reklama

Środa, 17 Grudzień
Imieniny: Jolanty, Łukasza, Olimpii -

Reklama


Reklama

Ewa Mirota: - Jesteśmy od zmieniania świata


Koła Gospodyń Wiejskich nie chcą być już symbolem stołu i pierogów. Chcą być traktowane jak te, kim dziś są naprawdę – organizacjami zmieniającymi społeczności od środka. Ewa Mirota z Lipowej Góry Wschodniej – inicjatorka I Powiatowego Forum KGW – mówi wprost: - Potrzebujemy nowego myślenia o nas. Jesteśmy nowoczesnymi kobietami, które budują wspólnotę, nie folklor.



Pani Ewo, skąd pomysł na forum kobiet, na takie spotkanie kół gospodyń z całego powiatu?

To przyszło naturalnie. Kiedy zaczęło powstawać coraz więcej kół gospodyń wiejskich, zobaczyłyśmy, że potrzebujemy nie rywalizacji, tylko bycia razem. Z Martą Turowską z Pasymia, z koła „Nad Kalwą”, zorganizowałyśmy pierwsze takie oddolne, ciche spotkanie w ośrodku Kalwa. Bez dotacji, bez kamer, po prostu – żeby się spotkać, porozmawiać, wymienić doświadczeniami. I to wtedy zrozumiałyśmy, że taka przestrzeń jest nam wszystkim bardzo potrzebna.

 

Czyli wszystko zaczęło się od kobiecej rozmowy.

Dokładnie. A potem pojawił się ktoś, kto nam zaufał. Nasz starosta Jarosław Matłach – bardzo otwarty na organizacje pozarządowe – był pierwszą osobą, do której się zwróciłyśmy. I tak naprawdę to on wszystko zorganizował. Dał nam przestrzeń, wiarę i odwagę, by z małego pomysłu powstało coś, co objęło cały powiat.

 

Czego dziś najbardziej potrzebują kobiety z kół gospodyń?

Zmiany myślenia o nas. Wciąż jesteśmy postrzegane przez pryzmat stołów i pierogów, a przecież my robimy dużo więcej. Koła aktywizują lokalne społeczności, łączą ludzi, uczą współpracy. To małe centra zmian społecznych, tylko że nikt tak o nich nie mówi.

 

Czyli gospodyni wiejska to już nie tylko pani w fartuszku, ale liderka?

Właśnie tak. Kobieta, która wstępuje do KGW, musi mieć dużo odwagi i dystansu do siebie, bo od razu zderza się ze stereotypami i czasem drwiną. Ale te kobiety mają ogromny potencjał. Wiele z nich pracuje zawodowo, ma wykształcenie, pasje, pomysły. To nie jest folklor, to są nowoczesne kobiety z charakterem, które potrafią zmieniać rzeczywistość.

 

W rozmowach o kobietach zawsze pojawia się temat mężczyzn. Jak Pani to widzi?


Reklama

Ciekawe, że gdy rozmawiamy o działaniach kobiet, niemal zawsze ktoś pyta o mężczyzn. Ale gdy mówi się o mężczyznach, nikt nie pyta, co w tym czasie robią kobiety. I to jest ta różnica. Nie jestem zwolenniczką takiego myślenia. Nie muszę tłumaczyć się, czy zostawiłam obiad na stole. Mój mąż jest dorosły, sam potrafi o siebie zadbać. I wspiera mnie tak samo, jak ja jego. To jest właśnie partnerstwo.

 

Ale panowie też zaczynają się inspirować.

Oczywiście! Coraz częściej słyszę, że mężczyźni planują stworzyć swoje organizacje, a niektórzy nawet chcą dołączyć do kół gospodyń. Widzą, że my robimy coś sensownego – budujemy wspólnotę, zmieniamy siebie i otoczenie. I dobrze, że chcą się uczyć od kobiet.

 

A jest tam dla nich miejsce?

Zawsze. Potrzebujemy siebie nawzajem, ale nie jesteśmy od siebie uzależnieni. Wsparcie obu płci jest potrzebne, choć nie niezbędne. Każdy ma prawo tworzyć swoją przestrzeń działania.

 

Jakie potrzeby mają dziś koła gospodyń?

Przede wszystkim – potrzebujemy przestrzeni do rozmowy. Takiej, gdzie można wymieniać doświadczenia, uczyć się od siebie, inspirować. Dożynki są wspaniałe, ale tam nie ma czasu na dyskusję. Potrzebujemy spotkań, w których naprawdę można się usłyszeć. Po forum zobaczyłyśmy, jak wiele to daje – rozmowa po wystąpieniach, wymiana kontaktów, pomysły na wspólne inicjatywy. Takich rzeczy nie da się załatwić przez Messenger.

 

A młodzi? Czy widzi Pani zainteresowanie młodszego pokolenia?

Tak, ale musimy ich do tego zachęcać. Młode kobiety często myślą, że koła to coś „dla babć”. A przecież to świetna szkoła działania społecznego. Dlatego chcemy ich więcej w naszych szeregach. One wniosą świeżość, nowe pomysły, energię. Bo żeby się rozwijać, trzeba patrzeć do przodu, nie wstecz.

Reklama

 

Forum, które Pani współorganizowała, zebrało sporo znakomitych gości.

Tak, i to było dla nas bardzo ważne. Przyjechały między innymi Adriana Porowska z Kancelarii Premiera, Marzena Zahorska – ekspertka ds. aktywności kobiet, Małgorzata Dymowska – liderka działań na rzecz kobiet na wsi, Beata Makarczuk-Jackowska, która od lat wspiera KGW. Była też wicemarszałek Sylwia Jaskulska. A przede wszystkim – były kobiety z całego powiatu. To one tworzyły atmosferę tej sali. To forum było bardzo kobiece, bardzo prawdziwe. I wymagało odwagi – również od naszego starosty, który zaufał kobietom i dał im głos.

 

Odważnie też było w tematach: fundusz feministyczny, łamanie stereotypów…

Tak. To nie była impreza z orkiestrą, tylko rozmowa o sprawach ważnych. Ale była też radość, bo kiedy kobiety spotykają się w takim klimacie, wszystko nabiera sensu.

 

Co dalej? Forum już za wami – a kolejne plany?

Chciałybyśmy, żeby to nie było jednorazowe wydarzenie. Marzy mi się, by stało się cyklicznym spotkaniem wszystkich kół z powiatu, bez dzielenia na gminy, bez administracyjnych murów. Bo razem możemy więcej. Może festiwal? Może przegląd działań kobiet wiejskich? Pomysłów jest mnóstwo. Ale najważniejsze to, by nie wracać do podziałów. Bo w tej wspólnocie wszyscy zyskujemy – kobiety, samorządy, całe środowiska lokalne.

 

Wiele mówi się dziś o roli kobiet w małych społecznościach. Pani pokazuje, że ta rola może być ogromna.

Bo kobiety mają w sobie siłę. Nie muszą niczego udowadniać – wystarczy, że robią swoje. A my robimy to od dawna, tylko może nie zawsze było to widoczne. Dzisiaj już nikt nie ma wątpliwości: Koła Gospodyń Wiejskich to nie folklor, to ruch społeczny.

 



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama