Czwartek, 21 Listopad
Imieniny: Cecylii, Jonatana, Marka -

Reklama


Reklama

Emeryt ze Szczytna ocalił życie tonących


Emeryt ze Szczytna Andrzej Filiński (69 l.) pływał właśnie z żoną łódka po jeziorze Świętajno, gdy usłyszał przeraźliwe wołanie o pomoc. Bez wahania rzucił się na ratunek dwóm młodym mężczyznom, którzy tonęli na środku jeziora. Jednego wciągnął na swoją łódkę, drugiemu podał kapok i uspokoił. Bez wątpienia młodzi mężczyźni zawdzięczają mu życie.


  • Data:

Do tego dramatycznego zdarzenia doszło w piątek, 26 czerwca, czyli w pierwszy dzień wakacji. Trójka młodych ludzi właśnie rozpoczęła wakacyjny weekend w Warchałach. Dwóch 26-latków i kobieta wynajęli rower wodny. Wypłynęli nim na środek jeziora. W pewnym momencie jeden z nich chciał się schłodzić i wszedł do wody. Niestety, zachłysnął się i zaczął tonąć. Na ratunek rzucił się jego kompan. Obaj zaleźli się w wodzie. Obaj nie umieli pływać. Dziewczyna, która została na rowerze wodnym, nie była w stanie samodzielnie dopłynąć do nich. Silny wiatr spychał rower i rozdzielał coraz bardziej całą trójkę. Zaczęła panikować. Wołać o pomoc. Za chwilę do krzyków o ratunek dołączyli się też dwaj mężczyźni, którzy byli w wodzie.

 

Ratunku!

 

W tym samym czasie na jeziorze znajdował się Andrzej Filiński wraz ze swoją żoną Barbarą. Pływali łódką.

 

- Momentami był jednak tak potworny szkwał, że musieliśmy schronić się w zatoczce – mówi pan Andrzej. - Wpłynęliśmy. Była tam cisza i słońce. W pewnym momencie usłyszałem przeraźliwy krzyk z wołaniem o pomoc. Powiedziałem żonie, że chyba nikt nie żartuje w ten sposób. Wychyliliśmy się łódką z zatoczki i wtedy zauważyłem dwóch chłopaków w wodzie i dziewczynę na rowerze wodnym. Wiatr spychał ich na środek jeziora i rozdzielał. Byli około 500 metrów od nas. Mam kłopot z kręgami szyjnymi, nie mogłem odwracać głowy, dlatego poprosiłem Barbarę, aby mnie nawigowała, a ja co sił w rękach gnałem im na ratunek. 5-7 minut takie płynięcie na pełnych obrotach i byłem przy pierwszym tonącym.

 

 

Uratował życie

 


Reklama

26-latek nie miał kapoku. Nie potrafił też pływać. Był blady i wycieńczony. Nie był w stanie samodzielnie dostać się na łódkę. Żona pana Andrzeja przesiadła się na dziób łodzi, potem małżeństwo wspólnie pomogło tonącemu wejść od strony rufy do łódki.

 

- Był blady jak ściana, niesamowicie wystraszony, myślę, że jeszcze kilka chwil a utonąłby – opowiada pan Andrzej. - Potem dopłynęliśmy do drugiego. Miał przy sobie kapok. Dlatego tylko go uspokoiłem, bo strasznie panikował i poprosiłem, aby złapał się naszej łodzi. Wspólnie podpłynęliśmy do 20-letniej dziewczyny na rowerze wodnym, którą wiatr znosił na środek akwenu. Była równie roztrzęsiona. Spanikowana. Płakała.

 

 

Nie czuje się bohaterem

 

Pan Andrzej pomógł pomógł obu mężczyznom przejść na rower wodny. Ktoś inny z brzegu wezwał pomoc. Nad jeziorem pojawili się strażacy, karetka pogotowia i policjanci. To oni przejęli całą trójkę.

 

Młodzi mężczyźni i kobieta to mieszkańcy Mazowsza. Ratownicy nie mają wątpliwości, że obaj panowie życie zawdzięczają panu Andrzejowi.

 

- Ten bez kapoku mówił nam, że musi koniecznie odnaleźć pana z łódki i osobiście mu podziękować, bo wie, że uratował mu życie – mówi „Tygodnikowi Szczytno” jeden z ratowników. - Gdyby nie pan Andrzej byłoby z nim maranie. Myślę, że moglibyśmy nie zdążyć mu na ratunek.

 

Pan Andrzej nie czuje się jednak bohaterem.

 

- Każdy postąpiłby identycznie na moim miejscu – mówi. - Od lat mam patent ratownika wodnego i choć nie przepracowałem tym zawodzie ani jednego dnia, to doskonale wiem, jak woda potrafi być niebezpieczna. Kapoki to podstawa. Tam ich zabrakło. Zabezpieczony, i to źle, był tylko jeden z mężczyzn. Kapok się wypiął i mu odpłynął. Przyznam, że panowie mieli dużo szczęścia, że byliśmy z żoną w pobliżu, bo inaczej byłoby z nimi krucho.

Reklama

 

Cieszą się wnukami

 

Pan Andrzej ma 69 lat, od dwóch jest emerytem. Urodził się w Szczytnie. Zawodowo był ślusarzem. Przez lata pracował m między innymi w Polskich Zakładach Zbożowych w Szczytnie. Wspólnie z żoną wychowali dwie córki.

 

- A teraz naszą radością jest księżniczka wnuczka i dwóch wnuków – żartuje. - Właśnie za chwilę jedziemy z nimi na rowery i może nad jezioro. To teraz nasza radość życia.

 

 

Alkohol i brawura

 

Sprawą zajmują się też policjanci. Z ich ustaleń wynika, że cała trójka spożywała alkohol.

 

- Młodzież złamała wszelkie możliwe zasady bezpieczeństwa podczas wypoczynku nad wodą – mówi sierżant Izabela Cyganiuk ze szczycieńskiej policji. - Gdyby nie szybka reakcja służb i pana Andrzeja, który akurat tamtędy przepływał, mogło dojść do tragedii. Przypomnę, że w ubiegłym roku w jeziorach powiatu utonęły 3 osoby. Z analizy przypadków utonięć wynika, że głównymi przyczynami tych wypadków były nieostrożność i alkohol.

 



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama