Poniedziałek, 29 Kwiecień
Imieniny: Hugona, Piotra, Roberty -

Reklama


Reklama

Ze Sławomirem Chmielińskim o bezpieczeństwie energetycznym i nie tylko


Materiał wyborczy. Sławomir Chmieliński chce zostać radnym Sejmiku Województwa Warmińsko-Mazurskiego. Podobnie jak inni kandydaci prowadzi intensywną kampanię wyborczą, ale jego cele i dążenia znacznie odbiegają od wyborczych standardów. Warto przyjrzeć się im bliżej. Najlepiej w rozmowie.



Zacznijmy od punktu, którego próżno szukać u konkurentów do mandatu w naszym okręgu, a i w kraju zapewne nikt inny albo niewiele osób ma taką propozycję...

Niewątpliwie chodzi o małe reaktory modułowe, czyli źródła energii, zabezpieczające potrzeby co najmniej jednego powiatu. To innowacyjna technologia, o której zaczęło się mówić na świecie nie dalej jak 15 lat temu. Raz jej hołdowano, później popadała w niełaskę, ale od kilku lat jest o niej coraz głośniej i coraz więcej państw jest nie tylko nią zainteresowanych, ale też ją stosuje. Najwięcej SMR, jak dotąd, uruchomiono w Indiach.

 

A w Polsce?

Chyba prekursorem w tej dziedzinie jest Orlen, który planuje wdrożenie technologii, będącej w kręgu zainteresowań blisko 30 krajów w tym USA, Kanady, Czech, Szwecji, Estonii i Polski. W planach tej spółki jest, aby do 2050 roku uzyskać niezależność energetyczną w oparciu o OZE i właśnie SMR czyli Small Modular Reactors.

 

W skrócie: co to jest?

Mała elektrownia atomowa o takiej mocy, że jest w stanie dostarczyć energię dla 300-350 tys. mieszkańców. Budowane są w całości ok. 30 m pod ziemią, a obszar ochronny to koło o promieniu zaledwie 300 m. Mogą i są budowane w niewielkim oddaleniu od skupisk ludności, co znacznie obniża koszty eksploatacji. Ich budowa też jest znacznie tańsza niż wielkich elektrowni. Wiatry nie zawsze wieją, słońce też nie zawsze intensywnie świeci, więc takie atomowe elektrownie lokalne stanowią pewne i stałe źródło energii. Mogą być źródłem głównym bądź uzupełniającym dla energii pozyskiwanej z OZE. To chyba jedyna obecnie droga do wyeliminowania, a przynajmniej znacznego ograniczenia zużycia węgla. I znacznie tańsza. Według danych Orlenu koszt produkcji 1 MWh w elektrowni węglowej to 233 euro, a w SMR – 114.

 

Co jednak do tego mają samorządy?

Jeszcze nic i to właśnie chciałbym zmienić, jeśli jako radny samorządu wojewódzkiego będę miał coś do powiedzenia. Chciałbym, aby małe reaktory modułowe zostały wprowadzone do planu rozwoju energetyki w Polsce, ale przede wszystkim chciałbym, aby samorządy, zarówno wojewódzkie, jak i powiatowe, mogły samodzielnie decydować o polityce energetycznej na obszarze swojego działania. Gdyby udało się doprowadzić do takich zmian, a zamierzam za nimi intensywnie i aktywnie lobbować, to za 8-10 lat SMR mógłby powstać w powiecie szczycieńskim. I dzięki temu mieszkańcy powiatu mieliby zapewnione bezpieczeństwo energetyczne, co w dzisiejszych, niepewnych czasach jest niezwykle istotne.

 

Ale nie siejesz paniki?

Nie i nie zamierzam. Trzeba jednak na teraźniejszość i przyszłość patrzeć realnie. Jedną, wielką elektrownię, zaopatrującą z pół kraju, łatwiej zniszczyć niż kilkaset małych, rozlokowanych w wielu różnych miejscach, niemających strategicznego znaczenia. Pewnie, że dziś nikt nie chce jakiegoś globalnego konfliktu zbrojnego, ale czy na pewno nikt? 85 lat temu też pewnie żaden zwykły człowiek nie chciał II wojny światowej, a jednak była. Po niej na świecie i głównie w Europie czyniono wiele, by wojny unikać i co? Krwawe jatki, gdy rozpadała się Jugosławia, od dwóch lat wojna w Ukrainie... Niezależnie od tego, jak bardzo wierzymy w ludzki rozum, musimy być też przygotowani na to, że komuś go zabraknie. A energia: prąd, ciepło – to dziś podstawa bytowania, dlatego małe reaktory modułowe są nam po prostu niezbędne.

 

Niezbędny nam jest pokój i spokój...

Owszem, ale tego nawet Unia Europejska nam na 100% nie zapewni. Jestem jednak przekonany, że w kontekście geopolitycznym tylko ona jest obecnie dla Polski gwarantem niezależności i niepodległości...

 

To credo społecznych działań znanego aktora Olgierda Łukaszewicza.

Fakt. Miałem niewątpliwą przyjemność poznać go osobiście jakiś miesiąc temu. Niezwykły człowiek, który od ponad 20 lat szczególną atencją darzy innego rodaka: Wojciecha Bogumiła Jastrzębowskiego, o którym można by powiedzieć, że – choć tylko na papierze – stworzył Unię Europejską ponad sto lat wcześniej, niż o niej pomyślano. I mnie bardzo ta postać zainteresowała tym bardziej, że to prawie nasz ziomek. Urodził się nieopodal Janowa, obecnie w powiecie nidzickim. I w Janowie jest głaz poświęcony jego pamięci. Niemniej Jastrzębowski jest ogólnie nieznany, szkolne podręczniki historii o nim nie wspominają. To stara się zmienić Olgierd Łukaszewicz, między innymi poprzez działania specjalnie powołanej organizacji o nazwie: My obywatele Unii Europejskiej – Fundacja im. Wojciecha B. Jastrzębowskiego.

 

Czym ów Jastrzębowski zasłużył na takie względy?

Dokumentem, którego oryginał, a co najmniej kopia, powinien zajmować honorowe miejsce w siedzibie Parlamentu Europejskiego. Już w 1831 roku, w trakcie Powstania Listopadowego napisał pierwszą w historii "Konstytucję dla Europy". Zawiera ona 77 punktów (artykułów), których znaczną część, niemal w takim samym brzmieniu, a już na pewno w takim samym znaczeniu można odnaleźć dziś w traktacie z Maastricht. Tyle że Jastrzębowski pisał o Europie jako zintegrowanym związku narodów, a nie państw. Jedynym wyznacznkiem istnienia i działania miało być prawo: najpierw narodów, później Europy, ale nie pozostające ze sobą w sprzeczności, które to prawo gwarantowało powszechną równość obywateli, bez względu na status, kulturę, język czy religię. Ciekawe jest np. to, że był Jastrzębowski – można powiedzieć – wrogiem martyrologii. Pisał, że dokonania, czy to narodów czy osób, które sławę zdobyły orężem, poprzez wojny, i tym się szczycą, należy puścić w niepamięć, a czyny takie nie na sławę, lecz na karę zasługują... Nie czas to i miejsce, by o osobie Wojciecha Jastrzębowskiego mówić więcej, ale zapewniam, że był to człowiek nietuzinkowy, swoimi ideami znacznie wyprzedzający czasy, w których żył, a jego "Konstytucja dla Europy" warta jest nagłaśniania i poznania.

 

O! Potępienie bohaterów wojennych w naszym kraju, a pewnie nie tylko, spotkałoby się z... potępieniem. Ale istotnie: wróćmy do teraźniejszości. Mówiłeś o wzmocnieniu uprawień samorządów lokalnych w zakresie polityki energetycznej. Czy tylko?

Oczywiście, że nie. Zależy mi generalnie na zwiększeniu roli samorządów w całokształcie zarządzania Polską. Odgórne decyzje, podejmowane w ciągu ostatnich ośmiu lat, wyraźnie zmierzały do centralizacji władzy, a tę już w kraju "przerabialiśmy", z mizernym zresztą skutkiem. O tym, co jest potrzebne np. w Dźwierzutach lepiej wiedzą mieszkańcy tej gminy czy ministerialni urzędnicy z Warszawy? Ja nie mam wątpliwości. Dlatego samorządowcy, zarówno gminni, jak i powiatowi czy wojewódzcy powinni mieć większy udział w tworzeniu prawa, budowaniu strategii rozwoju, polityk. I do tego też chciałbym dążyć, jeśli będzie mi to dane jako radnemu wojewódzkiemu.

 

Sejmik wojewódzki zajmuje się też bardziej "przyziemnymi" sprawami...

I nie zamierzam ich unikać. Na przykład edukacja. Tak się szczęśliwie złożyło, że mogłem swoim dzieciom zapewnić edukację językową, co pozwala im dobrze działać w biznesie w skali międzynarodowej. Czy w obliczu współczesnego świata młodym ludziom bardziej potrzebna jest wiedza o tym, z ilu kości składa się ludzki szkielet czy biegła znajość jezyka angielskiego? Myślę, że odpowiedź jest oczywista. Będę się więc starał o to, by zaistniały subwencje czy to rządowe, czy samorządowe, które zapewnią uczniom stały, codzienny kontakt z językiem obcym w ramach edukacji szkolnej. Inna sprawa lokalna. Zmorą mieszkańców ul. Mrongowiusza, a dalej gmin Szczytno i Dźwierzuty, a jeszcze dalej – mieszkańców powiatu mrągowskiego jest niesławna "sześćsetka" – droga wojewódzka, na której stan od lat wszyscy użytkownicy narzekają. Owszem, w ostatnich latach była remontowana na niewielkich odcinkach, ale to wszystko mało. I choć w sejmiku zasiadali przedstawiciele naszego powiatu, to nie udało im się doprowadzić do radykalnych, a pozytywnych zmian tej sytuacji. Może mi się uda?

Takich lokalnych problemów do rozwiązania jest wiele. Ze względu na lotnisko, zarządzanie którym leży w gestii samorządu wojewódzkiego, to właśnie od sejmiku w dużej mierze w najbliższych latach zależeć będzie rozwój naszego powiatu, bo do przemyslowego zagopspodarowania jest blisko 100 hektarów terenów okołolotniskowych. To na szczeblu samorządu wojewódzkiego zapadać będą decyzje o tym, jakie firmy, jacy inwestorzy na tym obszarze zaistnieją. Do tego, by te decyzje okazały się perspektywicznie jak najbardziej korzystne dla gminy Szczytno i ościennych samorządów, potrzebne jest duże doświadczenie biznesowe, a tego mi z pewnością nie brakuje.

 

Czy zatem powierzenie ci mandatu radnego wojewódzkiego stanie się panaceum na wszelkie powiatowe dolegliwości?

Zapewne nie. Aż takiej mocy nikt nie ma (śmiech). Niewątpliwie jednak, by liczba tych dolegliwości istotnie się zmniejszała, w samorządzie – każdym – potrzebni są ludzie, którzy nie tylko mają dobre chęci, ale już udowodnili, że potrafią te chęci przemienić w realne działania i osiągać pozytywne efekty. Czy są tacy wokół? Pani redaktor trochę mnie zna więc wie, że nie bez podstaw hasło wyborcze brzmi: Doświadczenie czyni mistrza...

Materiał opłacony przez KW Platforma Obywatelska



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama