Poniedziałek, 9 Czerwiec
Imieniny: Ady, Celii, Medarda -

Reklama


Reklama

W bibliotece literacko i zdrowo


Miejska biblioteka to miejsce, w którym łatwo natknąć się nie tylko na książkę, ale i na autora. W ostatnim czasie jakby rozwiązał się worek i spotkań z twórcami jest sporo. Niedawno pisaliśmy wizycie Krzysztofa Kozłowskiego, a w ostatnich dniach z czytelnikami spotkali się, nie...


  • Data:

Miejska biblioteka to miejsce, w którym łatwo natknąć się nie tylko na książkę, ale i na autora. W ostatnim czasie jakby rozwiązał się worek i spotkań z twórcami jest sporo. Niedawno pisaliśmy wizycie Krzysztofa Kozłowskiego, a w ostatnich dniach z czytelnikami spotkali się, niezależnie od siebie: Remigiusz Grzela oraz Wojciech Charewicz i Aleksandra Czarnewicz-Kamińska.

Remigiusz Grzela, zaledwie 35-letni, ale wielce doświadczony i nagrodzony prozaik, poeta, i dziennikarz, spotkał się z czytelnikami w piątek, 30 listopada. Jak podkreślają obecni – było to jedno z ciekawszych spotkań literackich, czemu sprzyjała nie tylko wybitna postać głównego bohatera, ale i fakt, że swoją opowieść związaną z tworzeniem ubarwiał on obrazami scen z teatralnych desek, na których sam reżyserował lub tez wystawiane były napisane przez niego dramaty.


Reklama

Po weekendzie, w poniedziałek 3 grudnia, w biblioteczne progi zawitali goście z literaturą podobnie egzystencjalną, również dotyczącą człowieczego życia, tyle że nie o ducha lecz ciało chodziło tym razem. Wojtek Charewicz i Ola Czarnewicz-Kamińska opowiadali bowiem jak doszlo do powstania książki kucharskiej „Dieta i Miłość” i jakie maja dalsze wydawnicze plany. Obecnych, sadząc po pytaniach i rozmowach, mniej interesowały walory literackie, a znacznie bardziej zdrowotne i nie tylko. Podczas spotkania zostało bowiem rozwianych kilka mitów, jak na przykład ten, dotyczący alkoholu. Okazuje się, tak przynajmniej zapewniała doktor dietetyki, że wcale nie jest korzystne dla zdrowia codzienne spożywanie maleńkiej porcji trunku 'dla rozrzedzenia krwi”. - Jeśli już, to mimo wszystko lepiej jest raz i dużo, byle ten raz był bardzo rzadko – twierdziła utytułowana pani dietetyk. Okazji do sprawdzenia tego twierdzenia w praktyce nie było, ale za to obecni mieli możliwość posmakowania tradycyjnych kanapek ze smalcem z tą różnicą, że chleb był własnego wypieku, a smalec był z... fasoli. Może przepis na ten specjał znajdzie się w kolejnej książce, bo smakowo różnicy dostrzec się nie dało, a z pewnością fasolowy smalczyk zdrowszy jest od swego tradycyjnego odpowiednika.

Reklama

Halina Bielawska

Fot. archiwum



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama