Piątek, 6 Czerwiec
Imieniny: Bonifacego, Kiry, Waltera -

Reklama


Reklama

Szczytno – CBŚ – Szczytno ważna trasa z ważnymi zadaniami


Skąd pomysł na utworzenie takiej odrębnej formacji w policyjnych strukturach?

 

Wymusiła to sytuacja w latach 90. Niemal od początku, po transformacji ustrojowej, w kraju zaczęła szerzyć się gangsterka, powstawały i działały wielkie g...


  • Data:

Skąd pomysł na utworzenie takiej odrębnej formacji w policyjnych strukturach?

 

Wymusiła to sytuacja w latach 90. Niemal od początku, po transformacji ustrojowej, w kraju zaczęła szerzyć się gangsterka, powstawały i działały wielkie grupy przestępcze o szerokich powiązaniach, a policja jeszcze nie umiała dość dobrze walczyć z tym zagrożeniem. W 1993 roku w strukturach policji wyodrębniona została kilkunastoosobowa grupa o kryptonimie „Maraton”, która miała zorientować się w skali zagrożenia przestępczością zorganizowaną, wówczas głównie kryminalną i narkotykową. W styczniu 1994 powołano Biuro do Walki z Przestępczością Zorganizowaną.

 

Czy kilka miesięcy pracy „Maratonu” dały jakieś efekty...

 

Oczywiście. Było wiadomo, że niezbędna jest odrębna, a przede wszystkim wyspecjalizowana formacja. Z czasem okazało się, że jest też bardzo duże zagrożenie przestępczością narkotykową i w 1997 roku powołano w Komendzie Głównej kolejną wyodrębnioną formację: Biuro ds. Narkotyków. Każde z tych biur miało swoje wydziały terenowe, podlegające wyłącznie centrali, a nie komendantom wojewódzkim. Po kolejnym roku czy dwóch okazało się, że oba biura depczą sobie po piętach, bo w znacznej większości grupy przestępcze działały zarówno na polu kryminalnym, jak i narkotykowym. Trzeba było powoływać odrębne grupy operacyjne w odniesieniu do konkretnych grup przestępczych czy też konkretnych działań, złożone z funkcjonariuszy obu biur.

 

Opisze pan jakąś wyjątkową sprawę z tego okresu?

 

Taką wspólną grupę zadaniową powołano wówczas do rozpracowania szlaku przemytu kokainy z Ameryki Południowej do Europy przez Polskę. W tym przemycie uczestniczyła grupa Pruszków. Dogadali się z Kolumbijczykami. Oczywiście przy tego rodzaju porozumieniach zaufanie jest ograniczone, dlatego kilku przedstawicieli Pruszkowa przebywało w tym czasie w Kolumbii, praktycznie jako zakładnicy. Narkotyki przemycane były drogą morską oraz lotniczą. W tej drugą ważną rolę odgrywali kurierzy. Kurierzy, co najmniej trzech, byli tez ze Szczytna. Sam ich zamykałem na lotnisku w Warszawie. To byli ludzie w okolicy 30. bezrobotni, a za to dostawali sporą kase.

 

Czy to było tak jak na amerykańskich filmach: połykali tę kokainę na przykład w jakichś gumowych opakowaniach?

 


Reklama

Tak też bywało. Sposobów było sporo i od sposobu zależało, ile towaru przemycano. Zwykle jeden kurier miał najmniej pół kilograma, a najwięcej półtora. Na przykład w grube podeszwy trampków wchodziło po pół kilo. Równie sprytna była organizacja przerzutów. W tym czasie nasi nie latali jeszcze do Ameryki. Południowej i wiadomo było, że jakby ktoś jednak tam poleciał i wrócił, zostałby bardzo dokładnie sprawdzony. Dlatego transport i kurierzy przydzieleni byli do tzw. tras długich i krótkich. W ramach długich kurierzy dostarczali narkotyki na różne europejskie lotniska, gdzie w strefie tzw. bezcłowej przekazywali je „naszym” kurierom, tym krótkim, którzy dostarczali kokainę do Polski. Stąd już nasi „hurtownicy” rozprowadzali ją na Zachodnią Europę.

 

To nie mogli od razu z Zurychu czy Hamburga?

 

Chodziło o szczelność granic i kontroli. Gdyby w takim Zurichu kurier opuścił strefę bezcłową zostałby bardzo dokładnie skontrolowany. Ryzyko utraty towaru było zbyt duże. Natomiast gdy kurierzy przekraczali granicę z Polski na Zachód, prawie nie byli kontrolowani, było więc łatwiej i bezpieczniej. Ten transport lotniczy przez kurierów nazywaliśmy „łyżeczką”, a morski to już był przemyt „chochlą”, bo to były ilości w dziesiątki kilogramów. I o tych akcjach, gdy zatrzymywaliśmy transport morski, było wtedy głośno.

 

Jakie były efekty pracy waszej grupy?

 

W sumie zatrzymaliśmy w ramach tej operacji, która trwała z półtora roku, ponad 150 kurierów w całej Europie. Tych spoza granic wystawialiśmy ich rodzimym policjom. Tam się cieszyli, a wyroki były u nich większe. Lokalna ciekawostką z pewnością będzie to, że co najmniej trzech z tych lotniczych kurierów pochodziło ze Szczytna. Sam uczestniczyłem w ich zatrzymaniu na lotnisku w Warszawie. To byli ludzie w wieku średnio około 30 lat, bezrobotni, a za ten transport dostawali dostawali sporą kasę.

 

 

To z pewnością jeszcze długa opowieść, ale nie można wszystkiego zdradzać. Wróćmy więc do CBŚ i tego, w jaki sposób i dlaczego zostało ono powołane.

 

Jest schyłek lat 90. Są dwa biura zajmujące się bardzo podobną działalnością. Depczemy sobie po piętach, mamy te same narzędzia, dubluje się logistyka. W tym czasie też zaczęła już działać analiza kryminalna i nie było sensu wykonywanie skomplikowanych analiz często w odniesieniu do tych samych zdarzeń czy ludzi. Ówcześni ministrowie (główny i zastępca), młodzi i mądrzy wsparli policyjny pomysł, by oba biura połączyć. Zaczęto nad tym pracować na przełomie 1998/99, choć bardziej z 1999 roku. Powołano pełnomocnika ds. utworzenia CBŚ, choć tej nazwy jeszcze wówczas nie było. I dokładnie 15 kwietnia 2000 roku oficjalnie połączono oba biura tworząc Centralne Biuro Śledcze. Pierwszym dyrektorem został insp. Andrzej Borek, wspaniały zresztą policjant.

Reklama

 

A pan?

 

W Biurze do Walki z Przestępczością Zorganizowaną byłem naczelnikiem wydziału operacyjno-śledczego i koordynowałem wszystkie największe operacje na terenie kraju. W tym czasie napisałem i obroniłem doktorat, i już w CBŚ zostałem naczelnikiem wydziału analiz i kontaktów międzynarodowych, a dokładniej stworzyłem ten wydział. W 2001 roku zostałem zastępcą dyrektora CBŚ, odpowiadałem za ten pion analityczny i pz, później kilka miesięcy pełniłem obowiązki dyrektora.

 

 

I odszedł pan?

 

Miałem do wyboru: albo zostać dyrektorem CBŚ, bo dostałem taką propozycję, albo ratować szczycieńską szkołę, której w tym czasie groziła praktycznie likwidacja. Wybrałem to drugie, bliższa ciału koszula i w marcu 2004 zostałem komendantem-rektorwem WSPol. Zadanie wykonałem, bo w lutym 2005 roku została znowelizowana ustawa o szkolnictwie wyższym, w której WSPol uzyskała status cywilnej wyższej uczelni. I od tego momentu szkoła w Szczytnie praktycznie przestała być zagrożona.

 

Myślę, że to, co już pan tu zasygnalizował wielu ludzi zainteresuje. Czy i jak można dowiedzieć się więcej?

 

Tak się składa, że już można. Akurat na tę okoliczność 15-lecia CBŚ udało się wydać książkę pt. „Centralne Biuro Śledcze – Centralne Biuro Śledcze Policji we wspomnieniach twórców i pracowników”, dzieło wspólne moje i Macieja Kędzierskiego, aktualnie oficera CBŚP. To trochę statystyki, a głównie rozmowy i wspomnienia około dwudziestu osób od początku związanych z CBŚ i prowadzonymi przez nie operacjami. Pozycja powinna być niedługo dostępna na rynku, a powoli pracuje już nad kontynuacją.

 

 

 



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama