Sobota, 7 Czerwiec
Imieniny: Laury, Laurentego, Nory -

Reklama


Reklama

Strażak biznesmen


 Skąd to dążenie do munduru?

 Z tradycji rodzinnej. Spora część mężczyzn z klanu Bobrów była w wojsku i gdy byłem jeszcze dzieckiem zostało postanowione, że także ja wspomogę armię. Nie miałem nic przeciwko temu i nigdy mi przez myśl nie przeszło, by być cywilem. Nie brakowało w rodzinie i innych mundurów. Dziadek był...


  • Data:

 Skąd to dążenie do munduru?

 Z tradycji rodzinnej. Spora część mężczyzn z klanu Bobrów była w wojsku i gdy byłem jeszcze dzieckiem zostało postanowione, że także ja wspomogę armię. Nie miałem nic przeciwko temu i nigdy mi przez myśl nie przeszło, by być cywilem. Nie brakowało w rodzinie i innych mundurów. Dziadek był kolejarzem, a ojciec, chociaż pracował w PKS-ie, to dodatkowo był także kierowcą OSP w Gromie, gdzie mieszkałem do lat dorosłych.

 Czyli szkoły kończyłeś tutejsze.

 Prawie wszystkie, poza strażacką. Podstawówka w Gromie, ogólniak w Szczytnie. Co prawda, próbowałem, zgodnie z mundurowym przesłaniem, uczyć się gdzie indziej, ale nie wychodziło. Najpierw wymyśliłem, że zostanę pilotem, więc próbowałem się dostać do liceum w Dęblinie. Coś im tam nie pasowało z moim wzrokiem i nie przyjęli. To postanowiłem zostać komandosem, kończąc liceum wojsk zmechanizowanych we Wrocławiu. Zdałem, ale mnie nie przyjęli, bo wykryli... rejonizację i mam iść do Torunia do liceum elektroniki i uzbrojenia. Ten kierunek mnie w ogóle nie interesował. To zostałem w Szczytnie i tu skończyłem liceum.


Reklama

 Ze zdjęć wnioskuję, że w tymże liceum bardzo, ale to bardzo dziewczyny cię oblegały. Co fotka, to inna panienka...

 Ale nie bez przerwy, chociaż mało brakowało. W ogólniaku zapisali mnie do klasy humanistycznej, w której spędziłem dosłownie jeden dzień. Okazało się, że na 29 uczniów byłem jedynym chłopakiem. A że w ostatniej klasie podstawówki też tak było, to powiedziałem: dość. Dziewczyny – owszem, ale bez przesady z tą ilością. Przeniosłem się więc do klasy ogólnej, gdzie „płciowo” było już mniej więcej równo. Gigantem nauki raczej nie byłem, ale tez i w kącie cichy nie siedziałem. Przyznam, że sporo psociłem, wymyślałem różne, niezbyt mile widziane przez nauczycieli „atrakcje”, żeby się coś działo. Mimo to wymyśliłem, że pójdę studiować na WAT, ale że wcześniej odbywały się egzaminy do szkoły pożarniczej, to pojechałem do Poznania. Trochę za sprawą Mariusza Gęsickiego, kolegi z wioski, który już tam był.

Reklama

I tak zostałeś strażakiem?

Właściwie tak, choć też nie bez przygód. Egzaminy zdałem, ale znalazłem się na tzw. liście rezerwowej. Postawiłem wszystko na jedną kartę i już żołnierzem nie próbowałem być. Kiedy jednak długo nie miałem żadnych wieści z Poznania, wsiadłem do pociągu i pojechałem, do komendanta szkoły chorążych. Ten mówi tak: „Akurat zwolniło się jedno miejsce, więc jak już tu jesteś, to zostań”. Nauka się zaczęła 1 września, a ja zacząłem 17, czyli po dwóch tygodniach. I tak, zupełnie nieprzygotowany, z marszu, zostałem w tej szkole...



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama