Mamy dziś wszyscy jeden ogromny problem i przynajmniej kilka innych z nim związanych albo zastępczych. Ten wielki to rzecz jasna covid, który wymknął się spod kontroli nie tylko u nas. Poziom ogłupiania społeczeństwa przez oficjalną propagandę osiągnął w tej sprawie szczyty wydawałoby się nieosiągalne. Przypomina to sytuację sprzed września 39 r. gdy byliśmy „silni, zwarci, gotowi”, „nie oddamy ani guzika” i tym podobne bzdury zweryfikowane szybko i boleśnie pomimo bohaterstwa żołnierzy i cywilów, a zakończony haniebną ucieczką władz przez most w Zaleszczykach.
Teraz rząd - a jakże - panował nad sytuacją przez całe lato, ostrzegał przed paniką, zachęcał szczególnie staruszków do spacerów do lokali wyborczych. Efekt na dziś to ponad kilkanaście (a bywa i więcej) tysięcy zakażonych dziennie i setki codziennie umierających. Rozsypka całkowita służby zdrowia, radosna improwizacja, zniknęły gdzieś siły zbrojne, które w walce z zarazą reprezentuje grupa amatorów z WOT uzbrojonych w termometry.
Tak, jak ta wspaniała II Rzeczpospolita, na której się dziś wzorujemy rozleciała się jak domek z kart, tak dziś mamy zupełny bałagan w przeciwdziałaniu zarazie. Mam nadzieję, że covid aż tak tragicznie się dla Polski nie skończy. Jest jeszcze na to szansa. Wynika przede wszystkim z przebudzenia się młodych Polaków.
Wykorzystując z właściwym sobie cynizmem zagrożenie epidemiczne „trybunał” kierowany przez kuchenne odkrycie prezesa pozbawił polskich kobiet jednej z ostatnich szans decydowania o swoim losie. Kobiety w końcu nie zdzierżyły i gremialnie wyszły na ulice. Także i u nas w Szczytnie. Autentycznie wściekłe! Można to codziennie wyczytać na niesionych przez demonstrantów plakatach. Śmieszy mnie oburzenie, z jakim spotkał się ostry język ich wypowiedzi.
Oburzenie wystąpiło rzecz jasna po stronie schamiałej już dawno i doszczętnie (patrz: „spieprzaj dziadu”, „mordy zdradzieckie” i parę innych pięknych sformułowań). Ale nie tylko. W wielu wypowiedziach opozycyjnych gentelmanów i dyżurnych paniuś telewizyjnych też słychać „fuj, jak tak można…”, „to niegrzeczne”, „należy panować nad językiem”. Ciotki dobra rada, cholera!
Jak Czytelnicy dobrze wiedzą, staram się w tych felietonach unikać wulgaryzmów i chociaż trafi się od czasu do czasu mocniejsze słowo to zupełnie wyjątkowo dla podkreślenia wagi wypowiedzi. Na co dzień też nie posługuję się tzw. „łaciną” a już w obecności kobiet nigdy. Kierowałem kiedyś dość sporym zespołem osób, w którym znaczną część stanowiły wspaniałe dziewczyny. W trakcie nagle zwołanej odprawy musiałem w mało delikatny sposób potrząsnąć trochę męską częścią grupy i w krótkich żołnierskich słowach postawić do pionu. Nie zauważyłem, niestety, że drzwi między salą odpraw a sekretariatem pozostały niedomknięte.
Gdy po jakimś czasie już na spokojnie zająłem się biurokracją dziwnie nieśmiała sekretarka podała mi filiżankę z ziołową herbatą. Spojrzałem zdziwiony, bo wcale o to nie prosiłem. To na uspokojenie, bo my szefa jeszcze takiego nie znałyśmy – usłyszałem. No cóż, proszę Państwa, czasem jak trzeba, to trzeba.
Wolę się więc nie domyślać co znaczy tak popularny ostatnio na plakatach zestaw gwiazdkowy ***** ***, ale świadczy o pewnej jednak samocenzurze. Z publicznym użyciem wyrazów powszechnie uważanych za obelżywe mamy do czynienia nie od dzisiaj. Sam mistrz Melchior Wańkowicz miał kiedyś dość przychylnie wypowiedzieć się o publicznym używaniu wulgaryzmów (jakie to były wtedy wulgaryzmy…). Złośliwi przyjaciele wciągnęli więc mistrza w zakład, że na najbliższym odczycie z udziałem generalicji i co gorsza kilku biskupów użyje bardzo niestosownego wówczas słowa „dupa”. Trudno, zakład rzecz święta, więc pisarz pokombinował i w końcu, gdy już pięknie naopowiadał słuchaczom o swej rodzinnej Litwie nawiązał do dziadowskiej odpustowej pieśni, której stosowny wers brzmiał „A na wieżycy święty Jurgens stoi i wielkim szydłem diabła w dupę koli.
Oooj, jak go boli…”. Była poczciwa dupa? Była! Zresztą to już XX wiek i wojenne rozprężenie obyczajów. Można też sięgnąć i do ojca języka polskiego Mikołaja Reja i jego „Kupca” gdzie jak byk się panoszy „Owociem przywiódł Biskupa Ale stoi jak dupa” albo też zerknąć w niemałe zasoby XVII-wiecznej i nader frywolnej poezji Jana Andrzeja Morsztyna (np. pod takim tytułem: „Nagrobek ku...e”).
Z szacunkiem więc należy potraktować samoograniczenie się autorów „wygwiazdkowanego” powyżej hasła. Przejrzałem ot tak na szybko kilka słowników i zarówno w „Słowniku języka polskiego PWN” pomiędzy „jątrzyć” a „jechać”, w „Księdze cytatów z polskiej literatury pięknej PWN” pomiędzy także „jątrzyć” a „jechać” jak i w „Słowniku ojczyzny polszczyzny” Jana Miodka pomiędzy „Jastrzębie Zdrój” a „jeden” nic innego nie znalazłem. Jak nie ma tam żadnego słówka to co znaczą wobec tego kolejne gwiazdki?
Wiesław Mądrzejowski (wiemod@wp.pl)
X-Men
Czy jeżeli ktoś pokaże środkowy palec, to też jest forma samocenzury? Czy poziom ogłupienia społeczeństwa przez oficjalną propagandę, też dotyczy młodych, którzy tłumnie roznoszą covid na manifestacjach? Czyżby i oni uwierzyli że rząd panuje nad epidemią? Ps. Prawdziwa cnota krytyki się nie boi, a szanowny pan, widzę strasznie się boi o zdrowie komentujących i po raz kolejny odsyła do specjalisty.
Krajan
To ciekawe, jakich argumentów potrafią się używać katolicy. Bo nie sądzę, aby autor komentarza o nicku \"ramzes\" należał do \"niechlubnej\" 1 procentowej mniejszości narodu polskiego.
wiesław mądrzejowski
Na starych przyjaciół zawsze można liczyć, nawet gdy zmieniają ksywki. Dzięki za niezmienne zainteresowanie. Doceniam i postaram się wykorzystać cenne uwagi. Miło, że się zgadzamy w kwestii źródeł zagrożeń. Też mnie cholera brała na widok \"turystów\" nie stosujących żadnych środków ostrożności. Widocznie również uwierzyli premierowi, że epidemia już zwycięsko została pokonana. Przy okazji - znam w Szczytnie świetną specjalistkę psychologa, mającą duże sukcesy w leczeniu różnych fobii. Jeżeli trzeba przekażę kontakt. Pozdrawiam.
ramzes
Jak zawsze niezwykle stronnicze i nienawistne wypociny pana Mądrzejowskiego. Były milicjant tęskni za komuną. Na pewno staruszkowie idący do urn nie przyczynili się aż w tak dużym stopniu do wzrostu zachorowań, jak to zrobiła \"warszawka\", która najechała nasze miasto. Całe ich tabuny wóczyły się po ulicach i sklepach, nie zachowując żadnych zasad bezpieczeństwa. Czytając okazyjnie pana felietony żałuę, że pana mama nie była zwolenniczką aborcji na życzenie, co tak gorliwie pan popiera.